– Widok pędzla zostawiającego za sobą piękną, tłustą linię o ostrych krawędziach, to coś co nieustająco mnie fascynuje – mówi z czułością Dixon czyli Dawid Tymon, magister etnologii z Bielska Białej, który 10 lat temu zakochał się w pintstripingu. – Uzależniłem się od niego – wyznaje. – Tych ruchów pędzla potrzebuje jak narkotyku. Wystarczy kilka dni przerwy w malowaniu i trudno ze mną wytrzymać. Moja praca to frajda i najlepsze lekarstwo na stres. Fenomenalnie odpręża.
Z zasady pracuje u klienta. Ale nim pojawi się w jego garażu z kompletem pędzli, farbami, odczynnikami i dwoma stołeczkami (tym do siedzenia i tym, na którym umieści narzędzia) minie trochę czasu, bo zlecenie trzeba umieścić w napiętym zwykle grafiku. – Najbardziej hardcorowy rajd przeżyłem w tym roku, w lipcu – wzdycha z uśmiechem. – Dwa razy odwiedziłem Zieloną Górę, Niemcy, Grodzisk Wielkopolski, Kościan i Poznań. Wszystko to w 5 dni. Spałem po 3-4 godziny na dobę. W domu odsypiałem tydzień. Ale było świetnie.
Jak trafił do świata pinstripingu? Zaskakuje nas liczbą zajęć, które wykonywał zanim odkrył swój zawodowy narkotyk: praca w gastronomii, sklepie zoologicznym, budowlanym, sprzedaż kominków, czyszczenie termowentylatorów. Był czas, że wyjechał do pracy do Stanów. Co ciekawe, kluczową rolę w drodze do pinstripingu odegrała jego żona – Marta. – Święty człowiek. Drugiego takiego nie ma na całym świecie – podkreśla.
Zanim jednak Marta pojawiła się w jego życiu ujawniając motywacyjne zdolności, nastoletni Dixon skończył technikum samochodowe. Motoryzacja w szkole jakoś go jednak nie porwała. Za to wypatrzone w Motomanii zdjęcie tylnego błotnika motocykla ozdobionego płomieniami układającymi się w czaszkę malowane przez Przemka Drozda , już tak: – Wtedy stwierdziłem: też tak chcę! I tak sobie z tym stwierdzeniem żyłem, aż do momentu, gdy ponad dekadę później, Marta rzuciła: „Słuchaj, przecież chciałeś malować aerografem…” – :a ja na to: – „no tak”. – „No to kupmy go i spróbuj, bo inaczej nigdy nie dowiesz się jak to jest tak malować”. Kupiłem więc prostego „Chińczyka”. Nawet nie z kompresorem, a z butlą ze sprężonym powietrzem. Do tego farby akrylowe. Namalowałem na kartce papieru pewną aktorkę. Marta powiedziała: „no proszę, masz potencjał, bo już widać, że to człowiek” – śmieje się nasz rozmówca.
Praca aerografem stała się jego hobby. Pomalował kilka kasków, motocyklowy bak i uznał, że naprawdę sprawia mu to frajdę. – Ale okazało się, że jest coś, co może dawać nieporównywalnie większą przyjemność – opowiada dalej. – Wpadł mi w oko filmik, na którym Richie Chllaszczak „kfiatek” wykonywał pinstriping. Tak naprawdę, to była tylko dłoń kfiatka i ruch pędzla, który mnie zahipnotyzował. Kupiłem puszkę farby i pędzel, który zresztą zniszczyłem w tydzień. Próbowałem codziennie, ćwiczyłem, ćwiczyłem… Głównie na szkle, bo to wdzięczny materiał, zbliżony do lakierowanej powierzchni i łatwy do zmycia.
Codziennie było to samo: wychodziła mi rozedrgana linia. Czasami rozlana. Z internetu wiedziałem tylko, że ruch ręki ma być płynny, a farba odpowiednio gęsta cokolwiek miało to znaczyć. Rozcieńczalnik tak cuchnął, że teść – kochany człowiek – chwilami miał dosyć. To było stresujące, bo każdego dnia myślałem: dziś wyjdzie! Ale pierwszą, prostą, pełną linię namalowałem gdy minęło jakieś pół roku. Patrzyłem i nie wierzyłem. Pękałem z dumy: no, to jest linia!
