Ta naprawa zaczęła się w 2017 roku. Na parkingu ktoś konkretnie przytarł zderzak – prawy przód. Koszt naprawy w ASO był dla właścicielki zbyt duży, sprawcy nie było, więc decyzja – naprawimy samodzielnie. Co z tego wyszło? Zobaczcie sami.
Mąż właścicielki sympatycznego Picanto jest artystą malarzem, ma więc najróżniejsze techniki malarskie opanowane. Zeszlifował obszar zdartego lakieru, kupił szpachlę, zamówił dobrany według numeru kolor lakier w sprayu i, także w sprayu, bezbarwny. Po zeszlifowaniu powierzchnię wyrównał szpachlą, po czym pokrył ją kolorem. Sporo tego poszło, trzeba było kilku warstw, aby pokryć szpachlę. I na koniec warstwa bezbarwnego. Dzień był niezbyt ciepły, pochmurny, ale powłoki dość szybko wyschły. Co prawda pojawiło się kilka zacieków, ale ogólnie było jako-tako, czyli niekoniecznie tak, jak być miało. Przy okazji okazało się, że malarstwo sztalugowe i lakiernictwo samochodowe, to dwie zasadniczo różniące się sztuki.
Następnego dnia właścicielka samochodu postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i zabrała się do polerowania. Okazało się, że warstwy lakieru nie odparowały i nieutwardzone warstwy koloru ciągnęły się i rozmazywały, efekt „jako-tako” zmienił się na „paskudny”… Jako że lakier nie jeździ, a samochód technicznie był w pełni sprawny, to tak zostało. Minęło sześć lat.
Sześć lat później za naprawę wziął się kolejny amator. Poczytał w Lakierniku co i jak, popytał fachowców i poszedł do sklepu. Kupił szpachlę, papiery ścierne #400 i #600, preparat odtłuszczający, najmniejsze opakowanie szpachli, podkład epoksydowy, lakier bezbarwny i umówił się w mieszalni na przygotowanie koloru. Naprawa musiała być prowadzona przed garażem, po ustawieniu samochodu między otwartymi wrotami; wewnątrz było zbyt ciasno, ciemno i, w upale, duszno.
Po zabezpieczeniu sąsiednich elementów taśmą i gazetami zaczęło się szlifowanie. Warstwy starych lakierów były tak grube, że po kilku próbach szlifowania papierem #400 lepiej było użyć #120, potem #200 i dopiero na końcu #400. Po usunięciu starych warstw i wyrównaniu całości, odpyleniu i odtłuszczeniu powierzchni, szpachla uzupełniła ubytki i wgnioty oraz zostały wyprowadzone drobne nierówności. W pełnym słońcu szpachla wyschła szybciutko i zaczęło się mozolne, ręczne szlifowanie zakończone najdrobniejszym papierem
Dokładność szlifowania sprawdzana była ręcznie, wykonawca czytał o pudrach kontrolnych, ale uznał, że nie ma potrzeby z nich korzystać. Następnego dnia, po dokładnym odtłuszczeniu miejsca szpachlowane zostały pokryte podkładem epoksydowym i, po jego wyschnięciu, lakierem bazowym. W pełnym słońcu odparowanie trwało minuty, dlatego szybko mogła być położona druga warstewka koloru i pół godziny później bezbarwny. Nie bardzo udało się cieniowanie, co wynika z nieco zbyt intensywnego pokrycia fragmentu blisko taśmy osłaniającej. W efekcie widoczna jest różnica w odcieniu fragmentu naprawianego od zasłoniętego. Pomimo to wszystko byłoby nieźle, gdyby nie nagłe porywy wiatru, które podrywały pył osiadający na świeżo położonych, przesychających warstwach. Trzy (upalne i suche) dni później polerowanie. Maszyna polerska „dual action”, miękka gąbka i One Step marki Brayt. Drobin krzemu, które nawiał wiatr, oczywiście, nie dało się spolerować, ale całość zaczęła wyglądać akceptowalnie. Po użyciu szybkiego wosku (Brayt T3) właścicielka auta stwierdziła, że jest bardzo zadowolona.
Oczywiście nie da się efektu tak wykonanej naprawy porównać z uzyskanym w profesjonalnym warsztacie, ale też nie da się porównać kosztów. W przypadku opisanego Picanto całkowite koszty zamknęły się w kwocie 200 złotych, czyli całość kosztowała tyle, ile zostało zapłacone w sklepie. Teoretycznie należałoby doliczyć wartość roboczogodziny, ale to była koleżeńska pomoc… Warto by też uwzględnić amortyzację polerki i energię elektryczną pobraną w czasie polerowania. Tych kosztów jednak nie policzono.
Propozycje naprawy u lakierników wahały się między 500 do 2500 złotych, a na taki wydatek właścicielka samochodu nie bardzo mogła (chciała?) sobie pozwolić. Takich klientów jest w Polsce sporo, chcieliby, aby ich samochód wyglądał dobrze, ale na profesjonalnie wykonane naprawy najczęściej ich stać jedynie wtedy, kiedy koszt pokrywa ubezpieczenie sprawcy. Zawsze w kolizjach i zdarzeniach parkingowych uszkodzone są co najmniej dwa pojazdy, ale kierowca tylko jednego jest sprawcą. Profesjonalny warsztat lakierniczy z pełnym wyposażeniem działający zgodnie ze wszystkimi wymogami w cenę każdej usługi musi wliczać wszystkie niezbędne koszty funkcjonowania. Zrozumiałe jest, że nie może konkurować ceną usługi z amatorem czy fachowcem, który wykonuje takie naprawy w garażu. Często wycena naprawy szkody proponowana przez firmę ubezpieczeniową satysfakcjonuje posiadacza samochodu, który chce wykonać pracę samodzielnie lub u „kolegi w garażu”, jednak ta sama kwota nie pokrywa realnych kosztów naprawy w odpowiednio wyposażonym, profesjonalnym warsztacie blacharsko-lakierniczym…
Tekst i zdjęcia: Mirosław Rutkowski
Marzysz o otwarciu własnej lakierni, ale zniechęcają Cię skomplikowane przepisy? Ten artykuł jest dla Ciebie! …
Proces lakierowania pozornie wydaje się prosty – bierzemy pistolet i rozpylamy lakier. Ale diabeł tkwi …
AkzoNobel wprowadza nowoczesne technologie, takie jak kabiny lakiernicze zasilane wodorem, szkolenia VR i cyfrowe narzędzia, …