Niedawno miałem przyjemność wraz z Panią Katarzyną Piwowarską z TVP bliżej przyjrzeć się temu zagadnieniu. Zainteresowanie Telewizji Polskiej świadczyć może raczej o pewnych problemach i komplikacjach ni jeżeli o świetlanym przebiegu tego procesu. Rzućmy zatem okiem jak cała sprawa się rysuje z perspektywy różnych zainteresowanych stron.
Koncerny lakiernicze największych graczy na rynku mają dość ciekawą taktykę, której można się było spodziewać. Mianowicie wyczuć można pewne rozgałęzienie w dostrzeganych problemach dotyczących problemu LZO. Pierwszy z nich to jak gdyby problemy serwisów, warsztatów i innych podmiotów, które zaopatrują u danego dystrybutora generalnego. Zostały one wrzucone do jednego worka i przez niektóre firmy zakopane – szczególnie na wyższych szczeblach. Mam tu na myśli szereg kłopotów z jakimi borykać się muszą lakiernie począwszy od problemów z przechowywaniem, aplikacja jak też np. kłopotami z dopasowaniem koloru. Na szczęście lokalne mieszalnie lakierów czy doradcy techniczni często „dwoją się” by maksymalnie wybrnąć z napotkanych trudności. Nie dziwi mnie tyle występowanie problemów bo to uważam na tym etapie za normalne, lecz brak chęci podjęcia przez większość koncernów spornych kwestii. Niestety stwierdzić muszę, iż na większość listów w tej sprawie nie dostałem żadnej odpowiedzi (mimo potwierdzenia odbioru) lub odpowiedz brzmiała, iż, trudności po wprowadzeniu systemu wodnego zostały pokonane. Taką krótkowzroczność tłumaczyć sobie można również brakiem chęci ujawniania swoich kłopotów „na zewnątrz”. Druga gałąź to nurt problemów samego wprowadzania i przestrzegania wprowadzonych 1 stycznia 2008r. przepisów przez rynek jak i również przez warsztaty naprawcze. Jak to czasem w naszym pięknym kraju bywa znalazła się grupa sprzedawców głownie tych z niższej półki, które w swoistej kooperacji z lakierniami omijają restrykcyjne przepisy. Sposobów jest kilka jak chociażby ten w którym nazwa produktu z dnia na dzień zmieniła się wraz z opakowaniem tak, by przepisy nie objęły jej zawartości, która oczywiście pozostaje taka sama. Warsztat też jak gdyby nigdy nic kupuje sobie dany produkt z tą różnicą, że zamiast kupować tradycyjny „Lakier bezbarwny” to kupują np. „Środek ochronny UV”. Tym samym robią pstryczka w nos wielkim koncernom jak Standox czy PPG, które zainwestowały miliony w rozwój nowego systemu jak i również Unii Europejskiej, której celem było wprowadzenie skutecznych proekologicznych rozwiązań. Nieoficjalnie wiadomo, iż lada chwila zostanie sporządzony raport w tej sprawie na potrzeby właściwego organu Komisji Europejskiej. Jakie będzie on przedstawiał wnioski można się jedynie domyśleć. Na pewno jednym z nich będzie brak skutecznego egzekwowania przez Polskie władze założeń dyrektywy. Zresztą nie ma się co dziwić, jeśli niektóre Wojewódzkie Urzędy Ochrony Środowiska nic nie wiedzą na ten temat lub przyznają się do braku jakichkolwiek wytycznych. Dalszy przebieg sprawy lotnych związków jest już raczej czytelny, szczególnie, że pomysłowość rodaków w tej materii miała również swoje miejsce we wcześniejszych dyrektywach dotyczących innych dziedzin życia. Tak więc, po jesiennym przeanalizowaniu przez KE sytuacji spodziewać się można zdecydowanych reakcji. Tradycyjnie dopiero wówczas odpowiednie władze i resorty nakażą i wdrożą jednostką kontrolnym wytyczne sposobu i zakresu kontroli zarówno lakierni jak i przede wszystkim sprzedawców. Lekkiej pikanterii dodaje do tematu wystosowany do KE i podpisany przez wielkich graczy list przedstawiający nie uczciwą sytuacje z jaką muszą walczyć na Polskim rynku.
