• Facebook
  • Twitter
  • Google Plus
  • RSS
  • Mapa strony
Lakiernik

Okiem eksperta: konserwacja stali w zabytkach

Wyobraźmy sobie sytuację, w której podczas wizyty na strychu zbudowanego na początku XX w. domu, znajdujemy pochodzącą sprzed ponad stu lat szablę, lub pamiętający czasy drugiej wojny światowej bagnet. Chwilę później, trafiamy na ważące kilkadziesiąt kilogramów ogniwa gąsienic, a następnie – walcowane płyty kadłuba czołgu. Wszystkie te elementy łączy wspólny mianownik; materiał, z którego go wykonano – stal. Bez odpowiednich czynności podjętych niemal od razu w chwili odkrycia, zabytkiem tego rodzaju, niezależnie od jego gabarytów, posiadacz cieszyć się będzie krótko. By tak się nie stało, warto poznać kilka tajników konserwacji tego powszechnie spotykanego nie tylko w technice militarnej stopu.
Ekspertem w tej dziedzinie jest Przemysław Dominiak, archeolog-bronioznawca, pracownik naukowy Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, rekonstruktor i pasjonat dziejów wojen, nie tylko tych najnowszych. Jak sam wskazuje, problem zabezpieczenia różnego rodzaju metali jest jednym z głównych, jaki podjąć powinien każdy, kto decyduje się na obcowanie z zabytkowymi przedmiotami. – Na początek przyswoić trzeba jedno z praw, które rządzi światem nie tylko stalowych zabytków. Każdy metal, choć dla człowieka wydaje się być materią nieożywioną, dąży do tego by wrócić do stanu pierwotnego, czyli występującej w przyrodzie naturalnie, rudy – komentuje. Tajemnicy nie stanowi również fakt, że największym zagrożeniem dla stali jest korozja, dlatego zanim zdecydujemy się na podjęcie, jak określają to specjaliści w dziedzinie, tzw. działań ratunkowych, należy zdiagnozować w jak dalece posuniętym stadium rdza ingeruje w znaleziony artefakt.

Wstępne kroki

– Pierwszym posunięciem po znalezieniu zabytku, czy innego przedmiotu stalowego trawionego korozją, należy zrobić wszystko, żeby miał on jak najmniejszy kontakt z wilgocią, która potęguje oddziaływanie na obiekt tlenu czy występującego w atmosferze chloru, a więc: rozprzestrzenianie się rdzy – zdradza Dominiak. Zaznacza, że nie ma możliwości odizolowania wilgoci w stu procentach, nie mniej jednak, zabytek przechowywany w warunkach pokojowych, w mieszkaniu czy ogrzewanym garażu, posłuży dłużej niż na przykład w chłodnym pomieszczeniu piwnicznym.
Upewniwszy się, że artefakt został odpowiednio, wstępnie zabezpieczony zająć się można dalszymi, nieco bardziej skomplikowanymi działaniami. Zgodnie z radą specjalisty z kołobrzeskiego MOP, warto zacząć od oczyszczenia znalezionego obiektu drucianą szczotką. Jeżeli korozja nie jest głęboka, pokusić się też można o przeprowadzenie elektrolizy, czyli przygotowania kąpieli w wodorotlenku sodu (na przykład popularnego preparatu do udrażniania instalacji odpływowych „Kret”) rozpuszczonego w wodzie demineralizowanej. – Oczyszczany przedmiot podłączyć należy do ujemnego bieguna 12-voltowego akumulatora, po przeciwległej stronie umieszczając innego rodzaju czystą, stalową elektrodę, na przykład płytkę wykonaną z tego stopu – zaznacza nasz rozmówca. Co kilka godzin należy przedmiot wynurzyć i usunąć nalot mechanicznie. Po wyjęciu z roztworu przedmiot należy wygotować, najlepiej dwukrotnie, w wodzie demineralizowanej. W ten sposób usuwamy pozostałości wodorotlenku sodu.

