Kilka kilometrów na południe od Mielca leży miejscowość Kiełków. Tam od kilkunastu lat Wojciech Burek prowadzi warsztat blacharsko-lakierniczy. Jest miłośnikiem samochodów amerykańskich, off-roadu i.. swojej pracy. Lakiernictwo przez lata zmieniło się w hobby, którym zaraził żonę, Sabinę. Efekt jest taki, że pani Burek zawód „mama” łączy z zawodem kolorystki i twórcy grafiki wykonywanej aerografem.
Wojciech Burek z wykształcenia jest elektromechanikiem pojazdów samochodowych. Po szkole, w czasie praktyk w warsztacie naprawy samochodów, odnalazł radość w pracach blacharskich i lakierniczych. Od 2008 roku prowadzi własny warsztat i naprawia samochody, nie tylko amerykańskie. W rozmowie z reporterem żartuje, że praca, która sprawia radość, to nie praca. Czasem tylko jest tej pracy tak dużo, że brakuje czasu. Rozmowa z panem Wojciechem potwierdziła znaną prawdę o tym, że poznanie i zrozumienie tajników jakiegoś zawodu powoduje, że zawód zmienia się w pasję. O podobnych emocjach i radości, jaką czerpie z pracy przy doborze kolorów mówiła pani Sabina.
Po zakupie mieszalnika lakierów, pan Wojciech miał samodzielnie przygotowywać kolory w mieszalni. Opowiadając o tym żartuje, że kiedy technik zaczął wszystko pokazywać, to nie ogarnął tematu i postawił żonę przed faktem dokonanym… Po szkoleniu pani Sabina tworzy kolory i, jak sama mówi, praca kolorystki sprawia jej dużo radości. Kolejnym pomysłem był aerograf. Kurs aerografu w Pracowni Artystycznej ArtGarage Marka Szatkowskiego, okazał się strzałem w dziesiątkę. Pani Sabina pędzelkami, farbkami interesowała się „od zawsze”, przy trójce dzieci rysunki i malowanki też były codziennością, do tego jeszcze satysfakcja z komponowania kolorów w mieszalni – wszystko to razem sprawiło, że aerograf szybko skradł jej serce.
Trzeba było jeszcze przygotować specjalne pomieszczenie, wszak realia warsztatu naprawy samochodów nie sprzyjały ani tworzeniu wyszukanych grafik, ani czystości otoczenia. I jakoś tak się wszystko poskładało, że kiedy już praca z aerografem była możliwa, trafiło się konkretne zadanie. Pani Sabina, pytana ot, co daje większą frajdę – bycie kolorystką czy praca z aerografem nie bardzo potrafiła odpowiedzieć
– Satysfakcję daje mi jedno i drugie, aerograf jest wciąż pewną nowością, ale fakt, że mogę coś zrobić, stworzyć, bardzo cieszy. Z drugiej strony przygotowanie koloru też daje radość, kolor na ten motocykl wymyśliłam sobie sama, niby jest prosty, lekko złoty, ale bardzo ładnie zmienia się w słońcu… Zrobiłam go dla siebie, nie z receptury… Jedno z drugim fajnie się łączy, bo dzięki temu, że mamy ten mieszalnik, każdy kolor mogę mieć na już, gdy coś mi się wymyśli. To jest super, nie muszę jechać, szukać, kombinować skąd go wziąć tylko mogę kolor przygotować sobie sama.
Wspólnym dziełem małżeństwa Burków jest naprawa lakiernicza i stworzenie unikalnego malowania motocykla Indian Chieftain z 2017 roku. Pojazd trafił do warsztatu trochę przypadkiem. Stały klient, któremu pan Wojciech od lat naprawia samochody, kupił motocykl po drobnym wypadku. Indian był lekko uszkodzony po kolizji, został uderzony z tyłu. Technicznie był w 100% sprawny. Motocykl się przewrócił i był troszkę podrapany, miał lekko wgnieciony błotnik. Pan Wojciech zajął się usunięciem ubytków, naprawą elementów blacharskich i przygotowaniem elementów do lakierowania.
Oryginalnie pojazd był polakierowany białą perłą. Na początek wszystkie elementy zostały zmatowane papierem na gąbce #320, ubytki uzupełniono nie szpachlą, tylko klejem do plastiku. Chodziło o to, żeby wypełnione miejsca nie zapadały się po pokryciu powłokami lakierniczymi. Po uzupełnieniu ubytków nałożony został podkład wypełniający Filler HB. Następnie, przed nałożeniem bazy elementy pokryto kolejnym podkładem metodą „mokre na mokre”. Finałem tego etapu była warstwa czarnego lakieru. W codziennej pracy pan Wojciech korzysta z produktów systemu Dynacoat i te materiały wykorzystywane były przy pracach nad Indianem. Polakierowane na czarno elementy trafiły w ręce, a raczej pod aerograf pani Sabiny.