Linia jak wygrana w Totka
Pytamy skąd ten upór, samozaparcie, konsekwencja: – Nie wiem. Może to choroba psychiczna? – rzuca ze śmiechem. – Nie było tak, że spałem 4 godziny dziennie, a przez resztę doby ćwiczyłem. Miałem przecież pracę, nadgodziny. Ale zawsze tę jedną do trzech godzin poświęcałem ćwiczeniom. Chyba już tak mam, że jeśli pęknie we mnie jakaś bańka, będę tak długo drążył, aż to co postanowię w końcu zrealizuje.
Doskonale pamięta co czuł, gdy wreszcie spod pędzla wyszła mu ta właściwa linia: – To było jak wygrana w Totka. Serducho biło, nie mogłem zasnąć. Ćwiczyłem dalej. Teraz trzeba było odkryć, jak to się stało, że wreszcie mi wyszło. Każda farba ma inną wagę, inną grubość pigmentu, inną przezroczystość. Na szczęście od początku pracowałem tą samą farbą, więc odkrycie drogi do powtarzalności przyszło szybciej. To nie jest żadna „moja metoda”, bo nie da się ponownie odkryć Ameryki. Teraz pracuję używając technik, które w danym momencie są mi wygodne. Czasem opieram dłoń na ręce, innym razem maluję oburącz, albo jedną ręką, stabilizując ją kciukiem drugiej. Wszystko zależy od tego, jakie mam podłoże, jakie są warunki danego dnia. To „metody” podpatrzone, ewentualnie przystosowane do moich cech – jak to się mawia – osobniczych.
Podkreśla, że nie jest perfekcjonistą. – Kładę nacisk na to, by każda linia była równa. To podstawa mojego zadowolenia. Żeby była taka, jaką zostawił po sobie kfiatek na tym pamiętnym dla mnie filmie – dodaje z uśmiechem. – Zgadzam się z twierdzeniem, że perfekcjonizm zabija sztukę – mówi. – Nie jesteśmy komputerami, człowiek jest przecież omylny. Zawsze mogę się dopatrzeć w swoich pracach jakichś minimalnych niedociągnięć, których z pozoru nie widać, bo łatwo oszukać oko. Moje oko je widzi. To normalne. To dowód na to, że wybrałem zawód, w którym trzeba nieustająco ćwiczyć. Ciągle się uczę. Szukam inspiracji. I dobrze, bo malowanie mnie wycisza, uspokaja. Ale i daje fantastyczną energię. Jadąc do klienta oczami wyobraźni widzę jak będzie wyglądać to moje malowanie. Nakręcam się jak przed dobrym koncertem, a przy pierwszym przyłożeniu pędzla zaczynam najlepszą zabawę. Zadowolenie klienta to tylko deser w tej mojej uczcie – zdradza z pintstriper.
Lepian wypatruje Dixona
Dixon przyznaje, że nie wiadomo jak długo malowałby „do szuflady”, gdyby kilka lat temu w jego życiu nie pojawił się Patrycjusz Lepian Gaj, jedno z najgorętszych nazwisk polskiego lakiernictwa customowego i aerografu. To też bohater artykułów Lakiernika. – Straszny łobuz! – śmieje się Dixon. – Patryk gdzieś mnie wypatrzył, chyba na jakimś forum. Powiedział: „chodź, zrobimy kursy, będziesz uczył, będzie fajnie”. Ja na to” „jak mam uczyć, skoro sam nie umiem?” „Umiesz, umiesz, widziałem” – padło w odpowiedzi. Patrycjusz Gaj Drążył skałę, drążył i wydrążył. – I tak stał się jednym z ojców Dixona – słyszymy. – Jedną z osób, które uwierzyły we mnie, podtrzymywały na duchu, albo wyciągały za uszy. Mówił po prostu tak: „mam dwa błotniki, pomaluj mi je”. No to malowałem. Nauczyłem się wtedy więcej niż przez wszystkie, wcześniejsze lata. Zacząłem wreszcie malować linie na obłej powierzchni. Trzeba było zadbać o symetrię, odpowiednio zaprojektować wzór, wykonać szkic. Do dziś najpierw robię klientowi szkic na kartce papieru. Gdy czuję, że i tak niewiele mu to powie, maluję mu fragment pracy na szkle. Gdy widzę błysk w jego oczach, maluję mu pojazd. Patryk wrzucił mnie na środek oceanu i powiedział: „pływaj!” A ja jemu nie odmiawia. I tak to się już na dobre zaczęło.
