Gdy mówi, że zaledwie w 2019 roku wykupił podstawowy kurs aerografii, pytamy, czy aby nie pomylił daty. A on się śmieje, że do fachu, który stał się jego miłością i pasją, dochodził nieco okrężną drogą. Jej początek naznaczyła mama, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych. Potem odnalazł się świetnie w znanej agencji reklamowej. Ale przecież oprócz sztuki, od dziecka kochał motoryzację. Aerograf był więc jego przeznaczeniem. Tym razem, do świata swoich niezwykłych, ale i mrocznych prac, zaprasza Custom Punch by Andrzej Kuciarski.
Do tego kursu z 2019 roku wrócimy, ale zaintrygowała nas Twoja mama
– I słusznie, bo to dzięki niej już jako dzieciak, zupełnie nieświadomie, na co dzień obcowałem ze sztuką. Mamie najbliższe było malarstwo i grafika. Potem weszła mocno w wystrój wnętrz, modernistyczne, minimalistyczne projekty. Pamiętam, że jako kilkulatek wybrałem się na karuzelę z jej rzeźbą z czasów studiów, kawałkiem drewna i zabranym bez pozwolenie dłutem. Próbowałem odtworzyć mamy pracę. A podkradanie mamie lakierów do paznokci, żeby nimi malować resoraki, właściwie mogę uznać za początki customu w moim życiu(śmiech
No to mamy rację! Aerograf był Twoim przeznaczeniem!
– Być może, ale nie od razu wpadł w moje ręce. Oczywiście jako chłopak zawsze zwracałem uwagę na samochody. A gdy odkryłem amerykańskie filmiki o remontach czy przerabianiu samochodów, to w nie wsiąkałem. Potem wyjechałem do USA, do ojca. Poszedłem tam do szkoły, nauczyłem się języka, zdarzyło mi się nawet pracować na budowie (lekko nie było) ale dzięki temu nauczyłem się życia. No i właściwie będąc w Stanach zakochałem się w aerografie. Tam też pierwszy raz zobaczyłem w telewizji prace Mike’a Lavalle’go: słynny duet wymalowany przez niego w niesamowicie realistycznie wyglądające płomienie, mowa o śmigłowcu i motorówce.
Po powrocie do kraju poszedłem do liceum plastycznego, potem na Europejską Akademię Sztuk. I wtedy otworzyło się pierwsze „okienko” do zarabiania pieniędzy tym, co sprawiało mi frajdę. Zacząłem pracować w pewnej agencji reklamowej. A tam wiadomo – nienormowany czas pracy. Łączenie go ze studiami graniczyło z cudem. Wybrałem pracę. Zresztą gdy podczas studiów rozmawiałem z moim profesorem projektowania graficznego, powiedział mi, że uczelnia i tak nie wycisnę ze mnie tyle ile wyciśnie ze mnie praca w agencji. Ot, miałbym papier. Czy jest mi potrzebny? Na razie o tym nie myślę. Agencja dała mi doświadczenie, które bardzo mi się przydaje: znam potrzebne programy graficzne, robię własne projekty, wizualizacje. Jak się to zbierze do kupy, to mam całkiem przyzwoity bagaż praktycznych umiejętności.
To kiedy kupiłeś pierwszy, porządny aerograf?
– Uzbierałem na niego w 2015r. I zacząłem malować z Youtube. Miałem straszną fazę na malowanie samochodów. Jest taki człowiek w Stanach, Chip Foose, absolutna legenda jeśli chodzi o dizajn w motoryzacji. Robi bardzo wysmakowane projekty. Zawsze chciałem malować samochody w taki hiperrealistyczny sposób. No i dopiero aerograf mi to umożliwił. Światłocienie, przejścia tonalne itd. Nie byłem w stanie ich wykonać tak płynnie za pomocą kredek, markerów… W agencji przepracowałem sześć lat, potem – zaczepiłem się nawet w pracy na magazynie (tak mam upoważnienia do pracy wózkiem widłowm), ale gdy awansując, trafiłem do biura, wiedziałem już, że nie tędy droga. Chyba dojdziemy teraz do Twojego pierwszego spotkania z Piotrem Parczewskim, prawda? Tak.
W 2019 r. siedząc w biurze zakopany w papierach które przyprawiały mnie o mdłości, zacząłem szukać kursów aerografu. Wpisałem w wyszukiwarkę i pierwszym jaki wypadł był kurs u Piotra Parczewskiego. Zadzwoniłem, pogadałem zapisałem się na pierwszy wolny termin i pojechałem. Był to dwudniowy kurs podstawowy. Zdecydowałem się na podstawowy kurs bo czułem, że tu może być jak z nauką gry w tenisa: gdy już na starcie człowiek nabędzie złych nawyków, ciężko będzie mu się ich pozbyć. Dwa dni po zakończeniu kursu rzuciłem robotę, wracając do domu uderzyło mnie w środku to coś.. coś co powiedziało jasno, że czas na zmiany w życiu… w poniedziałek po kursie rzuciłem papierami. Doszedłem do wniosku, że muszę podjąć decyzję: w prawo, albo w lewo.
