Obserwowanie i analiza sytuacji na rynku napraw powypadkowych, to część mojej pracy. Pracuje w tej branży od ponad trzydziestu lat i widziałem naprawdę wiele, dlatego też wydawałoby się, że już nic nie powinno mnie zaskoczyć ani zdziwić. Dzień po dniu jednak przekonuję się, że to płonne nadzieje.
Bywa, że po przeczytaniu jakichś bzdur w internecie obiecuję sobie, że niezwłocznie z tym skończę i nie będę już więcej zaglądał do tego całego szamba, który wypisują „znafcy” z sieci, ale nie mogę… No nie mogę, bo to MOJA PRACA! Staram się powściągnąć nerwy i skupić się nad tym, co widzę, w sposób jak najbardziej niezaangażowany emocjonalnie. Przestałem się już dawno wdawać w polemiki z indolentami, ponieważ okazuje się, że powiedzenie: „nie podejmuj dyskusji z idiotą, bo najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a następnie pokona doświadczeniem”, pozostaje cały czas aktualne.
Zgodnie z mym nazwiskiem, zacząłem ostro. Wiem. Tak właśnie miało być, bo bezpieczeństwo powinno być zawsze jednym z priorytetów w procesie likwidacji szkód. Istotne jest, aby właściwe podejście do owych zagadnień było na właściwym poziomie na wszystkich etapach procesu naprawy. Problem nie leży wyłącznie w zastosowaniu właściwych technologii naprawczych, czy staranności w realizowaniu procesu. Wszystko bowiem zaczyna się już w momencie wstępnej oceny zakresu szkody i już w tym momencie decydują się końcowe efekty przywrócenia pojazdu do stanu sprzed wypadku.
Dlaczego? Zaniżanie odszkodowań w kalkulacjach poprzez stosowanie nieuzasadnionych lub popartych mętną argumentacją decyzji likwidatorów reprezentujących towarzystwa ubezpieczeniowe (niesłusznie zwanych rzeczoznawcami), to zwykle dopiero początek nieszczęść, których efektem może być znacznie obniżone bezpieczeństwo naprawionego pojazdu. Kolejny etap to często niedouczona załoga serwisu.
Rynek wiadomo, trudny jest. Brak fachowców, drogie technologie i rosnące koszty ogólne. Za co szkolić fachowców? A po drugie, po co, skoro jak się czegoś nauczą, to odejdą? Ktoś powie, że mam skłonność do narzekania i idealizowania, ale do czegoś chyba trzeba dążyć? Czyż, nie?
No to co z tymi szkoleniami?… Wyobraźmy sobie świat, w którym wszyscy decydenci na rynku likwidacji szkód, solidarnie i bez migania się uznają szkolenie pracowników z zakresu nowoczesnych technologii napraw, jako normalną i zarazem standardową procedurę. Co się wtedy dzieje? Na rynku funkcjonują wyłącznie przeszkoleni pracownicy. Mówimy tutaj o „technikach karoserii” – dawniej zwanych blacharzami. Argument, że ktoś jest przeszkolony czy nie, traci w tym momencie znaczenie przy podejmowaniu decyzji o zmianie miejsca zatrudnienia. Prawda, czy fałsz?
Swoją drogą rozmawiając wielokrotnie podczas szkoleń z właścicielami serwisów, którzy żalili mi się na ten właśnie „proceder”, ucieczki do konkurencji zaraz po tym, jak „wyuczyli” fachowca za swoje ciężko zarobione pieniądze, nie miało odpowiedzi na tak postawione pytanie: czy mam rozumieć, że dla pana warsztatu lepiej jest, kiedy pracownik jest niedouczony, niż kiedy jako przeszkolony i dzięki temu pracuje lepiej i bardziej efektywnie? Ryzyko, że ktoś zmieni pracę zawsze istnieje. Każdy pracodawca o tym wie.
Wcześniej wspomniałem, nieco prowokacyjnie, o „technikach karoserii” dawniej zwanych blacharzami. Można powiedzieć, że to tylko słowa… Nie tylko. Czasy karoserii „blaszanych” wykonanych ze zwykłych stali minęły i prawdopodobnie już nie wrócą. Dzisiaj pracownik serwisu napraw powypadkowych mierzy się z nowoczesnymi konstrukcjami hybrydowymi, gdzie stopień skomplikowania i różnorodność poszczególnych przypadków, z jakimi może spotkać się w codziennej pracy wymaga, aby to był TECHNIK KAROSERII, a nie jakiś tam, blacharz (blacharzy, a szczególnie tych pracujących na dachach, proszę o wyrozumiałość).
Zostawmy nazwę zawodu ”blacharz” dekarzom i pracującym przy odbudowie i renowacji pojazdów zabytkowych, a w naszej branży czas zrobić poważny i odważny krok naprzód. Zaczyna się kampania na rzecz promowania owej zmiany nazewnictwa i miejmy nadzieję, że będzie ona pierwszym krokiem zwiększającym prestiż tego trudnego zawodu, a w efekcie, podniesieniem poziomu wyszkolenia.
Andrzej Ostry
Firma TROTON ponownie pokazała, jak istotne są dla niej bezpieczeństwo i gotowość na sytuacje kryzysowe. ...
Nagrodzono system ALGRS firmy Axalta, podkład izolujący Permahyd® 5650 marki Spies Hecker oraz podkład Universal Titan ...
Pierwsze pojazdy aluminiowe zostały zbudowane już w 1920 roku przez Norwega Hansa Christiana Bjeringa, który ...
Na świecie funkcjonuje wiele urządzeń do napraw powypadkowych pojazdów. Na przestrzeni lat powstało bardzo dużo …
Wraz ze wzrostem rozwoju motoryzacji, wzrasta zagrożenie dla środowiska naturalnego. A szczególnie jeżeli chodzi o …
Jak dobrać spoter? Na co zwrócić uwagę przy wyborze? Z wyposażeniem dodatkowym czy bez? Warto …