Powrót legendy. MZ znowu na drodze, nie tylko w garażu

Powrót legendy. MZ znowu na drodze, nie tylko w garażu

Moda na klasyki wraca. Dla Krzysztofa Kłobokowskiego z Nowej Dęby to jednak nie trend, ale prawdziwa pasja. Od lat ratuje MZ-ki od zapomnienia i przywraca im oryginalny kształt. Tropik z wózkiem bocznym, ręcznie malowane szparunki, oryginalne logo z szablonu – tu nic nie dzieje się przypadkiem.

Motocyklowa pasja zaczęła się od taty i komarka

Warsztat Krzysztofa Kłebokowskiego w Nowej Dębie słynie w regionie Podkarpacia z renowacji motocykli MZ. Jednak jak sam mówi, w jego pracowni nie pachnie nowością, ale historią, a szczególności słynną kultową MZ 250 Trophy.

Kiedy pytamy pana Krzysztofa o początki jego motocyklowej przygody, nie musi się długo zastanawiać. Pasja zaczęła się jeszcze za dzieciaka. Wciąż pamięta ojca, który odpalał komarka i dźwięk dwusuwu w oddali.

– Mój tata zawsze lubił motocykle. Jeździł komarkiem z gitarą na plecach. I od tego wszystko się zaczęło. Pamiętam, jak śmigaliśmy motocyklami nad wodę. To były nasze rodzinne wakacje – wspomina Krzysztof.

Jak mówi, jego ojciec nie tylko jeździł, ale też przerabiał motocykle. Dostosowywał je do swoich potrzeb.

– Tata zawsze miał w domu MZ-tki. Przerabiał ramy, montował głośniki… Dla niego to była sztuka użytkowa. Ja tylko to przejąłem.

  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n

Tropik to legenda, która nie rdzewieje

Choć Krzysztof potrafi odnowić każdy model MZ, największym uczuciem darzy jedną wersję – MZ Trophy, potocznie zwaną „Tropikiem”. To właśnie ten model był dawniej jednym z najbardziej rozpoznawalnych motocykli, które można było zobaczyć na polskich drogach. Z tych pojazdów korzystała Milicja Obywatelska. W końcu MZ-tkę możemy kojarzyć też z kultowego filmu „Nie lubię poniedziałku”.

n

– Mam słabość do Tropików. Mogę robić każdą MZ-tkę, ale Tropik… to co innego. Wygoda. Fotel jak z PRL-owskiego przedpokoju. Prowadzi się miękko. Nie ścigasz się, płyniesz – opowiada nam i dodaje, że dzisiaj Tropik na nowo budzi emocje podczas zlotów. – To niezawodny motocykl. Zwiedziłem nim całe Bieszczady.

Jeździł, kiedy wszystko inne się psuło. A teraz? Tropik to sensacja na zlotach. Ludzie robią sobie z nim zdjęcia, pytają, czy to replika. A to oryginał, w pełnym szacunku dla przeszłości.

Każda odbudowa motocykla to dla Kłebokowskiego rytuał, wymagający precyzji, cierpliwości i dbałości o każdy szczegół. Jak sam podkreśla, tu nie ma miejsca na skróty.

– Pierwsza idzie rama – piaskowana, zabezpieczana od środka. Wszystkie śruby do ocynku. Szprychy nierdzewne, opony Heidenau – jak wzór oryginału. Galanteria – tylko jeśli jest sens ratować. Szparunki ręcznie malowane. Logo? Z szablonu. Żadnych kalkomanii z internetu – zaznacza nasz rozmówca.

Najwięcej uwagi pochłaniają jednostki napędowe. – Silniki. Często połamane, powiercone, zniszczone, ale czasem i to warto ratować, dla zachowania duszy motocykla.

Szczególnie zapamiętał renowację jednej maszyny – Tropika z wózkiem bocznym dla klienta ze Śląska.

– Szyba do wózka była ściągana z Niemiec. Złożyliśmy go idealnie. Kiedy odpalił pierwszy raz – zamarliśmy obaj. To było jak przebudzenie ducha maszyny – wspomina.

Krzysztof Kłembokowski zna realia użytkowe i oczywiście jeśli trzeba dostosowuje renowację do potrzeb właściciela.

– Jeżeli ktoś zamierza jeździć dużo, zakładamy nowoczesny zapłon, inne gaźniki. Ale jeśli motocykl ma służyć raz w roku na zlot, zostawiamy oryginalną instalację. Niech szumi tak, jak 40 lat temu – mówi pasjonat MZ-tek.

  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n
  • n

Renesans MZ-tek trwa od kilku lat

W rozmowie z Lakiernikiem Kłembokowski podkreśla, że w ostatnich latach zainteresowanie marką MZ zdecydowanie wzrosło –  i nie chodzi tylko o kolekcjonerów. O jednej z takich MZ-tek i jego właścicielu ze Sławna pisaliśmy kilka miesięcy temu.

– Od trzech lat widzę renesans. Ludzie nie tylko odnawiają, ale i używają. Zloty, rajdy, Bieszczady, Mazury. To piękny etap dla MZ-tek – dodaje.

Jednak taka pasja ma swoją cenę.

– Dziś najdroższy jest wydech. Potem zegary z napisem MZ, fotele, kartery. Galanteria oryginalna. Ale najbardziej boli brak jakościowych zamienników. Dlatego warto robić wszystko na spokojnie, etapami. To nie sprint. To relacja – mówi nam Krzysztof Kłembokowski.

W jego warsztacie każda MZ-ka dostaje drugie życie. Ale jak sam zaznacza, nie chodzi tu tylko o montowanie części i położenie lakieru. Chodzi o historię – własną, rodzinną. O szacunek do przeszłości i umiejętność przenoszenia go w przyszłość.

Tekst Waldemar Radziewicz, zdjęcia nadesłał Krzysztof Kłembokowski / MZ Serwis Nowa Dęba Facebook

Zobacz również inne wątki z tej kategorii

Najnowszy numer czasopisma Lakiernik
Newsletter

Bądźmy w kontakcie Zapisz się do naszego Newslettera

Newsletter
Copyright (C) lakiernik.com.pl
Realizacja strony: Estymo
Wyjście
Przeiń na górę