Serwisy naprawcze i lokalni sprzedawcy mają bardziej przyziemne problemy. Pierwszą z nich stanowią wciąż koniczne zmiany dotyczące modernizacji sprzętu oraz samych lakierni. Temat ten był nie jednokrotnie przedstawiany na łamach różnych pism wiec pozwolę sobie, aby go bliżej nie opisywać. Obejmuje on nie tylko drobny sprzęt jak opakowania czy pistolety lakiernicze do aplikacji materiału, lecz również całe systemy dostarczanego podczas pracy sprężonego powietrza czy np. funkcjonowania kabin lakierniczych. Wiadomo na pewno, że wiele firm przeprowadziło dość kosztowną reorganizację, z których znaczny procent zbiegało się w czasie z wprowadzeniem LZO. Warsztaty naprawcze i lokalni sprzedawcy do których najczęściej się oni zwracają spotykają się z kilkoma większymi lub mniejszymi problemami. Są on zróżnicowane w zależności od tego kto jest dostawcą danego systemu lakierowania. Najwięcej zastrzeżeń mają oni do np.:
– podwyższonych cen materiałów wodorozcieńczalnych podwyższających ogólny koszt prowadzonej działalności,
– problemów z przechowywaniem oraz terminami ważności zarówno materiałów lakierniczych, które są przechowywane bez otwarcia jak i po otwarciu. Jak wiemy, termin też uległ znacznemu skróceniu co jest w jakiś sposób rekompensowane zmniejszoną objętością opakowań w których znajdują się produkty,
– brak tak wysokiej skuteczności krycia lakierów bazowych. Najszybciej możemy to zaobserwować podczas robienia popularnych „zaprawek” lakierniczych małym pędzelkiem lub podczas typowej aplikacji. Szczególnie w pierwszym wypadku sprawiają one wrażenie mocno rozrzedzonych a do tego całkowicie nie odpornych na działanie wody.
– problemy wynikające z kolorystyką wymieszanych kolorów. Jest to jeden z największych kłopotów lakiernika po wprowadzeniu LZO. Ujawnia się szczególnie w spotkaniu z perłowymi lakierami metalicznymi. Obecna na rynku paleta kolorów i ich odcieni nie tylko nie pokrywa zapotrzebowania ale przede wszystkim często różni się od rzeczywistości. Wiele z nich po naniesieniu różni się od próbki będącej na „listku” które i tak nie są zbyt szczęśliwie dobrane. Powoduje to jeszcze większą udrękę w selekcji idealnego rozwiązania. Dodatkowo brak doświadczenia w sposobie skorygowania tych różnic przez lakierników lub mieszalnie sprawia, że częściej klienci mają zastrzeżenia do polakierowanych elementów mimo stosowania zapałki na sąsiednie elementy nawet w płaszczyźnie poziomej. Część serwisów sama „kolekcjonuje” własne próbki i tworzy je podczas aplikacji próbnej co pozwala w pewnym stopniu łatwiej zmierzyć się z tym samym odcieniem w przyszłości. Pomoc starają się też nieść lokalni technicy pracujący pod szyldem dużych koncernów i sprzedawców.
Wygląda więc na to, że proekologiczne LZO w Polsce idzie stosunkowo opornie. W pewnym stopniu sami są sobie winni producenci lakierów jak również urzędnicy UE, gdyż wprowadzili na rynek system nie do końca sprawdzony, stwarzający więcej problemów i komplikacji przy całym procesie naprawy i będący droższy od systemu konwencjonalnego. Ten ostatni czynnik przy ogólnokrajowym i wieloletnim zastoju stawek za rbg jest dla wielu bardzo dotkliwy. Jednak to w żadnym stopniu nie usprawiedliwia omijania przepisów. Kwestią niedługiego czasu jest wg. mnie dość skuteczne rozpowszechnienie się systemu wodnego. Niestety stanie się to często kosztem małych lub „dzikich” warsztatów nie będących w stanie sprostać związanych z tym wymaganiom. Puki co to niektóre z nich starając się po prostu przeżyć w nowej rzeczywistości a nieuczciwi sprzedawcy wykorzystując nieporadność wielkich koncernów oraz ogólne koszty i komplikacje wprowadzenia LZO zapewniają dostawy tradycyjnych materiałów lakierniczych.
Łukasz Szarama
Firma TROTON po raz 21. z rzędu została wyróżniona prestiżowym tytułem „Przedsiębiorstwo Fair Play”. To …
Targi SEMA 2024, które odbyły się w dniach 5–8 listopada w Las Vegas, po raz …
Zakończyła się 27. edycja programu Przedsiębiorstwo Fair Play. Podczas Wielkiej Gali Finałowej 29 listopada br. …