To był przełom. Dixon uwierzył w siebie. – Powiem więcej – poprawia. – Poczułem się jak mistrz świata! – mówi. To nie było najlepsze, bo wpadł w pułapkę samozadowolenia: – Zachłysnąłem się efektami mojej pracy i poprzewracało mi w głowie. Na szczęście dopadło mnie to na samym początku zawodowej drogi, nie było więc tak trudno zejść na ziemię.
Jak na nią powrócił? Dixon mówi tak: – Trzeba spojrzeć na siebie przez pryzmat swojej pracy, ale bez klapek na oczach. Popatrzeć na prace innych artystów, porównać, zobaczyć na jakim jest się etapie. To przywraca trzeźwość. Człowiek zdaje sobie sprawę co już potrafi, ale też widzi nad czym jeszcze trzeba pracować.
Pędzle, farby, światło … pogoda
Ma dziś ok. 60 pędzli. Głównie amerykańskiego MAC’ka,zarówno tych tych standardowych jak również tych, sygnowanych nazwiskami artystów, którzy z MAC’kiem współpracowali. Jak np. Mr. Oz ( Cory Mroz ) – Jego pędzel to ostatnio moje ulubione narzędzie. Koniecznie z czarną owijką!
Budowa pędzla jest bardzo prosta i nie zmieniła się od lat: drewniany trzonek, na którym umieszczone jest naturalne włosie, zamocowane przy pomocy grubej nitki – owijki. Pędzle różnią się ilością i długością włosia. Każde włosie ma inną sprężystość, inaczej wypuszcza farbę. – Ilość włosia ma ogromny wpływ na długość linii, którą chcę wykonać – tłumaczy. – Bo część włosia jest rezerwuarem farby. Zmiana pędzla, to zmiana charakteru pracy. bo pędzel ustawia się pod zupełnie innym kątem. Dlatego ważne, by ćwiczyć pracując wieloma pędzlami.
Gdy jedzie do klienta, zabiera ich komplet, bo o doborze będą decydować również m.in. warunki pogodowe: – Czasem lepiej wziąć pędzel, który lepiej pracuje rzadką farbą – tłumaczy pintstriper. – Albo postawić na ten do przeznaczony do gęstszej. Tu właśnie przyda się doświadczenie. By je zdobyć, trzeba popełnić mnóstwo błędów. Z perspektywy czasu cieszę się, że uczyłem się na swoich.
Przy dobrej pogodzie, pracując od świtu do zmierzchu może ozdobić cały duży motocykl lub samochód . Samo malowanie nie trwa długo. – Można przyjąć, że 20 minut zajmuje jeden kolor na wzorze średniej wielkości – tłumaczy Dixon. – Ale musimy wziąć pod uwagę czas schnięcia, bo dużo łatwiej nakłada się drugi kolor, gdy pierwszy już wyschnie.
Optymalna pogoda, to słoneczny, ciepły dzień. Co ważne – bezwietrzny: – Nie macie pojęcia co potrafi zrobić pędzel pod wpływem wiatru – słyszymy. W pinstripingu ważna jest nie tylko pewna ręka i wprawne oko. . Oko ludzkie daje się łatwo oszukać. Gdybyśmy w tym przypadku bawili się w dokładne pomiary, pewnie doszlibyśmy do wniosku, że wzór, który tak nam się podoba, w rzeczywistości jest nie równy.
W warsztacie pinstripera farby uzupełniają odczynniki. Pomagają oszukać pogodę. Przyspieszają, albo spowalniają schnięcie farby, poprawiają rozlewalność. Dixon zabiera też do klienta chemię do czyszczenia malowanej powierzchni: – Muszę wiedzieć na czym będę malował. Często klienci stosują woski, które nawet po umyciu samochodu zostawiają na karoserii tłustą warstwę. Zrobi się na niej piękny kleks – puszcza oko
Co ciekawe, nie wszystkie błędy popełnione w pracy da się naprawić: – Na przykład gdy farba wniknie w głębszą rysę. rysę w lakierze. Mój serdeczny przyjaciel z Warszawy ma wspaniały, biały kask, z widoczną w słońcu delikatną różową poświatą – moje dzieło ( śmiech). To efekt zmycia źle położonej czerwonej linii, podczas usuwania źle rozcieńczony barwnik barwnik wniknął w mikrorysy lakieru. To też była dla mnie piękna lekcja. Szkoda, że kosztem przyjaciela, bo bardzo go lubię, a on chyba nie lubi różu ( śmiech).
