Na początku, jak to w życiu, był przypadek. Kilka rozklekotanych „żuków” z demobilu, które uczniowie szczecineckiego „mechanika” postawili na koła. Później już restauracja starych pojazdów stała się specjalnością szkolnych warsztatów i wizytówką całego Zespołu Szkół nr 5 w Szczecinku.
Z zewnątrz szkolne warsztaty popularnego „mechanika” w Szczecinku niczym specjalnym się nie wyróżniają. Ot, typowe parterowe hale wzniesione w epoce późnego Gierka. Ale już wewnątrz widać, że w warsztatach panuje wzorowy wręcz porządek. Wokół całkiem współczesnych pojazdów uwijają się chłopcy w drelichach. Naszą uwagę przykuwa rozebrany na czynniki pierwsze wiekowy traktor Ursus C45. Właściwie bardziej się domyślamy i zgadujemy niż wiemy, że to ciągnik. O tym, że potężny blok silnika to serce rolniczej maszyny świadczą właściwie stalowe obręcze kół na tylnej osi.
Zmagania z marzeniem rolników z połowy minionego wieku trwają już kilka miesięcy. Ursus C45 pracował kiedyś w miejscowej szkole rolniczej podarowany jej przez jednego z absolwentów. Potem kilkanaście ostatnich lat spędził pod chmurką w mini-skansenie szkoły rolniczej w Świątkach. To perełka motoryzacji z czasów Bieruta. – Ma unikatowy silnik, średnioprężny, diesel dwusuwowy – cmoka z zachwytu Piotr Kochański, kierownik warsztatów. Początkowo mieli zadanie jedynie go odrestaurować, aby przywrócić dawny wygląd. Teraz jednak chcą go uruchomić. – Mamy ambicję, aby ciągnik na chodzie był ozdobą dożynek powiatowych ze wrześniu – P. Kochański wyjaśnia, że reaktywację Ursusa wspomaga finansowo starostwo. A jest co wspomagać, bo dość powiedzieć, że chłodnice do reanimowanego właśnie ciągnika Ursus C45 z lat 50. kosztują… 27 tysięcy złotych.
Wzorcem dla ciągnika skopiowanym przez polskich konstruktorów był niemiecki traktor Lanz Buldog, którego sporo sztuk ostało się zaraz po wojnie na naszych terenach. Prototyp pojazdu rolniczego, którego zrujnowany kraj potrzebował na gwałt, był gotowy już w 1947 roku. Prosta i niezawodna konstrukcja zaczęła wkrótce zjeżdżać z taśm fabryki w Warszawie.
Ocalały w Szczecinku egzemplarz to unowocześniona wersja Ursusa C451 produkowany w latach 1954-59. Pierwszą nowością rzucającą się oczy było zastąpienie stalowy kół oponami (stąd popularna nazwa sagan na gumowych kołach). Silnik zasadniczo się nie zmienił, choć także został zmodernizowany. Jednocylindrowa jednostka napędowa dwusuwowa średnioprężna montowana była jeszcze w latach 60., gdy produkcję Ursusa przejęły zakłady w Gorzowie Wielkopolskim.
Zaczynali od „żuków”
Retro-warsztaty w Zespole Szkół nr 5 w Szczecinku zaczęły się nieco przypadkowo kilkanaście lat temu od remontu trzech zdezelowanych „żuków” gaśniczych dla okolicznych jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej. W spadku po PRL druhowie dostali rozklekotane pojazdy, którymi musieli jeździć do pożarów. I dzięki pomocy uczniów „mechanika” było to możliwe do chwili, gdy OSP zaczęła dostawać nowsze wozy w spadku po strażakach zawodowych. Warsztaty wyrobiły sobie jednak dobrą markę, w branży motoryzacyjnej pocztą pantoflową rozeszła się wieść, że stare auta restaurują tu porządnie i niedrogo. – Z czasem ludzie zaczęli nam zlecać renowację starych pojazdów, bo pojawiła się moda na auta retro – mówi szef warsztatów Piotr Kochański. A nie każdy ma smykałkę, aby samemu postawić stary samochód na koła.
Większość samochodów i motocykli trafiała tu w opłakanym stanie. To były po prostu wraki. Trzeba je było rozłożyć na czynniki pierwsze, naprawić niemal wszystko. Poza poważniejszymi pracami lakierniczymi zlecanymi na zewnatrz, szczecineckie warsztaty i ich młodzi adepci – pod okiem doświadczonych fachowców – są w stanie uporać się z większością zadań. Niektóre części należało samemu dorobić, większość jednak odszukać, co nie jest łatwe, bo zwykle nie ma żadnych planów, a fabryki już ich nie produkują. Czasami trzeba przerabiać instalacje i układy samochodowe, aby dostosować je do współczesnych wymogów. – Wertuje się więc książki i internet w poszukiwaniu podzespołów – mówi szef warsztatów. – Na szczęście są strony kolekcjonerskie, giełdy części, czy w końcu firmy zajmujące się wykonywaniem części do replik.