Życie mam tylko jedno. Albo coś z tego wyjdzie albo nie, ale jeśli nie spróbuję, będę sobie pluł w brodę. Kurs u Piotra dał mi tą iskrę której mi bardzo brakowało aby wywalić to swój życie do góry nogami. Na koniec kursu zapytałem tylko Piotra co sądzi o mojej pracy, czy warto próbować, odpowiedział: „absolutnie tak. W twoim przypadku to nie kwestia „czy”, ale „kiedy” zaczniesz”. Oczywiście Piotr zaznaczył żeby nie robić tego już tylko na spokojnie ale ja do tego podszedłem na zasadzie albo teraz albo nigdy (decyzji jaką podjąłem towarzyszyła w tyle głowy piosenka Eminema – Lose Yourself). Piotr jest absolutnie moim autorytetem, do dziś pękam z dumy, gdy słyszę, że ktoś dzwoni z polecenia Piotra, bo on jak zwykle jest zawalony robotą. Zawsze wtedy czuję się zaszczycony.
Kiedy zrezygnowałeś z pracy w tym niekoniecznie chcianym biurze?
– W poniedziałek od razu po zakończeniu kursu. Po trzech miesiącach wypowiedzenia zostałem bezrobotnym, bo wtedy na rozkręcenie biznesu dostawało się dofinansowanie. Już wcześniej każdy zarobiony grosz inwestowałem w ploter, tablet do rysowania, markery, potem aerograf, warsztat. I zacząłem pracę „na swoim”. A tu wiadomo, aerograf, warsztat. A tu wiadomo, na początku były wzloty i upadki, jak to w prywatnej działalności.
Pamiętasz pierwsze zlecenie?
– Oczywiście. Pierwszą fakturę wystawiłem za elementy malowane do klasycznego Fiata 500. To byli ludzie zajmujący się renowacją, których skierował do mnie właśnie Piotr. Robiłem im m.in. pokrywę silnika, obudowę prędkościomierza. Moim zadaniem było przygotowanie loga „Luigi” oraz zrobienie Włoskiej flagi z różnymi akcentami które będą się kojarzyć z włoskim klimatem. Musiałem zlecić w mieszalni przygotowanie fabrycznego koloru którym pokryłem obudowę obrotomierza, na którym tak samo jak na feldze oraz pokrywie silnika znalazła się wymalowana w retro sty Włoska flaga.
Potem przyszło dość zaskakujące zlecenie na zaprojektowanie oprawy wizualnej drona. Nie był to sprzęt jak kojarzymy, z amatorskimi lotami, ale była to maszyna o wymiarach powyżej dwóch, na prawie trzy metry. Z bardzo szerokim wachlarzem zastosowania min.. Patrolujące, dla służb, straży pożarnej czy też dla ochrony lasów państwowych. To przy tym zleceniu potrzebowałem większej przestrzeni – firma mi ją wynajęła, a ja potem przejąłem. Tak jak moje mieszkanie i ona znajduje się w Piasecznie.
Przejdźmy do Twoich ulubionych motywów. Podczas rozmów Lakiernika, wielokrotnie słyszeliśmy taką historię: „zaczynałem od czaszek i płomieni, ale stopniowo wchodziłem w inne projekty”. Inne czyli np. o tematyce historycznej, portrety, pejzaże itd. A u Ciebie nie tylko czaszki, ale i bardzo mroczne klimaty. Przywołują skojarzenia z obrazami Zdzisława Beksińskiego.
– (śmiech) To was zaskoczę, bo moim malarskim idolem jeszcze od czasów średniej szkoły jest Wojciech Siudmak – głębia w jego pracach, operowanie światłem, wykorzystanie do pewnych smaczków aerografu. A co do czaszek i mroku, to cóż, ja się po prostu bardzo dobrze czuję w szarościach. To nie tak, że nie lubię koloru, ale czerń i biel zawsze do mnie „mówiły”. Zresztą jestem też fanem czarno – białej fotografii. Lubię tańczyć cieniem, bawić się światłem, a czaszka to zawsze wdzięczny temat w naszej subkulturze. Można z nim robić cuda. A te motywy typu husaria, nigdy mnie nie pociągały. Za to nie mam też problemu z portretem. W ubiegłym roku malowałem na Harley’u trajce duże cmentarzysko z motywami z Wiedźmina – z portretami Triss i Yennefer. Uważam, że wyszło bardzo dobrze. Z kolei na Custom Art Show w Toruniu moją pracę zobaczył fan Chevroleta Camaro i zagadał czy nie namalował bym mu loga Chevroleta na klapce od wlewu paliwa. Pomalowałem, zrobiłem motyw z płomieniami powiedział: petarda. Potem miałem przyjemność malowania mu pokrywy silnika także w płomienie i kto wie, być może zrobię kiedyś również maskę do tego kompletu. Tak to się właśnie dzieje.