Linie na kijach golfowych
Pinstriping to nie tylko karoserie pojazdów: – Maluje się sprzęty AGD – w USA to częste zlecenia – słyszymy. – Drzwi, okna, torebki, kurtki, itd. Moim najbardziej zaskakującym zleceniem było dotąd malowanie główek kijów golfowych.
Największe zaskoczenie? – Zdecydowanie praca w podziemnym garażu, w którym światło włączało się na czujnik ruchu – śmieje się Dixon. Tę historię też potraktował jako naukę: – Dziś spotkanie z klientem poprzedza długa rozmowa – mówi. Pyta o sprawy techniczne, ale i stara się wyczuć przyszłego klienta. Bywa, że taki „wywiad” kończy się odmową. – Rzadko, ale tak się zdarza – przyznaje Dixon. Na swojej stronie internetowej, do przyszłych klientów zwraca się tak: „Malując nie uznaję kompromisów i oszczędności, dlatego używam najwyższej jakości emalii,pędzli i odczynników. Pomagam w doborze odpowiedniej kolorystyki zgodnej z Twoją osobowością i kolorami nadwozia i tapicerki. Każdy pojazd można zrobić zarówno w delikatnej jak i agresywnej stylistyce. Każdy wzór projektowany jest pod kątem Twojego pojazdu i masz pewność, że jest tylko jeden, tak więc wszystko co maluję jest unikatowe w skali całego świata.”
Dixon chętnie dzieli się wiedzą i doświadczeniem. Organizuje kursy. Na tej samej stronie pisze o nich tak: „Kurs pinstripingu, to intensywny i praktyczny autorski program, który odkryje przed Tobą tajemnice tego tradycyjnego rzemiosła. Niezależnie od tego, czy jesteś początkującym entuzjastą lub też masz jakieś artystyczne doświadczenie, ten kurs zapewni Ci wszystko czego potrzebujesz, aby posiąść umiejętności pinstripingu i zabrać Cię na wyższy poziom twórczej ekspresji”.
Rozmawiała Iwona Marciniak , zdjęcia Dixon Pinstriping
Ten motocykl to prawdziwa legenda. Chyba wszyscy kojarzą go ze słynnej komedii „Nie lubię poniedziałku”. MZ ES 250 Trophy w latach 70-tych królował na polskich drogach. Pojazd, który dziś wzbudza niemałe zainteresowanie wśród miłośników motoryzacji …
Suzuki LJ 80 (eljot) to samochód legenda. Kultowa terenówka produkowana w latach 1977-1983 kojarzona z wakacyjnym autem zapisała się w historii i do dziś budzi wśród wielu osób sentyment. Tak jest w przypadku Piotra Gacia …
Jak sam mówi jest w stanie namalować wszystko, od figur geometrycznych po czaszki i płomienie. Swoją pasję do aerografii nieustannie rozwija i cały czas eksperymentuje. Marcin Tatar Tatarczuk daje drugie życie motocyklom, a jego …
Malowanie kasku może być dość proste, ale dające satysfakcję lecz możemy też mieć bardziej skomplikowany wzór. Malujemy kask na kolor, dookoła szparunek, obwódka w postaci jednej lub dwóch linii, do tego logo i mamy naprawdę …
Tegoroczna edycja ugruntowała poznańskie wydarzenie jako największe w Polsce targi pojazdów zabytkowych. Na rekordowej powierzchni – w 5 halach na niemal 35 000 m2 – znalazło się 948 pojazdów. Zobaczyło je 26 742 zwiedzających. W …
W przyszłym roku firma PHU Auto Piotra Jaworowskiego z Konstantynowa Łódzkiego, będzie świętować 30 – lecie istnienia. Jednak początki jego aktywności w branży sięgają jeszcze końca lat 80-tych. – Kiedyś sprzedawał ten kto miał, a …
. O tym, że amerykańska motoryzacja była z innej planety niż europejska, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę samochodami się interesują. O ile globalne modele światowych producentów samochodów wypchnęły z dróg krążowniki szos, to amerykańska …
– Wolę mieć cel i go realizować niż marzyć – mówi Sławomir Gołąb, właściciel Serwisu Blacharsko – Lakierniczego AACOLOR w Myślenicach. Firma powstała w 2020 roku. Widok Astona Martina, Maserati, Maclarena czy Porsche czekających tu …
Szymon Orzeszko, który od dwudziestu lat maluje aerografem po raz kolejny dzieli się z nami swoją wiedzą, tym razem opowiada jak malował motocykl, którego głównym tematem przewodnim była osoba generała Witolda Urbanowicza dowódcy dywizjonu 303 …