Obok akcji odbudowy oryginalnych, zabytkowych pojazdów wojskowych w Polsce od kilku lat dynamicznie rozwija się tworzenie ich pełnowymiarowych replik. W jakim celu? Przede wszystkim po to, by korzystając na przykład z samochodów czasów II wojny światowej nie niszczyć pamiątek przeszłości, a równocześnie móc przypominać o nich podczas widowisk historycznych czy produkcji filmowych. Jedną z takich maszyn – makietę słynnego Willysa MB – od kilku lat w różnych częściach naszego kraju regularnie oglądać można „w boju”.
– Zaczęło się od klasycznego dylematu, przed którym staje każdy, kto chciałby użytkować historyczny pojazd, nie tylko militarny: oryginał, czy użytkowa replika? – zaczyna opowieść Rafał Domagała reprezentujący zrzeszającą pasjonatów historii wojskowej z Wielkopolski, Grupę Operacyjną Maxxim. Od przeszło 6 lat jest właścicielem pełnowymiarowej, a przede wszystkim, dostosowanej do tzw. ciężkich zastosowań imitacji słynnego, produkowanego w latach 1942-1945 amerykańskiego samochodu terenowego Jeep Willys MB.
Idea stworzenia alternatywy dla osiągających bardzo wygórowane ceny oryginalnych maszyn tego typu narodziła się w chwili, gdy w polskim środowisku rekonstrukcyjnym coraz powszechniejsze stawało się wykorzystanie podczas pokazów dynamicznych, a przede wszystkim widowisk historycznych i produkcji filmowych, oryginalnego sprzętu z czasów II wojny światowej. – Obserwowałem jak koledzy-właściciele pieczołowicie wyremontowanych wozów z lat czterdziestych albo w ostatniej chwili wycofywali się z projektów w obawie przed uszkodzeniem swych samochodów, albo ponosili duże straty, gdy auta psuły się na przykład podczas inscenizacji. Sam planowałem wówczas kupić Willysa, ale takiego, by zamiast cieszyć oko w garażu, mógłby w pełnej krasie prezentować się szerokiemu gronu odbiorców – informuje nasz rozmówca.
Niespodziewanie jeden z zaprzyjaźnionych mechaników samochodowych zaproponował stworzenie auta, które wyglądać miało identycznie jak wojenny pierwowzór, ale równocześnie zachować pełnię walorów użytkowych współczesnej terenówki. – Jako punkt wyjścia wykorzystane zostało podwozie oraz jednostka napędowa produkowanego od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia samochodu Suzuki Samurai. Przeważyły opinie o jego dużej wytrzymałości oraz relatywnie prosta konstrukcja, dająca bez większych kłopotów zaadoptować się do potrzeb wozu z czasów walk z III Rzeszą. Nie bez znaczenia był także fakt dość częstego wykorzystywania tego modelu jako bazy dla wozów off-roadowych. Wszak Jeep miał sprawnie poruszać się w trudnym terenie – mówi Rafał Domagała.
Japońska terenówka pozbawiona została nadwozia, w którego miejsce zamontowano charakterystyczną dla Willysów MB oraz Fordów GPA, lekką karoserię. Również ona wykonana została od podstaw, rzecz jasna w oparciu o oryginalną dokumentację techniczną oraz egzemplarze muzealne i zachowane w prywatnych kolekcjach. Replika zachowała pierwotną jednostkę napędową, silnik o pojemności 1000 ccm i mocy 45 KM (oryginalny, z czasów wojny miał moc o 15 KM większą – przyp. aut.). – Choć wydaje się ona niewielka, auto bez problemu przemieszcza się poza ubitymi szlakami. Jest także odpowiednio zrywne, na trasie osiąga prędkość do 100 km/h, co przy otwartym nadwoziu i tak okazuje się uciążliwe dla kierowcy i pasażerów. Nierzadko służy jako lekki holownik, czy, po złożeniu oparcia tylnej kanapy, niewielki pick-up, którym wozimy dosłownie wszystko. Nie bez znaczenia ma także spalanie, wynoszące w granicach 7,5 l/100 km. Przypomnę tylko, że Jeepy z lat czterdziestych, wyposażone z jednostkę napędową pojemności 2200 ccm zużywały dwukrotnie więcej paliwa – wylicza właściciel repliki. Dodaje, że zaletą, która była niejako efektem ubocznym prac okazała się możliwość rejestracji auta na zasadach odpowiadających nie pojazdom zabytkowym, lecz współczesnym samochodom osobowym. – W ten sposób latem mogę wraz z rodziną użytkować je poza szeroko pojętymi działaniami rekonstrukcyjnymi. Wszystkim nam sprawia to dużo frajdy. Poza tym samochodem potrafi jeździć każdy, kto posiada prawo jazdy kategorii B – dodaje Rafał Domagała.
