W Nowej Małej Wsi w województwie mazowieckim działa warsztat, jakiego próżno szukać w całym kraju. Chrome N Paint to nie tylko renowacje klasyków, ale i miejsce, w którym ze starej motorynki robi się dzieło sztuki. O pasji, projektach i technologi lakierowania rozmawiamy z Arturem Machulą.
– „Oglądam dzisiaj swoje albumy zdjęć z dzieciństwa i się okazuje, że wszystkie moje zdjęcia z wakacji to zdjęcia motocykli, salonów motocyklowych i tego typu rzeczy. Za dzieciaka już miałem fioła na punkcie motoryzacji” – wspomina w rozmowie z nami Artur Machula z warsztatu Chrome N Paint Custom Shop w Nowej Małej Wsi.
Jak się okazało pasja przerodziła się w coś więcej, gdy w wieku 17–18 lat odkrył customowe samochody. – „Wtedy się zaczęła ta historia. Rozbujaliśmy się trochę jako jedni z pionierów lowrideringu w Polsce, samochodów na hydraulicznych zawieszeniach”
Początki działalności sięgają pierwszej dekady XXI wieku. – Zaczynaliśmy od małolitrażowych motocykli, później przenieśliśmy się na amerykańskie fury – lowridery, customy i tak dalej. W 2011 roku finalnie otworzyliśmy działalność. Obecnie prowadzimy warsztat rodzinno-hobbystyczny – opowiada.
Jednym z symboli warsztatu jest słynny Cadillac DeVille z 1983 roku, który zdobył pierwsze miejsce w kategorii „Best Lowrider” na Zlocie Samochodów Amerykańskich w Radomiu. To prawdziwa wizytówka stylu Chrome N Paint. Tuż obok legendarnego Chevroleta Impali SS z 1964 roku.
– Wtedy już siadaliśmy właśnie do lakierów candy, do aerografów, gdzieś motocykle sobie lakierowałem i na przykład Cadillaca Deville – było wielowarstwowe candy, jakieś płatki złota – opowiada Artur.
Choć lowridery i amerykańskie klasyki nie zniknęły całkowicie z warsztatu, ostatnie lata, jak słyszymy, przyniosły zwrot. – Ostatnio trochę to (przyp. red. – custom samochodowy) przymarło – nieco przez finanse, przez rosnące koszty. Aktualnie przeskoczyliśmy z powrotem na motocykle. I tutaj mowa m.in. o Harleyu, który pięknie wymalowaliśmy w kilkudziesięciu warstwach, oraz o wielu klasykach.
Zmienił się też rynek: – Nagle okazało się, że dużo mniej samochodów pojawia się na piaskowanie, czy na remonty blacharskie – zaznacza.
Nie znaczy to jednak, że w warsztacie panuje cisza. – Poza kilkunastoma klasycznymi motocyklami mamy na warsztacie Ferrari 550, oddaliśmy niedawno klientowi Chevroleta z 1929 roku. Przyjechał kolejny Chevrolet z lat 20-tych. Ciągle coś się dzieje.
– Od dobrych dwóch lat bardzo się skupiliśmy na renowacji klasycznych motocykli i robimy to dla każdego. Przykładem jest motorynka Rometa – mówi Artur i dodaje, że Chrome N Paint oferuje lakierowanie mokre, proszkowe, candy, brokatowe, a nawet ręczne szparunki. – „Jak klient sobie zażyczy, to również oferujemy szparunki, wszystkie linie – wszystko z pędzla albo z taśmy.
Pomagają również przy rejestracji jednośladów, które nie mają dokumentów.
– Jesteśmy w stanie pociąć ramy, stworzyć wszystko od nowa. Czasami, nie oszukujmy się, potworne „śmietniki” do nas przyjeżdżają, a czasami bardzo fajne egzemplarze – słyszymy.
Najczęściej odnawiane modele? – Dużo Jaw robimy – 354, 356, 353, jeszcze więcej Rometów, a potem w kolejności są Simsony, WSK-i i MZ-tki.
Choć dominują renowacje oryginalne, trafiają się także kreatywne projekty: – „Choćby klient chciał mieć sweterek wyhaftowany na zbiorniku – to będzie go miał. Właśnie w customie chodzi o to, żeby realizować swoją wizję. Miałem klienta, który przysłał mi 3 Romety i poprosił, żeby zrobić je proszkowo. Długo się zastanawiał nad kolorami, wymyślił w końcu najbrzydszy fiolet w macie jaki może być. Położyliśmy matowy proszek i okazało się, że wyglądało świetnie – wspomina.
”Lakier candy to magia – której nie da się sfotografować”
Artur nie kryje, że efekty specjalne lakierów candy to jedna z jego specjalności. – Ludzie często pytają o czerwony kolor candy, burgundowy candy. Przy lakierach candy jest jeden problem – on jest tak żywy, że nie da się na zdjęciach tego pokazać. To co jest na zdjęciu to nadal jest 30–40 procent efektu, więc klient jak zobaczy na koniec po lakierowaniu swój pojazd to robi wielkie oczy – opowiada.
Dzięki doświadczeniu udało im się nawet odtworzyć nietypowe lakiery Rometa m.in. z 1988 roku, które okazały się lakierami Candy, trójwarstwowymi, z którymi normalnie lakiernie nie radzą sobie.
W rozmowie z naszą redakcją wspomniał również o pojazdach sprowadzanych ze Stanów Zjednoczonych. – Bardzo często ze Stanów Zjednoczonych mamy pojazdy tak ulepione, że siedzimy ze śrubokrętem i młotkiem i odkuwamy najpierw tonę szpachli, żeby zacząć w ogóle piaskować.
Czasami odkrywają też skarby. – Mieliśmy Chevroleta pick-upa z lat 40-tych, gdzie pod pierwszą warstwą lakieru ujrzeliśmy fabryczne wojskowe oznaczenia pojazdu. To wtedy widać, jaką historię mają te pojazdy. Jak się oddaje troszkę serca tym pojazdom, to się inaczej nimi żyje.”
Autor : Waldemar Radziewicz
Zdjęcia: Chrome N Pant Custom Shop
Gdy Arek sprowadził z USA swojego wymarzonego Dodge Chargera Scat Pack w kolorze indygo blue, …
Zaczynają od wizualizacji i wspólnych decyzji o kolorach i kończą na teatralnym odsłonięciu gotowej maszyny. …
Szykujcie się! – już 31 sierpnia 2025 wracamy z kolejną edycją Oldtimer&Youngtimer Fest! Spotykamy się jak …