Lakiernik spod Świdnicy na swoim: od klasyków po twarz Marylin Monroe

Lakiernik spod Świdnicy na swoim: od klasyków po twarz Marylin Monroe

W Autolakierni Crystal Garage pod Świdnicą pomalują wszystko: – Od spłuczki do toalety po czołg – śmieje się Przemysław Kużdżał, 36 – letni lakiernik i współtwórca biznesowego projektu, który od tego roku prowadzi z przyjacielem pod własną marką. Największą frajdę dają im czekające na nowy look klasyki. Na przykład 30 – letnie beemki, do których Przemek ma wielką słabość. Albo niespodzianki, takie jak Subaru Libero, które w liczbie dwóch, trzeba było przygotować na szybko (i z przygodami), dla pewnego zamożnego Hiszpana. – Kocham tę robotę – uśmiecha się nasz rozmówca, a my patrzymy na zdjęcia i widzimy, że jego miłość wydaje świetne owoce.

Gdy pytamy o początki, mówi krótko: – Nie skończyłem żadnej szkoły lakierniczej. Normalne liceum ogólnokształcące z maturą. Ale chyba nie miałem 18 lat, gdy na dobre zaczęło mnie kręcić lakiernictwo. Sam zdecydowałem, że to właśnie chcę robić. Mieliśmy garaż pod domem. Na 18. urodziny dostałem malucha, było więc dla mnie oczywiste, że muszę go „zrobić”. Oczywiście sam. Filmików na YouTube jeszcze nie było. Podpytywałem więc sprzedawców w sklepach lakierniczych. Kupiłem pierwszy pistolet, jakiś mały kompresor i już. Pomarańczowy maluch zmienił się w błękitny. Potem było kolejne auto i kolejne. O efektach tych pierwszych prac lepiej nie mówić. Powiem krótko: nie było OK – przyznaje ze śmiechem. – Ale ćwiczyłem ucząc się na własnych błędach. Kupowałem uszkodzone samochody. Po mojej pracy nie mogły już przecież wyglądać gorzej. W końcu wpadłem na to, że dobrze byłoby się zatrudnić w jakiejś lakierni.

received_361022066108312

Krokiem milowym w jego lakierniczej karierze było zatrudnienie się w Garażu Czarodzieja w Słotwinie pod Świdnicą. To pracownia światowej gwiazdy lakiernictwa artystycznego i tuningu. Króluje tu Pierre Bodin. To człowiek, który malował samochód m.in. dziewięciokrotnemu, rajdowemu Mistrzowi Świata Sebastianowi Loebowi. – Znalazłem ogłoszenie, że szukają pomocnika lakiernika – opowiada Przemysław Kużdżał. – Pojechałem tam i powiedziałem: bardzo przepraszam, ale nic nie umiem. Za to bardzo chcę się nauczyć. Pani, która przeprowadzała ze mną rozmową kwalifikacyjną, kazała mi się stawić następnego dnia o godz. 7 rano. I tak to się zaczęło. Pracowałem tam rok.

Pracował jeszcze w dwóch kolejnych miejscach, nim podjął decyzję o wyjeździe do Irlandii. Trafił tam do lakierni Tomasza Smolickiego, w której pracował już wyłącznie nad samochodami. – To był bardzo dobry warsztat. Tam nabrałem największego doświadczenia – mówi. Gdy wrócił do kraju, jeszcze przez 5 lat pracował „u kogoś” nim zdecydował się pójść „na swoje”. Paradoksalnie w podjęciu decyzji pomogła pandemia. W tamtej lakierni poznał swojego obecnego wspólnika, Jakuba Witka. – Przyszedł COVID i obaj zostaliśmy zwolnieni – słyszymy. – Po miesiącu zadzwonił Kuba i mówi: „mam fajny pomysł. Wynająłem garaż. Nie jest super, ale jak chcesz pracować, to dawaj!” Powiedziałem: „Okey!” I w tych garażowych warunkach przepracowaliśmy dwa lata. Ale równolegle zaczęliśmy budować lakiernię. Przenieśliśmy się do niej na początku tego roku. I tak powstała Autolakiernia Crystal Garage. W Słotwinie, przy ul. Rozwojowej 8.

img20220614114757_01

Niedawno dołączył do nich Marcin Kańduła. – To świetny specjalista – mówi o nim Przemysław Kużdżał. – Jest nas trzech i myślę, że na tym skład naszej ekipy się nie zamknie. Mamy ambitne plany, jako lakiernicy chcemy być najlepsi – dodaje z uśmiechem.