To jednak sporo kosztuje.– Odrestaurowanie średnio zniszczonego pojazdu to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych – mówi P. Kochański. Są jednak pasjonaci, których na to stać.
Szkoła zawodu
Renowacja zajmuje zwykle od kilku miesięcy do nawet roku żmudnej pracy. Efekty są jednak zdumiewające. Auta wyglądają jak nowe, oczywiście jeżdżą, a każde bez problemu przechodzi badania techniczne. Uczniowie „mechanika” postawili już na koła m.in. volkswageny „garbusa” i T1 z lat 60., Warszawę 326, motory SHL, WFM i WSK. Remont i składanie zabytków motoryzacji to szkoła zawodu, jakiej przyszłym mechanikom nie zastąpi nic innego. Owszem, nowoczesne samochody są naszpikowane elektroniką. – Ale w mechanice obowiązują pewne niezmienne kanony, dobry mechanik, który je pozna, pomyśli przy naprawie nowego auta i sobie poradzi właśnie dzięki doświadczeniu zebranemu teraz – nie ma wątpliwości szef warsztatów. Efekty już widać. Uczniowie sami kupują zdezelowane zabytki polskiej motoryzacji – „maluchy”, polonezy i duże fiaty, które na własny użytek przywracają do życia.
Bartek Sobczak szczecinecki „mechanik” skończył już kilka lat temu. Szkołę życia i zawody przeszedł w szkolnych warsztatach zmagając się z Volkswagenem T1, czyli ulubionym pojazdem hipisów z lat 60.. Potem już na własną rękę odrestaurował poczciwego „malucha”. Dziś ma własną firmę lakierniczą, a w garażu wrak Renaulta R 2060 z 1947 roku. – Kupiłem go od znajomego z Krakowa – mówi Bartek, który nie ukrywa, że nie podjąłby się zadania renowacji wiekowego busa bez doświadczeń zebranych w czasie nauki. – Na razie jest w kiepskim stanie, ale wkrótce będzie na co popatrzyć. Dodajmy już tylko na zakończenie, że B. Sobczak sam dziś zatrudnia na praktyce ucznia z „mechanika”. – Wkrótce sami bierzemy się za ratowanie kolejnego zabytku motoryzacji, czyli „garbusa” – mówi.
Ten motocykl to prawdziwa legenda. Chyba wszyscy kojarzą go ze słynnej komedii „Nie lubię poniedziałku”. MZ ES 250 Trophy w latach 70-tych królował na polskich drogach. Pojazd, który dziś wzbudza niemałe zainteresowanie wśród miłośników motoryzacji …
Suzuki LJ 80 (eljot) to samochód legenda. Kultowa terenówka produkowana w latach 1977-1983 kojarzona z wakacyjnym autem zapisała się w historii i do dziś budzi wśród wielu osób sentyment. Tak jest w przypadku Piotra Gacia …
Jak sam mówi jest w stanie namalować wszystko, od figur geometrycznych po czaszki i płomienie. Swoją pasję do aerografii nieustannie rozwija i cały czas eksperymentuje. Marcin Tatar Tatarczuk daje drugie życie motocyklom, a jego …
Malowanie kasku może być dość proste, ale dające satysfakcję lecz możemy też mieć bardziej skomplikowany wzór. Malujemy kask na kolor, dookoła szparunek, obwódka w postaci jednej lub dwóch linii, do tego logo i mamy naprawdę …
Tegoroczna edycja ugruntowała poznańskie wydarzenie jako największe w Polsce targi pojazdów zabytkowych. Na rekordowej powierzchni – w 5 halach na niemal 35 000 m2 – znalazło się 948 pojazdów. Zobaczyło je 26 742 zwiedzających. W …
W przyszłym roku firma PHU Auto Piotra Jaworowskiego z Konstantynowa Łódzkiego, będzie świętować 30 – lecie istnienia. Jednak początki jego aktywności w branży sięgają jeszcze końca lat 80-tych. – Kiedyś sprzedawał ten kto miał, a …
. O tym, że amerykańska motoryzacja była z innej planety niż europejska, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę samochodami się interesują. O ile globalne modele światowych producentów samochodów wypchnęły z dróg krążowniki szos, to amerykańska …
– Wolę mieć cel i go realizować niż marzyć – mówi Sławomir Gołąb, właściciel Serwisu Blacharsko – Lakierniczego AACOLOR w Myślenicach. Firma powstała w 2020 roku. Widok Astona Martina, Maserati, Maclarena czy Porsche czekających tu …
Szymon Orzeszko, który od dwudziestu lat maluje aerografem po raz kolejny dzieli się z nami swoją wiedzą, tym razem opowiada jak malował motocykl, którego głównym tematem przewodnim była osoba generała Witolda Urbanowicza dowódcy dywizjonu 303 …