Ma klientów z całego świata. To ludzie absolutnie zakręceni na punkcie kultowych zapalniczek. Najczęściej proszą go o konkretny motyw. Na przykład kadr z ulubionego filmu. Maciej Książek chwyta za aerograf i tworzy dla nich swoje niewiarygodne, mikro dzieła sztuki. Czekają na nie kolekcjonerzy z Europy, USA, Australii, Indii czy nowej Zelandii.
Najczęstsze pytanie zadawane przez osoby, które pierwszy raz spotykają się z jego pracami, brzmi: – Malujesz przez lupę, tak?
– No nie – Maciej Książek z Legnicy uśmiecha się i również nam tłumaczy: – Nie używam ani lupy, ani okularów. Na szczęście wzrok mam jeszcze dobry. Kiedyś doszedłem do wniosku, że muszę malować tylko to, co widzi ludzkie oko i tak, jak powinien widzieć moją pracę klient. Zresztą, pod szkłem powiększającym, napylona linia to tylko masa kropek.
Dzieciak, który zakochał się w modelarstwie
– Faktycznie zaczęło się od modelarstwa – opowiada nam człowiek, którego praca (dokładniej jej zdjęcie) na zapalniczce Zippo, już po raz drugi została wybrana do setki najciekawszych, spośród przesłanych za pośrednictwem Facebooka, do amerykańskiego pisma The Airbrush Magazine. Na opublikowanym zdjęciu, z zapalniczki o wymiarach 5,5 na 3,5 cm, patrzy Walt Disney jak żywy. Jak się dochodzi do tak niezwykłych umiejętności? Nasz rozmówca jest wyjątkowo skromny i odpowiada krótko: – Metodą prób i błędów.
Był jeszcze w podstawówce gdy pochłonęło go składanie modeli. – W Legnicy był wtedy niewielki sklepik z akcesoriami dla modelarzy – mówi. – Kupowałem tam także różne farby. Któregoś dnia zobaczyłem dziwne urządzenie. Zapytałem sprzedawcę co to takiego. Odpowiedział, że aerograf, który służy do cieniowania malunków na modelach. Poszło na niego kieszonkowe i to, co odkładałem z urodzin, imienin czy innych okoliczności, na których dzieciaka obdarowują babcie, wujkowie czy ciocie.
Potem kupił jakąś gazetę motoryzacyjną i odkrył, że aerografem można pomalować np. motocykl. Zaczął próbować i niedługo później miał odmienioną motorynkę. – Miała odtąd cały zbiornik paliwa w czaszkach i jakichś cętkach węża – wspomina z rozbawieniem.
Malowane motocykle i John Wayne
Na szkołę średnią wybrał Technikum Motoryzacyjne. Wtedy, przez miesiąc, „liznął” trochę lakiernictwa. Ale tak naprawdę uczył się sam. Po szkole zaczęła się praca, potem studia – ostatecznie przerwane. Aerograf poszedł w odstawkę, pozostało rysowanie w wolnej chwili, ale tylko rysowanie „do biurka”. – Trafiłem do pracy, w której zajmowałem się nagłośnieniem samochodowym – wspomina. – Próbowałem przekonać szefa, że można połączyć jego branżę z aerografem. Malowałem po godzinach jakieś zbiorniki, zabudowy audio itd. To stare dzieje, ale takie były moje początki zarabiania na pracach aerografem.
Z czasem Maciej Książek dorobił się małego warsztatu, w którym dokonywał renowacji motocykli. Głownie polskich. Ale malował też kaski, ściany itd. Potem był wyjazd z dziewczyną, później już żoną za chlebem, do Wielkiej Brytanii i najdziwniejsza zajęcie jakie dotąd przyszło mu wykonywać – praca w chłodni z mięsem. O malowaniu zapalniczek zdecydował przypadek.
Jeszcze przed wyjazdem, przez internetowy komunikator zagadał go ktoś, czy nie chciałby malować miniatur. – Podesłał zdjęcia, pisał: „zobacz! Jest ktoś, kto od lat tak maluje zapalniczki”. Pomyślałem: to niemożliwe… – opowiada pan Maciej. Ale też zaczął główkować. Kupił pierwszą, oryginalną zapalniczkę Zippo. Dobrze pamięta jaki wybrał motyw: – Przeszukałem internet, sprawdziłem, co może interesować kolekcjonerów i wybrałem portret Johna Wayne’a. Zacząłem kombinować, jak go zrobić. Jakiś mały szablonik? Kontur osłonić, naszkicować, potem poprawić aerografem? Tak zrobiłem i udało się.