Bo zleceń przybywa. A te są bardzo różnorodne. – Oczywiście zajmujemy się każdym samochodem. Ale mamy też zaskakujące zlecenia, jak choćby pomalowanie plastikowego przycisku spłuczki do toalety – śmieje się lakiernik. – No cóż, pani stwierdziła, że skoro wszystko ma w szarym kolorze, to przycisk musi być w kolorze antracytu. Dostała więc swój antracyt. Innym razem zgłosił się do nas człowiek, który chciał w meblach z PRL-u pomalować szyby na czarno. Pogłówkowaliśmy i załatwione!

Ale ich codzienność to auta i motocykle. – I pracujemy jak nakręceni – śmieje się Przemek. – Staramy się, żeby klient długo nie czekał. Zwłaszcza gdy zarabia swoim autem. Jeśli do pracy jest tylko jeden element, a sytuacja klienta podbramkowa, zdarza się, że mówimy: wróć za kilka godzin, będzie gotowe.

Wśród zleceń zdarzają się perełki, które przyspieszają bicie serca: – No moje zdecydowanie szybciej bije na widok starych modeli BMW – wzdycha Przemek. – Sam mam czarne E30. Zakładam, że do końca roku je zrobię, wypieszczę. Tak to jest, w naszej branży szewc chodzący bez butów, to częste zjawisko.

img20220713145959-1

Gdy na jakimś forum w mediach społecznościowych przeczytał, że ktoś szuka lakiernika do swojej E30-stki, rocznik 1986, napisał: „no to już go znalazłeś”. – Mam wielki sentyment do tych aut – mówi. – Chcę ich jak najwięcej uratować. Wszystko w nich jest świetne. Wygląd jest uroczy, prowadzenie bardzo fajne. Doskonale się czuję się w takim aucie.

Nie on jeden – dziś znalezienie takiej beemki w dobrej cenie, to prawdziwy cud. – Ja kupiłem swoją za 2,4 tys zł. Gdybym chciał ją teraz sprzedać, nawet niezrobioną, mógłbym ją wystawić nawet za kilkanaście tysięcy.

Auto klienta miało zalśnić czerwonym lakierem. – I tak się stało – mówi krótko lakiernik. – Wzięliśmy i zrobiliśmy. Najlepszymi technikami, bardzo dobrymi materiałami. To nie była żadna skomplikowana robota. Położyliśmy oryginalny kolor. Wybraliśmy z palety NOVOL-a. Co ciekawe, właściciel kupił nowe błotniki z autoryzowanego serwisu. Wszystko najlepszej jakości. Dla mnie to była przyjemność, nie praca. A klient jeździ na zloty, wygrywa konkursy. Jego sukcesy, to dla nas najlepsza reklama.

img-20220722-wa0003-1

W inną nie inwestują – nie ma sensu. Wystarczy pokazać efekty prac w mediach społecznościowych. Pocztą pantoflową dotarła do nich klientka, która dostała zlecenie na zrobienie 4 sztuk Subaru Libero z lat 90-tych . – Przyjechała i pokazała to autko na zdjęciu – słyszymy. – Miały być cztery sztuki, z czego dwa już lakierowano w Niemczech. Wszystkie w jednakowych kolorach, położonych z użyciem konkretnych szablonów. Miały trafić do pewnego zamożnego Hiszpana, który ma wielką posesję, pałac i samolot, pokryty właśnie taką kombinacją kolorów. Autka miały służyć do transportu rodziny i gości po wąskich uliczkach. Dostaliśmy 2 miesiące na wykonanie zadania. Super, bardzo fajna praca.

img-20220704-wa0007

Ale nie poszło gładko. Zrobili pierwsze auto. Gdy zabrali się za drugie, pękła szyba przy montażu w polakierowanym już Subaru. – Nie wiemy jak to się stało – rozkłada ręce Przemek. – Zdejmowała nam te szyby profesjonalna firma. Uprzedzili, że w tej jednej jest małe wyszczerbienie – trzeba być bardzo ostrożnym. No i pech – trzasnęła!

