Powrót do przeszłości – z panem Tadeuszem i jego 38 – letnią maszyną

Powrót do przeszłości – z panem Tadeuszem i jego 38 – letnią maszyną

Tadeusz Wach z Kołobrzegu ma 82 lata. Jego maluch to rocznik 1977. Gdy w lutym pan Tadeusz przyjechał jak co roku do stacji kontroli pojazdów należącej do firmy Auto-West – Szpitun, diagnosta rozłożył ręce: – Pana auto jest w tak fatalnym  stanie, że nie ma szans na pomyślne przejście badań.

Starszy mężczyzna długo się nie zastanawiał. Zostawił auto, prosząc o możliwie najoszczędniejszą naprawę. Ot, tyle, żeby w dowodzie rejestracyjnym mogła się pojawić pieczątka. – Prawdę mówiąc już myślałem o tym, żeby go oddać na złom – przyznał. – Ale żona choruje, muszę ją regularnie wozić do szpitala. Samochód jest potrzebny. Wierzę, że coś poradzicie.

Umówili się, że zapyta o auto za trzy dni. Pytał, raz, pytał drugi. Swojego malucha odzyskał po … 9 miesiącach. – No faktycznie, dziecko mogłoby się urodzić – śmieje się w rozmowie z nami.

_mg_3344

Z miesiąca na miesiąc utwierdzał się w przekonaniu, że (co zresztą było zgodne z prawdą) brakuje części, więc cierpliwie czekał. – My się z żoną przyzwyczailiśmy do tego samochodu. Serce, czyli silnik, miał jeszcze dobre. Przez te wszystkie lata nawet zimą odpalał bez problemu. No ale się w końcu zestarzał. Ale czy to co stare musi być złe…? – zawiesza głos. – Mój akordeon też jest stary. Zbieram stare zegary, stare mechanizmy. To i samochód miałem stary. Tylko, że ostatnio już faktycznie okropnie wyglądał – przyznaje.

_mg_3375

Przez te 9 miesięcy z trudem, wraz z żoną, uczyli się jakoś radzić sobie bez auta. W końcu zadzwonił telefon z warsztatu: – Przyjedziemy po pana, samochód gotowy.

Zajechali na miejsce i pan Tadeusz zaczął wypatrywać swojego staruszka: – Pokazali mi  niby mojego malucha, ale wyglądał jak nowy! – opowiada.

– Nic pan nie płaci. Prezent od firmy – usłyszał, gdy ze zdumienia przecierał oczy.  – Dla stałego klienta.

– No przyznam, że zrobiło to na mnie wrażenie – uśmiecha się pan Tadeusz. – Fajni z nich ludzie. Porządni. W życiu nie byłoby mnie stać na taki remont.

_mg_3303

Auto – West – Szpitun prowadzi także zakład mechaniki pojazdowej. Tadeusz Wach to faktycznie wierny klient firmy od wielu lat. – Pan Tadeusz przyjeżdżał najpierw do ojca – mówi Andrzej Szpitun, syn założyciela firmy. – Wszyscy dobrze go tu znamy. To emerytowany mechanik samochodowy. Widać, że mu się nie przelewa. Czasem grywa nad morzem na akordeonie. Tak sobie dorabia. Żona choruje. Na pewno nie ma lekko. Gdy wtedy zostawił nam tego swojego malucha, początkowo myśleliśmy że da się go jakoś połatać. Zaszpachlować. Ale okazało się, że nie ma jak.

Mechanicy zostali z przeżartym rdzą, 38 – letni maluchem. Z rozrusznikiem na linkę, starymi felgami „cytrynkami”. Polski Fiat 126p, duma polskiej motoryzacji lat 70-tych, najwyraźniej kończył swój żywot. – Nie miał hamulców – wylicza Andrzej Szpitun. –  Nie miał progów, nadkoli. W kilku miejscach w karoserii zionęły dziury, przez które można było włożyć rękę. Dramat. Jakby tego było mało, auto było zielone. To dlatego, że cały rok stał pod drzewem. Wilgoć zrobiła swoje. Ten samochód wyglądał tak, jakby się już ostatecznie poddał.