Dodatkowa powłoka najlepszą ochroną

Oczyszczony z korozji zabytek to w procesie konserwacji w zasadzie połowa sukcesu. Następnie przychodzi czas na zabezpieczenie stali różnego rodzaju powłokami. – Na wstępie warto sięgnąć po preparaty zawierające taninę. Po ich zastosowaniu proces korozji powinien zostać niemal całkowicie zatrzymany. Następnie całość warto zmyć przy pomocy denaturatu, dzięki czemu usuniemy także drobinki rdzy, które przetrwały elektrolizę czy tarcie szczotką – komentuje Dominiak. Zaznacza, że istnieją takie grupy zabytków wykonanych ze stopów, których konserwacja na tym etapie się kończy. Przykład stanowić mogą chociażby lufy czy elementy stalowe używanych w czasach nowożytnych armat. Pokryte stężałą taniną obiekty łatwo rozpoznać po charakterystycznej, niemal czarnej barwie.
Ostatnią z czynności, która zapobiec ma degradacji zabytku jest pokrycie go właściwą warstwą zabezpieczającą. Najprostszymi i najtańszymi są oleje oraz woski, choć po ich zastosowaniu przedmiot wykorzystywać można w zasadzie jedynie do celów wystawienniczych. – Jeśli chcielibyśmy przywrócić mu funkcje użytkowe warto sięgnąć na przykład po lakiery akrylowe, które nie dość, że zabezpieczają powierzchnie stalowe, to nie wpływają na ich prezencję – wskazuje muzealny ekspert. Te ostatnie substancje warto stosować także wtedy, gdy zabytek przechowywany ma być tam, gdzie występuje duże ryzyko zawilgocenia (piwnice, magazyny, otwarta przestrzeń itd.). Jeśli w grę wchodzi renowacja pojazdu, należy dodatkowo dokładnie rozpoznać rynek farb podkładowych. Wiele z nich w swym składzie zawiera odpowiednie substancje konserwujące, z taniną włącznie. Jak mówi nasz ekspert, warto też zwrócić uwagę na to, czy w składzie lakieru znajduje się denaturat, pozwalający dodatkowo osuszyć malowaną powierzchnię.

Najczęstsze błędy

Jak wskazuje nasz rozmówca, przy konserwacji metalu łatwo o pomyłki, których efekty mogą być dla zabytków bardzo dotkliwe. Poważne błędy popełnić można już na etapie elektrolizy. Wbrew nierzadko spotykanemu twierdzeniu, nie powinno się w jej trakcie stosować roztworu soli kuchennej, czyli substancji zawierającej niszczycielski dla stali chlor. Podobna uwaga dotyczy kwasu szczawiowego, po który nierzadko sięgają domorośli amatorzy konserwacji czy zbieracze. – Wytrącająca się w procesie jego stosowania zielony barwnik nie jest rzekomą, pierwotną farbą, którą pokryto obiekt, ale efektem reakcji chemicznej wywołanej oddziaływanie kwasu – kończy archeolog zaznaczając, że wywołane tym najprostszym z dikarboksylów związkiem skutki wywołać mogą konieczność ponownej elektrolizy, tym razem prowadzonej zgodnie z prawidłami sztuki.
W przypadku obiektów większych gabarytów, na przykład pojazdów warto zadbać przede wszystkim o to, by kolejnymi warstwami lakierniczymi nie pokrywać miejsc, gdzie korozji nie udało się usunąć. – To częsty błąd pojawiający się przede wszystkim tam, gdzie stalowe konstrukcje narażone są na stałe oddziaływanie czynników atmosferycznych. Trzeba podkreślić, że pokrycie ognisk korozji farbą nie tylko nie rozwiązuje problemu degradacji stali, ale jeszcze go powiększa – mówi Dominiak. Wskazuje, że efekty takiego, niewłaściwego postępowania dostrzegalne są bardzo często wtedy, gdy ratunku dla stali już nie ma. – Znam przypadki, w których tzw. bombaże, czyli wywołane ulatnianiem powstających w trakcie podwarstwowej korozji gazów, złuszczenia albo bąble pojawiały się dopiero po roku czy dwóch od malowania. Okazywało się, że ingerencja rdzy była tak znaczna, iż w arkuszach stali powstawały otwory na wylot – komentuje. To z resztą nie tylko problem zabytków, ale także niewłaściwie zabezpieczanych przed korozją, współczesnych samochodów.
Podsumowując, konserwacja zabytków stalowych wymaga nie tylko odpowiedniej wiedzy, ale przede wszystkim dokładności oraz cierpliwości. W takim przypadku, co potwierdza nasz rozmówca, ewidentnym wrogiem staje się pośpiech. Warto także zapamiętać, że wskazane wyżej metody zabezpieczenia stopu można bez problemu ze sobą łączyć, co przynieść może jeszcze bardziej pozytywny efekt.

Zobacz również

Dodaj ogłoszenie

Dodaj ogłoszenie

Newsletter
Bądźmy w kontakcie
Zapisz się do naszego Newslettera
Zapisz się
x