Obdzwonili wszystkie możliwe miejsca, wszystkie dostępne serwisy Subaru. – Zawsze było tak samo: oczywiście, nie ma sprawy – słyszymy. – A potem sami oddzwaniali zdziwieni, że nie da rady. Napotykałem ogłoszenia typu: „nie ma takiej szyby, której byś u nas nie kupił” i już wiedziałem, że będzie ubaw. Dzwoniłem i okazywało się, że powinni zmienić reklamę.

received_1058889978049213

Wtedy ekipie z Autolakierni Crystal Garage, daleko było do śmiechu. Ale sprawę uznali za honorową – staną na głowie, a z zadania się wywiążą! Choćby mieli dołożyć do tego interesu. W końcu dostali konkretną odpowiedź: nową szybę można im ściągnąć z Japonii. Koszt ok. 4 tys. złotych. I byliby skłonni nawet na to przystać, gdyby nie orientacyjny termin japońskiej dostawy – dawno po czasie, który wyznaczyła klientka. – Wtedy Kuba wymyślił, że trzeba kupić trzeci samochód i wziąć z niego tę nieszczęsną szybę. Tak się też stało. Poszło na to 10 tys. zł. Zostaliśmy z kolejnym Subaru, które już polakierowaliśmy i wystawiamy, żeby odzyskać pieniądze. Szyby dalej szukamy. Ale być może nowy właściciel weźmie już poszukiwania na siebie.

img_20220623_190346

Stworzyli team, w którym czują się świetnie. – Marcin to specjalista od PDR (paintless dent repair, to międzynarodowe określenie oznaczające naprawy uszkodzeń karoserii bez ponownego lakierowania naprawionego elementu – przyp. Red.) oraz drobnych napraw lakierniczych tzw. smart repair. Kubuś to mistrz detailingu i polerowania – przedstawia Przemek. – Jeździmy na wszelkie możliwe szkolenia i warsztaty. Szukamy tego co najlepsze. Zagięliśmy już wielu przedstawicieli firm oferujących materiały lakiernicze – mówi ze śmiechem. – Nie dajemy sobie wcisnąć kitu.

kopia-received_1324178524779005

Przemysław Kużdżał nie zamierza poprzestać na lakiernictwie. – Kolejne wyzwanie, to airbrush – mówi i dodaje, że nawiązał współpracę z Tomaszem Katarzyńskim, właścicielem salonu tatuażu w Świdnicy i malują razem. – Dla niego to również nowa sprawa, choć oczywiście zważywszy na jego fach, zdecydowanie bliżej mu do malunków na karoserii niż mnie. W wolnym czasie lakierujemy razem, a Tomek mnie dokształca. To artysta, bardzo precyzyjny, dokładny. Pod jego okiem udało mi się całkiem nieźle namalować twarz Marylin Monroe – dodaje z uśmiechem.

kopia-received_501777503879983_2

Pytanie o wolny czas wprawia go w zakłopotanie: – No tak. Kombinuję, jak tu nie popaść w pracoholizm. Ale ktoś kiedyś powiedział mi : rób to co kochasz, a nigdy nie będziesz musiał pracować. I ja tak mam. Nie czuję. że wiecznie przesiaduję w pracy. Zdrowy rozsądek nakazuje mi jeden dzień w tygodniu naprawdę odpocząć i dobrze się wyspać. A potem powrót do fajnego zespołu i nowych zadań i nauki. Przecież chcemy być najlepsi – kończy z uśmiechem.

Autor: Iwona Kalinowska

Zobacz również inne wątki z tej kategorii

Najnowszy numer czasopisma Lakiernik
Newsletter

Bądźmy w kontakcie Zapisz się do naszego Newslettera

Newsletter
Copyright (C) lakiernik.com.pl
Realizacja strony: Estymo
Wyjście
Przeiń na górę