_mg_3378

Trzeba było wymieniić boki. Ale nie obyło się  też bez spawania.  Remont  byłby znacznie krótszy gdyby nie przeprawa najpierw z blacharzem., potem z lakiernikiem. No i nieustanie pojawiały się kolejne „niespodzianki”: – Na przykład uchwyt tylnej belki – mówi Andrzej Szpitun.  – Nie wiadomo jakim cudem się trzymał – słyszymy. – Koła stały krzywo. Sprężyna była pęknięta, ktoś ją spiął metalowymi opaskami. Nie dziwota, że samochód nie przeszedł przeglądu.

O ratunek wołało też wnętrze autka. – Szukaliśmy kogoś, kto wyczyści siedzenia. W nasz projekt weszła firma sprzątamy.com, bo podobało się im to co robimy dla pana Tadeusza– mówi Andrzej Szpitun. Zabrali się za renowację. Okazało się, że czarne fotele pierwotnie były  …zielone. W niektórych miejscach niestety  tak poprzecierane, ze spece od czyszczenia rozkładali  ręce.

_mg_3363

– Skoro już zabraliśmy się za robotę, postanowiliśmy, że doprowadzimy ten samochód do pełnej sprawności – słyszymy dalej. – A tu np. szyba nie działa, bo coś było urwane. Zdobycie nowych części też było karkołomnym wyczynem. Czasem pocztą przychodziły niby właściwe, ale okazywało się, że pasowałyby do późniejszych modeli. I znów staliśmy w miejscu.

Rozebrali silnik, wymienili wszystkie uszczelki, amortyzator, świece, sprężyny, wsteczny czujnik, cały system audio. Zamontowali podsufitkę, której nie było. Najwięcej czasu nad autkiem spędził Andrzej Szpitun.

Niełatwo było znaleźć lakier, bo szukali jak najbardziej zbliżonego do fabrycznego. – Najłatwiej byłoby przemalować go na nowy kolor – mówi Andrzej Szpitun. – Ale co by było gdyby pan Tadeusz widząc np. na czerwony kolor powiedział, że mu się nie podoba?

_mg_3307

9 – miesięczny czas kolejnych narodzin fiacika, Andrzej Szpitun kwituje tak: – Gdyby nie problemy u blacharza i lakiernika, załatwilibyśmy wszystko w miesiąc – słyszymy. – Irytowaliśmy się, ale trzeba było czekać.

W swój projekt próbowali zaangażować każdą branżę, która mogłaby się przyczynić do odmłodzenia autka pana Tadeusza. Ale o sponsorów nie było łatwo. Nie odmówiła ekipa sprzątamy.com i Bartosz Grygier, który transportował malucha tam gdzie akurat było trzeba. Lakier udało się kupić z dużym rabatem.

Gdy pytamy o to ile kosztowałby taki „głęboki lifting” 38-letniego fiacika Andrzej Szpitun zastanawia się chwilę: – Jakieś 4 tysiące złotych – mówi w końcu. Śmieje się, że to był jego renowacyjny pierwszy raz. – Ojciec ma w takich pracach doświadczenie, ja dotąd nie miałem. Sądziłem, że to będzie czysta przyjemność, ale bywało, że czasem nerwy puszczały – przyznaje.

Podczas odbioru auta pan Tadeusz fachowo obejrzał swojego malucha. Upewnił się czy w baku jest paliwo, bo pamiętał, że powinny być w nim ze trzy litry. – Zdziwił się, bo nalaliśmy mu do pełna – śmieje się Andrzej Szpitun.

Państwo Wachowie mają już za sobą pierwsze przejażdżki. Na razie po mieście. – O! Kiedyś to się jeździło! – właściciel malucha oznajmia z dumą. – Całą Polskę zjeździliśmy, Niemcy. Sprzed lat został mi  jeszcze bagażnik montowany na dachu. Rzadko go używałem , bo tylko pod domem obsiadały go wrony. Wyglądało jakbym woził wrony na gapę! – zanosi się śmiechem. –  Ale tak w ogóle to świetnie się  spisywał. Nie psuł się, a jeżeli już coś nawaliło, sam potrafiłem naprawić. No i parkować mogłem wszędzie. Dobre auto! Ja zawsze uważałem, że nasze samochody były najlepsze. Trzeba je ratować.

Zobacz również inne wątki z tej kategorii

Najnowszy numer czasopisma Lakiernik
Newsletter

Bądźmy w kontakcie Zapisz się do naszego Newslettera

Newsletter
Copyright (C) lakiernik.com.pl
Realizacja strony: Estymo
Wyjście
Przeiń na górę