Budowa repliki trwała mniej więcej pół roku; jej koszt sięgnął 30 tys. zł. Choć nie jest to kwota niska, za oryginalnego Willysa MB w czasie gdy wyjeżdżała z warsztatu trzeba było zapłacić ponad 60 tys. zł; dziś pojazdy te, w stanie użytkowym, na giełdach osiągają wartość nawet o połowę wyższą. – Zdaję sobie sprawę, że dla kolekcjonerskich radykałów moje auto może uchodzić za „świętokradztwo”. W przeciwieństwie do nich nie obawiam się jednak go używać, a i koszty ewentualnych napraw aż tak bardzo nie rujnują mego portfela. To auto sprawdzone w toku wynoszących nieraz kilkaset kilometrów przejazdów i generalnie niezawodne – kończy nasz rozmówca.
Warto dodać, że opisywany w artykule Jeep kilkakrotnie gościł także w naszym regionie. W ubiegłym roku, reprezentujący charakterystyczne, bo związane z 1. Armią Wojska Polskiego barwy samochód można było obejrzeć między innymi podczas lipcowej III Komorowskiej Biesiady Historycznej zorganizowanej w oddalonej ok. 50 km na wschód od Koszalina miejscowości Komorowo oraz podczas obchodów Narodowego Święta Niepodległości w Polanowie. Jak zdradza właściciel, pojawi się na Pomorzu Środkowym także w de facto już rozpoczętym sezonie rekonstrukcyjnym.
Replika Willysa MB z Wielkopolski podczas III Komorowskiej Biesiady Historycznej, lipiec 2015 r. Samochód był jedną z największych atrakcji tego pikniku historyczno-edukacyjnego (Foto: Łukasz Dyczkowski/Fotogeniczny.pl).
Użytkowana przez wielkopolską Grupę Operacyjną Maxxim replika Willysa MB w pełnej krasie. Pojazd powstał w oparciu o podwozie terenowego Suzuki Samurai 1000 (Foto: Łukasz Gładysiak).
W przeciwieństwie do oryginalnych egzemplarzy z lat 1942-1945, wielkopolska replika Jeepa może być śmiało wykorzystywana do przewożenia każdego rodzaju ładunku (Foto: Łukasz Gładysiak).
Choć siadając w fotelu kierowcy opisywanej repliki nie ma wątpliwości, że nie jest to auto oryginalne, właściciel wskazuje jej ewidentną zaletę: samochodem może bez kłopotu jeździć każdy, kto posiada prawo jazdy kategorii B (Foto: Łukasz Gładysiak).
Maska wielkopolskiej repliki Willysa MB ze złożoną przednią szybą. Konstruując pojazd starano się jak najwierniej odwzorować detale oryginału (Foto: Łukasz Gładysiak).
Na pierwszy rzut oka prezentowany samochód wygląda jak oryginał. W przeciwieństwie do egzemplarzy powstałych w latach 1942-1945 właściciel nie obawia się używać go nawet w trudnym terenie (Foto: Łukasz Gładysiak).
Ze względu na fakt rejestracji samochodu na zasadach obowiązujących względem aut osobowych, musiał on zostać wyposażony w dodatkowe elementy pozwalające na pełnoprawne dopuszczenie do ruchu – dodatkowe światła tylne oraz gniazdo służące do przesyłania impulsu elektrycznego do przyczepy (Foto: Łukasz Gładysiak).
Pod maską wielkopolskiego Willysa MB drzemie… silnik Suzuki Samurai 1000. Jednostka ta jest zdecydowanie bardziej ekonomiczna niż oryginalny odpowiednik (Foto: Łukasz Gładysiak).
Opisywany pojazd w otoczeniu rekonstruktorów w mundurach 1. Armii Wojska Polskiego. Obchody Narodowego Święta Niedpoległości w Polanowie, listopad 2015 r. (Foto: Łukasz Gładysiak).
Replice Willysa MB z Wielkopolski często towarzyszą pasjonaci w historycznych mundurach. To dodaje pojazdowi ewidentnego uroku (Foto: Radosław Horanin).
O tym wyjątkowym motocyklu, który powstał w firmie G.O.C., można by napisać wiele – wiele …
Ten motocykl to prawdziwa legenda. Chyba wszyscy kojarzą go ze słynnej komedii „Nie lubię poniedziałku”. …
Suzuki LJ 80 (eljot) to samochód legenda. Kultowa terenówka produkowana w latach 1977-1983 kojarzona z …