20-litrowy kanister na paliwo w formie, którą zna każdy, kto choć raz miał do czynienia z motoryzacją obchodził niedawno 80-lecie istnienia. Oryginalne egzemplarze z pierwszych lat produkcji to dziś łakomy kąsek dla zbieraczy, choć w Polsce kanistrowe kolekcje są zaledwie… cztery. Jedna z nich znajduje się w Sianowie niedaleko Koszalina.
Historia kanistra o pojemności 20 litrów, czyli przedmiotu, który stanowi niezbędny element wyposażenia każdego, samochodowego warsztatu i powinien, choćby w jednej sztuce, znajdować się w każdym garażu, sięga połowy lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Pierwszy egzemplarz w aktualnie znanej formie wyprodukowano w fabryce Mueller und Co., zlokalizowanej w nadreńskim mieście Schwelm. Jego projektant, Vincenz Gruenvogel, założył sobie cel stworzenia poręcznego zbiornika na zapas paliwa, który zastąpić miał używane do tej pory trójkątne czy beczułkowate kanki. Miał on być pojemny, ale łatwy do przenoszenia przez jedną góra dwie osoby. Warto zaznaczyć, że zadanie opracowania kanistra zlecili sami decydenci wojskowi III Rzeszy, a pierwsze partie produkcyjne trafiły nie na rynek cywilny, lecz w ręce żołnierzy Wehrmachtu.
Wytwarzanie seryjne kanistrów 20-litrowych w Niemczech ruszyło w roku 1937 (krótka seria prototypowa powstała rok wcześniej, wykorzystaną ją jednak niemal wyłącznie do testów wytrzymałościowych). Do końca II wojny światowej na linię frontu oraz do odbiorców cywilnych dostarczono prawdopodobnie kilkadziesiąt milionów „dwudziestek”; same tylko zakłady w Schwelm wytwarzały ich w szczytowym momencie ponad 600 tys. miesięcznie, a fabryk, które podpisały kontrakty na dostawę było kilkanaście. Opisywane zbiorniki występowały w trzech odmianach: wczesnej, charakteryzującej się prostymi przetłoczeniami wzmacniającymi w kształcie litery „X”, głównej – takiej jak znamy dzisiaj oraz późnej, którą od tej drugiej odróżniało rozmieszczenie sygnatur produkcyjnych. W niedługim czasie identyczne do niemieckich kanistry wytwarzać zaczęto w Wielkiej Brytanii, a oparte o tę samą zasadę konstrukcyjną – w Stanach Zjednoczonych.
Współcześnie oryginalne, niemieckie kanistry wojskowe, podobnie zresztą jak ich alianckie odpowiedniki z okresu II wojny światowej coraz częściej stają się obiektem zainteresowania zbieraczy. Jak wyliczył specjalista w temacie, mieszkający w Alzacji Philippe Legere, spośród wspomnianej masy „dwudziestek”, do dnia dzisiejszego przetrwało kilka tysięcy sztuk. Na świecie ich gromadzeniem i katalogowaniem zajmuje się niespełna 100 osób, w Polsce – cztery organizacje. Jedną z nich jest Studio Historyczne Huzar z siedzibą w Sianowie pod Koszalinem.
– Zbieranie niemieckich kanistrów wojskowych rozpoczęło się u nas dość przypadkowo. Wraz z grupą innych zabytków militarnych otrzymaliśmy oryginalny pojemnik na paliwo, wyprodukowany dla Waffen-SS. Okazało się, że sam w sobie jest unikatem i tak ruszyła lawina – mówi reprezentujący firmę Krzysztof Pawluch. Aktualnie w zbiorach Huzara znajduje się ponad 50 kanistrów, każdy z nich jest inny. – Zwracamy uwagę na rok produkcji oraz wytwórnię. Ważne jest też to, by egzemplarz posiadał w jak największym stopniu zachowaną oryginalną farbę – wylicza nasz rozmówca.
W kolekcji Studio znaleźć można nie tylko kanistry z każdego roku wytwarzania w okresie II wojny światowej, w tym z pierwszych partii wypuszczonych przez fabrykę Mueller und Co. w 1937 r., ale też prawdziwe „białe kruki”. – W naszych zbiorach posiadamy kanister z 1939 r. opatrzony błędem produkcyjnym w postaci wybitej w złym miejscu daty, egzemplarz przemalowywany kolorem piaskowym w dwóch odcieniach – tzw. afrykańskim, przeznaczonym dla wojsk feldmarszałka Erwina Rommla oraz późnym, europejskim, jak i, znaleziony na Kaszubach, ze śladami łatania przestrzelin. Inny otrzymaliśmy z Włoch od Ślązaka – weterana niemieckiej Luftwaffe, który wyposażony w benzynę jako kartę przetargową dla aliantów, zdezerterował ze swojej jednostki. Jest też kilka egzemplarzy z różnych lat, bez ostatecznego koloru, pomalowanych wyłącznie czerwoną farbą antykorozyjną. Jeden z ciekawszych, choć wizualnie mało atrakcyjny pochodzi ze słynnego pobojowiska na Oksywiu; wykopano go wraz z elementami niemieckich motocykli wojskowych, jest podziurawiony pociskami i odłamkami – wylicza Krzysztof Pawluch.
Studio Historyczne Huzar przymierza się także do rozpoczęcia profesjonalnej renowacji kanistrów. – Udało się nam odtworzyć, póki co na papierze, proces przede wszystkim malowania niemieckich kanistrów w czasie ostatniego, globalnego konfliktu. Nie zdradzając szczegółów powiem tylko, że każdy z nich posiadał co najmniej dwie warstwy farby – antykorozyjną w kolorze czerwonym lub, rzadziej, pomarańczowym, a następnie barwę właściwą. Wbrew powszechnie panującej opinii, była ona nieco inna niż typowy lakier przeznaczony dla pojazdów bojowych Wehrmachtu – informuje nasz rozmówca. Ponadto rozpoczęło się gromadzenie innych przedmiotów związanych z szeroko rozumianym kolportażem paliwa na linię frontu w latach 1939-1945. Do magazynów Huzara trafiły już beczki na benzynę o pojemności 200 l, kanki na olej czy specjalny zasobnik zrzutowy na materiały pędne, przeznaczony głównie dla oddziałów walczących w okrążeniu. W zaprzyjaźnionym warsztacie w Wielkopolsce budowany jest też jednoosiowy wózek transportowy.
Okazją by zobaczyć stale powiększającą się kolekcję kanistrów w całości będzie pierwsza, sianowska noc muzeów, którą zaplanowano 19 maja 2018 r. w tym mieście. – Chcemy pochwalić się swymi zbiorami w ogóle. Rzecz jasna część planowanej, pokazowej ekspozycji stanowić będą właśnie nasze „dwudziestki”, nie tylko zresztą niemieckie – kończy przedstawiciel Studio Historycznego Huzar.
O tym wyjątkowym motocyklu, który powstał w firmie G.O.C., można by napisać wiele – wiele …
Ten motocykl to prawdziwa legenda. Chyba wszyscy kojarzą go ze słynnej komedii „Nie lubię poniedziałku”. …
Suzuki LJ 80 (eljot) to samochód legenda. Kultowa terenówka produkowana w latach 1977-1983 kojarzona z …