O wysłanie do facebookowej grupy kolekcjonerskiej, zadbał jego niespodziewany promotor. No i „zażarło”. Ludzie niedowierzali, że to praca wykonana aerografem. Sugerowali, że pewnie jakaś naklejka. Wtedy Maciej Książek wysłał im zdjęcie kolejnych etapów swojej pracy. Natychmiast posypały się zlecenia.
Przez ostatnie 10 lat pomalował już jakieś 400 – 500 sztuk Zippo. Po pierwszych 100 przestał liczyć. Praca nad jedną zapalniczką zajmuje mu od 1 do 3 dni, a zajmuje się nimi tylko wieczorami, bo w ciągu dnia nadal zarabia na życie przede wszystkim malując motocykle, samochody, kaski itd. Używa dwóch aerografów: HS i IWATA micron z dyszą 0,18 mm. – To bardzo malutka dysza – mówi. – Ustawiając dobrze ciśnienie w kompresorze i odpowiednio rozcieńczając farbę, metodą prób i błędów można uzyskać linię grubości włosa.
Co ciekawe, technika pokrywania malunkiem tak małej powierzchni, w niczym nie odbiega od tej stosowanej przy większych gabarytach. – Zaczynam od szlifowania, potem podkład epoksydowy, główna baza, malowanie aerografem, lakierowanie i oczywiście polerowanie.
Maciej Książek zwykle maluje tylko jedną stronę i boki zapalniczki. – Bo widać je przy eksponowaniu np. w gablocie. Ale bywa, że klient wyraźnie życzy sobie, by pomalować awers i rewers. .
Zapalniczki do malowania klienci kupują i przysyłają sami (zwłaszcza gdy zależy im na konkretnym modelu), albo zdają sią na pana Macieja. Bywa, że mają zaskakujące oczekiwania. Na przykład projekty, które nasz rozmówca nazywa mozaikami. – Największa składała się z 10 elementów, czyli 10 zapalniczek. Odpowiednio ułożone tworzyły jeden obraz – słyszymy. – Klient stworzył obraz na komputerze. Ja miałem go przenieść na zapalniczki. Zastanawiałem się jak to ugryźć: Malować każdy element z osobna, czy potraktować jako całość i potem tylko domalować boki. Wybrałem tę drugą metodę i wyszło naprawdę nieźle.
Na świecie zapalniczki Zippo malują 3 może 4 osoby. Pierwszy był Włoch, który niedawno świętował 25 lat działalności. – Ja byłem drugi – słyszymy od Macieja Książka.
Papież był najtrudniejszy
Motywy, które mają zdobić konkretne zapalniczki, najczęściej wybierają sami właściciele. Zamawiają portrety, motywy filmowe (kadry lub plakaty ulubionych filmów), nawet krajobrazy odwiedzanych miejsc. Najtrudniejsza praca? – Pomnik nagrobny papieża Aleksandra VII z Watykanu – mówi nasz bohater. – Mnóstwo szczegółów. Tydzień szkicowania, malowania i małych poprawek. Ale grafika robiła wrażenie trójwymiarowej. Byłem zadowolony.
Największym fanem i recenzentem zarazem, jest żona pana Macieja. – Czasem oko się męczy, przydaje się świeże spojrzenie. Proszę wtedy … i słyszę na przykład: „szczerze”? – śmieje się pan Maciej.
Zapalniczki z malunkami legniczanina znajdziemy w całej Europie, USA, Australii, Nowej Zelandii, w Azji. Pewien kolekcjoner z Niemiec, ma ich już 30 i apetyt na więcej. Zleceń przybywa, na realizację trzeba czekać średnio pół roku.
Nasz rozmówca coraz częściej myśli więc o skupieniu się tylko na kolekcjonerskich miniaturach. – Ale jeszcze nie mam odwagi – przyznaje. – Powoli do tej decyzji dojrzewam.
Gdy pytamy, czy nie zatęskni za emocjami towarzyszącymi przekazywaniu gotowego motocykla zachwyconemu właścicielowi, odpowiada: – Zauważyłem, że z właścicielami „moich” zapalniczek, łączy mnie więcej. Pozostajemy w kontakcie, dostaję kolejne zlecenia. Przysyłają zdjęcia ekspozycji swoich Zippo, oglądam jak się nimi chwalą na Instagramie, facebooku czy na zlotach. Emocji z pewnością mi nie zabraknie.
Autor: Iwona Kalinowska
Kask rajdowy to coś więcej niż ochrona – to część wizerunku kierowcy i zespołu. Malowanie …
O tym wyjątkowym motocyklu, który powstał w firmie G.O.C., można by napisać wiele – wiele …
Jak sam mówi jest w stanie namalować wszystko, od figur geometrycznych po czaszki i płomienie. …