• Facebook
  • Twitter
  • Google Plus
  • RSS
  • Mapa strony
Lakiernik

Wskrzeszając historię

Nie wyobrażam sobie odtwarzania przedsięwzięć militarnych bez wykorzystania oryginalnego sprzętu jeżdżącego lub skonstruowanych z dbałością o najmniejsze detale replik pojazdów – komentuje Mikołaj Klorek. Na co dzień zajmuje się badaniem dziejów konfliktów zbrojnych XX wieku w Zakładzie Historii Wojskowej Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Tworzył też od początku środowisko polskiego odtwórstwa historycznego minionego wieku. Dziś, w ramach portalu Wojennypoznan.pl organizuje i prowadzi inscenizacje, w których główną atrakcją są właśnie starcia zbrojne minionych dekad. Pojazdy to z jednej strony element najbardziej oczekiwany przez publiczność, z drugiej – nośnik olbrzymiego ładunku wiedzy.

Arsenał z Gostynia

W świecie rekonstrukcji historycznej, bo tak zwykle mówi się o działaniach pasjonatów ubranych w uniformy z minionych epok, pojazdy wojskowe stanowią element nieodłączny. Swoista moda na renowację maszyn wojny spopularyzowana została w naszym kraju mniej więcej w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jedną z kolekcji, która liczy się w tzw. „branży” jest zbiór pojazdów Handmet Military z Gostynia.
– Zaczęło się od zainteresowania starymi motocyklami. Pierwszym, który odrestaurowaliśmy był DKW NZ350. Później, obok przedsiębiorstwa budującego i odnawiającego powozy, zaczęliśmy realizować projekty stricte militarne. Najpierw była polska, przedwojenna kuchnia polowa – wspomina Sławomir Handke, założyciel i współwłaściciel gostyńskiej firmy Handmet. Dziś w jej „arsenale” znaleźć można między innymi niemiecki niszczyciel czołgów Jagdpanzer 38(t) Hetzer, samochody pancerne Daimler Dingo i M3A1 Scout Car, półgąsienicowe działo samobieżne T48 produkcji amerykańskiej, w Polsce znane jako SU-57 oraz oparty o to samo podwozie, transporter M3 Half-Track z moździerzem M1 kalibru 81 mm. Wszystkie są sprawne. Jeśli chodzi o dwa ostatnie typy pojazdów, to mechanicy Handmet Military uchodzą za niekwestionowanych specjalistów w skali ogólnopolską. To właśnie spod ich ręki wyszedł na przykład SU-57, który dziś podziwiać możemy w Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu.
Jak zdradza Sławomir Handke, akurat z tym, dość nietypowym jak na zasoby Wojska Polskiego, pojazdem do tej pory było najwięcej kłopotów. – Przywracając do stanu użytkowego historyczne maszyny należy włożyć maksimum wysiłku by jak najwierniej odtworzyć stan pierwotny. Jeśli, jak w przypadku SU-57, stan zachowania był bardzo zły, należało głeboko sięgnąć do innego rodzaju źródeł. Zawsze, co potwierdza nasza praktyka, istnieje ryzyko błędów popełnionych w dokumentacji już w epoce – informuje.
Odrębna kwestia to finanse. Jak udało się nam dowiedzieć koszt samej renowacji pojazdu plasuje się między kilkoma a kilkudziesięcioma tysiącami złotych. Do kwoty tej dodać należy cenę zakupu. Ta potrafi sięgnąć wartości wysokiej klasy współczesnego samochodu. – W dobie internetu historycznych maszyn szuka się najczęściej na portalach ogłoszeniowych, choć tam trafiają z reguły pojazdy najbardziej popularne. Ważne są także kontakty osobiste z hobbystami, czasem łut szczęścia – wylicza założyciel Handmet Military.
Gostyńskie pojazdy nie raz wzbogacały przedsięwzięcia z historią w tle. Przypomnieć należy, że Sławomir Handke jest jednym z organizatorów największego w Polsce zlotu pasjonatów odtwórstwa historycznego – organizowanej od 2008 r. „Strefy Militarnej” w Podrzeczu. Każdorazowo maszyny z jego kolekcji towarzyszą ubranym w historyczne mundury pasjonatom. Oprócz tego spotkać je można także na polach bitew w innych częściach kraju albo podczas organizowanej w dniu Europejskiej Nocy Muzeów, Gostyńskiej Nocy z Historią.
Aktualnie w hali montażowej Handmetu trwa renowacja kolejnych zabytków techniki militarnej. Wśród nich jest pojazd w Polsce niespotykany – samochód ciężarowy Fiat 18BL używany między innymi podczas I wojny światowej.
Moskwicz-Opel Szpachelwagen