– Starałam się zrobić coś, z czym sobie poradzę… Ten motocykl był dla mnie wielkim wyzwaniem, dostałam wolną rękę i mogłam robić to, co sobie wymyślę.
Pani Sabina tworzyła grafikę motocykla wieczorami, bez pośpiechu, niejako dla własnej przyjemności. Nie myślała o tym, jak to się skończy. Realizowała swój pomysł i wymyśloną symbolikę. Poszła w linie, znaki, elementy geometryczne. Malowanie wymyślanych kształtów i kolorów było czasochłonne, ale tworzenie wszystkich grafik sprawiało autorce dużo przyjemności.
Pani Sabina nad Indianem pracowała wieczorami, w sumie przez około miesiąc. Kiedy już wszystkie prace kolorystyczne i graficzne zostały zakończone, to na gotowe elementy poszła żywica Basecoat Pro 4010 poprawiająca głębię kolorów i przyczepność. Następnie położone zostały dwie warstwy lakieru bezbarwnego. Pierwsza warstwa przez tydzień się utwardzała, po czym została zmatowana papierem #1000 i nałożona została warstwa druga.
Końcowym etapem prac było polerowanie z wykorzystaniem dwóch maszyn, padów i past firmy Rupes. Wszystkie prace sprawiły, że stworzone na motocyklu wzory robią wrażenie przestrzenności, a kolory nabrały intensywności i głębi. Fotografowanie tak wykonanych prac lakierniczych nastręcza mnóstwo problemów – niczym w lustrze odbija się wszystko… Efekt dla Wojciecha i Sabiny jest satysfakcjonujący, tym bardziej, że ci, którzy mogli obejrzeć motocykl byli zachwyceni. Trzeba przy tym zauważyć, że Indian to ikona motocykli, marka bardziej szacowna niż Harley-Davidson, do tego… produkowany w Polsce.
Akurat opisywany motocykl pochodzi jeszcze z fabryki w Ameryce, ale nie zmienia to faktu, iż kolorystyka i wzory graficzne musiały harmonijnie zgrać się zarówno z kształtem maszyny, jak i 123 latami barwnej historii Indiana. Moim zdaniem temu wyzwaniu państwo Burek sprostali. A jakie zdanie mają Czytelnicy Lakiernika?
Tekst: Mirosław Rutkowski zdjęcia: Sabina Burek
Odwiedziliśmy największe muzeum motoryzacyjne w Polsce, które znajduje się w Oławie na Dolnym Śląsku. W ogromnej hali jest kilkaset różnego rodzaju pojazdów, przede wszystkim historycznych. „Zobaczymy tu np. ostatniego wyprodukowanego Fiata 126p, najstarsze auto …
(fot. 01) Letnia Aura sprzyja. Trwa czas wyjazdów nad morze. Proponuję dzisiaj pokazać przykład malowania aerografem fal morskich z odrobiną nieba i plażowego piasku. (fot. 02) Korzystamy z naturalnego szablonu, którym okazuje się być krawędź …
. O tym, że amerykańska motoryzacja była z innej planety niż europejska, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę samochodami się interesują. O ile globalne modele światowych producentów samochodów wypchnęły z dróg krążowniki szos, to amerykańska …
Szymon Orzeszko z Nysy, właściciel Orzech Custom Painting już tradycyjnie dzieli się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem. Nie lubi mówić o sobie „artysta”: – Staram się być dłońmi kogoś, kto sam nie potrafi pracować …
Nazywali ten samochód różnie, „Zemsta Honekera”, „Trabi”, „Mydelniczka”, „Karton”, „Trampek”… Nie był najbardziej pożądanym samochodem PRL-u, ale jego posiadacz i tak miał powody do dumy. Miał samochód! Kosztował podobnie jak Fiat 126p (czyli około …
W przyszłym roku firma PHU Auto Piotra Jaworowskiego z Konstantynowa Łódzkiego, będzie świętować 30 – lecie istnienia. Jednak początki jego aktywności w branży sięgają jeszcze końca lat 80-tych. – Kiedyś sprzedawał ten kto miał, a …
. O tym, że amerykańska motoryzacja była z innej planety niż europejska, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę samochodami się interesują. O ile globalne modele światowych producentów samochodów wypchnęły z dróg krążowniki szos, to amerykańska …
– Wolę mieć cel i go realizować niż marzyć – mówi Sławomir Gołąb, właściciel Serwisu Blacharsko – Lakierniczego AACOLOR w Myślenicach. Firma powstała w 2020 roku. Widok Astona Martina, Maserati, Maclarena czy Porsche czekających tu …
Szymon Orzeszko, który od dwudziestu lat maluje aerografem po raz kolejny dzieli się z nami swoją wiedzą, tym razem opowiada jak malował motocykl, którego głównym tematem przewodnim była osoba generała Witolda Urbanowicza dowódcy dywizjonu 303 …