Odmówiłeś jakiegoś zlecenia?
– Raczej nie. Ale gdy np. klient poprosił o dość oklepany obrazek Wielkiego Kanionu na kasku, zasugerowałem poszukanie czegoś smaczniejszego, autorskiego. Innym razem kask miał być pokryty obrazem konkretnego bloku i ławki – klientem był mieszkaniec jednej z dzielnic Warszawy. Po rozmowie i wybadaniu co lubi, pokazałem mu moje mroczne klimaty. Rzucił niecenzuralne słowo jako wyraz podziwu (uśmiech). Dogadaliśmy się, ma mroczny projekt stylu H.R. Gigera, którego uwielbiam. Natomiast jeśli ktoś ma bardzo sprecyzowane oczekiwania, i akurat one mi zupełnie nie podejdą…nie podejmę się takiego zlecenia. Ale każde, pierwsze spotkanie z klientem, to ważna, zapoznawcza rozmowa, wywiad. Ustalamy co, jak zagra na konkretnej bryle, jak element będzie potem pracował itd. Zdaje się, że dołączyłeś do grona artystów współpracujących ściśle z Anest Iwata Polska – W ubiegłym roku po raz pierwszy wziąłem udział we wrocławskim Kustomhead.
To była też pierwsze, większe wydarzenie, w którym wziąłem udział. Wcześniej znałem już trochę ludzi ze środowiska, ale jeszcze myślałem, że może nie mam tak dobrego warsztatu żeby dołączyć do nich z pracami. Ale w zasadzie z każdej strony słyszałem: pakujesz się i jedziemy. Tak też się w końcu stało. Na tej imprezie moja Beata przedstawiła mnie członkowi zarządu Iwaty któremu już wcześniej też wspomniał o mnie Marek Szatkowski i tak od słowa do słowa, krok po kroczku, można powiedzieć, że zostałem przyjęty do rodziny Iwaty. To dla mnie mega zaszczyt. Jeszcze dwa lata temu przez myśl by mi nie przeszło, że flaga z wizerunkiem mojej gęby zawiśnie u boku Piotra Parczewskiego. Osiągnięcie poziomu, który mi na to pozwoli to był Everest moich marzeń.
No to teraz trzeba zweryfikować marzenia
– Teraz łączę siły ze swoją drugą połówką – Beatą której pracę możecie zobaczyć pod nickiem Dr3amdancer, jest świetnym grafikiem komputerowym. Od 10 lat pracuje w reklamie. Robi wysmakowane rzeczy. Doskonale włada też aerografem. Jej projekty są świetne. W tej chwili pracujemy równolegle, każdy na własny rachunek. A chcemy pracować razem, stworzyć kolaborację damsko – męską. Jest teraz moim ogromnym wsparciem. Dostałem przy niej wiatru w skrzydła. Stała się moim konsultantem i pierwszym recenzentem, Ja staram się być wsparciem dla niej. W tej chwili skupiamy się na rozwoju firmy. Chcemy wycisnąć z niej maksimum „soku”, bo sam uwierzyłem, że to co robię, co oboje robimy, ma sens. A co do marzeń, to chciałbym kiedyś pojechać na targi SEMA w USA. Nawet jako zwykły widz, oraz zobaczyć muzeum Gigera w Szwajcarii. Oby to życzenie się spełniło.
Na koniec zdradź nam proszę czym jeździsz i czy to pojazd, który udało ci się ozdobić aerografem?
– Dwa lata temu kupiłem wymarzonego Mustanga 2006 GT. Model moich marzeń, ten z 1969 r. oczywiście jest poza moim zasięgiem, ale moje auto też sprawia mi radość. „Furia” tak go nazywałem z założenia była projektem, kiedy miałem wolną chwilę, zaprojektowałem i wykonałem coś na nim. W tym wypadku było dużo wyklejania wzorów specjalnym i taśmami ,niestety nie miałem czasu na zabawę aerografem, tutaj do akcji wszedł pistolet lakierniczy. Tak to już ze mną jest i z tym tez jestem kojarzony, że jeśli jakiekolwiek cztery kółka wpadną w moje ręce, muszą się choć trochę zmienić i przeważnie nie są to małe zmiany.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Iwona Kalinowska
Kask rajdowy to coś więcej niż ochrona – to część wizerunku kierowcy i zespołu. Malowanie …
O tym wyjątkowym motocyklu, który powstał w firmie G.O.C., można by napisać wiele – wiele …
Jak sam mówi jest w stanie namalować wszystko, od figur geometrycznych po czaszki i płomienie. …