– Oszacowaliśmy pewien budżet, dzięki któremu mieliśmy zrealizować całkowitą renowację. Okazało się, że potrzebujemy czterokrotnie więcej pieniędzy. No ale jak się bawić, to na całego – mówi Michał Hartung z Sopotu. Wraz z bratem, Krzysztofem, latem ubiegłego roku stał się posiadaczem Moskwicza 400. Znaleźli go, w stanie teoretycznie zdatnym do użytku, na jednym z popularnych portali aukcyjnych. Pojazd ten, produkowany między 1946 a 1956 r. to niemal idealna kopia wykorzystywanego także w szeregach niemieckiego Wehrmachtu, Opla Kadetta. To właśnie tę maszynę, spotykaną na wszystkich frontach ostatniego konfliktu globalnego postanowili przywrócić do życia. W zasadzie jest to replika, choć biorąc pod uwagę politykę władz ZSRR co do zagrabiania projektów powstałych w Niemczech, można śmiało twierdzić, że leżąca na pograniczu oryginału.
Bracia Hartung, udzielający się w podejmującym tematykę sił zbrojnych III Rzeszy, Stowarzyszeniu Rekonstrukcji Historycznej „Die Freiwilligen”, odbudowę swojej maszyny zlecili firmie zewnętrznej. Od pierwszego dnia aktywnie w niej jednak uczestniczyli. – Środki na odbudowę gromadziliśmy i nadal gromadzimy, bo samochód jeszcze gotowy nie jest, na bieżąco. Bierzemy udział w kolejnych etapach prac, dzięki czemu czujemy, że wóz jest naprawdę nasz. Cały czas także, własnym sumptem poszukujemy detali, które wzbogacą Moskwicza, przybliżając go wizualnie jak najbardziej do pierwowzoru, czyli sztabowego Kadetta – dodaje nasz rozmówca. W ten sposób udało się pozyskać między innymi charakterystyczną dla wozów Wehrmachtu lampę szlakową, tzw. Notek. – Największy problem stanowią nie detale, ale karoseria. Okazało się, że powłoka zewnętrzna składa się w większej części ze szpachlówki samochodowej, pod którą kryły się mocno nadwyrężone blachy. Fakt ten sprawił, że nasz Moskwicz, humorystycznie, choć nie bez pewnej goryczy, zaczęliśmy nazywać „Szpachelwagen” – komentuje Michał Hartung.
Debiut opisywanej maszyny miał miejsce w połowie sierpnia, podczas inscenizacji historycznej w Książu. Aby w niczym nie ustępował całkowicie oryginalnym samochodom wojskowym czasu II wojny światowej, zanim wóz opuścił garaż, wszyscy członkowie wspomnianego stowarzyszenia rekonstrukcyjnego, przeprowadzili zakrojoną na szeroką skalę kwerendę. W ruch poszły archiwalne fotografie czy instrukcje i to według nich w dużej mierze odtwarzano poszczególne elementy. Dziś, Moskwicz-Opel jest wizytówką „Die Freiwilligen”.

Na pytanie czy warto angażować siły i, niemałe przecież, środki w odbudowę pojazdów, które ktoś obejrzy raptem kilka razy w roku, nasi rozmówcy odpowiadają zgodnie: – warto. Dlaczego? Ponieważ renowacja historycznych maszyn to nie tylko pasjonujące hobby, ale też metoda przekazu wiedzy. Wiedzy, która w dzisiejszych czasach niestety wydaje się być marginalizowana. No bo czym przyciągnąć uwagę zwłaszcza młodego pokolenia do historii nie tylko militarnej, jak nie rykiem silnika dobywającym się spod pancerza, czy chrzęstem gąsienic? To właśnie jest edukacja na miarę XXI wieku.

Zobacz również

Dodaj ogłoszenie

Dodaj ogłoszenie

Newsletter
Bądźmy w kontakcie
Zapisz się do naszego Newslettera
Zapisz się
x