– Spełniłem się. Zrozumiałem też, że naprawdę nie warto gonić za pieniędzmi – mówi Tomasz Golba, lakiernik z krwi i kości i właściciel firmy Tomix w Dobczycach. Opowiada nam jak nauczył się cieszyć życiem i wolnością, która daje mu… 27 – letni, kultowy kamper Volkswagen T3 Westfalia.
Tak jak jego żona Małgorzata, Tomasz Golba pochodzi z Wieliczki. Ale biznes oboje prowadzą w sześciotysięcznych Dobczycach, niedaleko Myślenic. Nim założyli firmę Tomix, handlowali drewnem i materiałami do jego konserwacji. – Był czas, gdy miesięcznie sprzedawaliśmy 3 km boazerii – wspomina pan Tomasz. – W rok potrafiłem postawić dom.
Z wykształcenia jest lakiernikiem. W swojej krakowskiej zawodówce wahał się między blacharstwem, a lakiernictwem. – Ostatecznie postawiłem na to drugie – wspomina. – Tak, tak, to były czasy, gdy szkołę zawodową można było opuścić z naprawdę dobrym fachem w rękach. Mamy do czego wracać odbudowując zaniedbane szkolnictwo zawodowe.
Motoryzacyjną pasję zaszczepił w nim ojciec – instruktor jazdy. To on kupił mu pierwszy lakierniczy pistolet i kompresor. – Oczywiście, że pracowałem jako lakiernik – wspomina. – Między innymi w Polmozbycie i to w czasach, gdy zdarzało się samemu robić szpachlówkę, bo na rynku jej po prostu nie było – wspomina. Dziś w prowadzonym przez małżonków sklepie, można kupić wszystko, czego może potrzebować lakiernik. – I proszę mi wierzyć, nie mam towaru, którego sam bym nie przetestował – podkreśla nasz rozmówca. – Bo do dziś wykonuję pewne drobne prace. Dopiero co był u mnie klient, który zarysował swoje audi. Powiedziałem mu, że spróbuję mu je spolerować. Udało się, zajęło niecałą godzinę.
Mieszanie lakierów i dobór kolorów to domena pani Małgorzaty, bo jak mówi pan Tomasz, tam gdzie kolory, nie ma jak kobiece oko. – Są odcienie srebra, których ja po prostu nie widzę – przyznaje ze śmiechem. – A żona widzie te wszystkie niuanse.
Klienci przyjeżdżają do niego z całego regionu. Ale nie od razu tak było. Przez pierwsze trzy lata dokładali do firmy. W końcu zaowocowało to, że nigdy nie szli na skróty – towar musiał być wysokiej jakości i w dobrej cenie. Żadnych lewizn, podróbek itd. Do tego wiedza, wiedza i jeszcze raz wiedza. – Nawet do Holandii jeździłem, żeby o produktach, które sprzedawałem i ich zastosowaniu wiedzieć wszystko – słyszymy. – No i klient miał być pewien, że u nas należy mu się czas. Na rozmowę o jego oczekiwaniach, na wybór najodpowiedniejszego produktu i na kawę. Pewnie, że moglibyśmy rozbudować biznes, zrobić sklep wielobranżowy itd., ale wtedy straciłbym to, co dla mnie bardzo ważne, bezpośredni kontakt z lakiernikiem.
Po pierwszych trzech, kiepskich latach, w końcu ruszyło. Wieści o solidnym, małżeńskim biznesie rozeszły się w branży. – Mamy klienta, który przyjeżdża do nas od 14 lat. Są i tacy, którzy przyjeżdżają z oddalonej o ponad 30 km Bochni – opowiada pan Tomasz. – Kiedyś mieliśmy pracownika, ale zostawił mnie z dnia na dzień mówiąc , że wyjeżdża do pracy za granicę. Zostało mnie z kłopotami, z mankiem. Wróciliśmy do prace we dwójkę, bo u nas nie ma miejsca na fuszerki i na „jakoś to będzie”. W tym biznesie 50 procent sukcesu zapewniamy my, dostawcy produktów. Drugą połowę daje swoją pracą lakiernik. Jest tyle materiałów, które właściwie dobrane ułatwiają lakiernikowi robotę, zaoszczędzają czas. I nie są drogie! Na przykład produkty Trotonu, które sprzedaje od 10 lat. Byleby tylko wiedzieć wszystko o ich możliwościach. Od przyswajania tej wiedzy i przekazywania klientowi jestem ja. I wiecie Państwo co zauważyłem? Młodzi lakiernicy chętnie słuchają, chcą poznawać nowinki. Z tymi praktykującymi od lat jest już gorzej. Bywa, że przyzwyczajenie robi swoje. Wtedy trzeba pokazać jak co działa.
Niedawno firma przeniosła się bardziej komfortowe miejsce. – Zanim jeszcze zainwestowaliśmy w reklamę okazało się, że nasi klienci poszli za nami. I przybyło nam nowych – mówi z dumą pan Tomasz. O wielkich planach rozwoju biznesu nie mówi: – Po co nam to? Jesteśmy po 50-tce. Chcemy cieszyć się życiem. Czas leci, a pieniądze to naprawdę nie wszystko.
Motoryzacyjna pasja pomogła im nie tylko osiągnąć stabilizację, ale i otworzyła świat na nowe doznania, nowe, fantastyczne znajomości. Tomasz Golba opowiada: – Lubię pobawić się przy samochodach. Miałem VW Golfa 1 Cabrio. Sam dokonałem renowacji. Cukierkowe autko. Kolega uprosił, żebym sprzedał dla jego syna. Uległem. Można powiedzieć, ze zostało w rodzinie. Mam też Mercedesa 123, kupionego od pewnego lekarza w Austrii za tysiąc euro. To absolutne cacko. Auto jeździ na żółtych, zabytkowych blachach, a przebiegu ma zaledwie ponad 80 tys. km. Nie zliczę już propozycji odkupienia mojej „beczki”, ale nie ma takich pieniędzy za które bym ją sprzedał. Bo ja naprawdę kocham stare samochody.
Potem sprawiłem sobie VW T3 Westfalia, kampera. I to był strzał w dziesiątkę. 27 – letnie kultowe cudo, które sam dopieściłem. Żadnej elektroniki. Tam się nie ma co zepsuć. Tym samochodem wróciłem z Zagrzebia jadąc 650 km bez sprzęgła. Dało się – śmieje się pan Tomasz. – Pali 7 litrów na 100 km. Nie osiąga może zawrotnej prędkości, maksymalnie 120 km/h, ale kto się tam spieszy, gdy nic gonie gna, gdy jedzie tylko po to żeby odpocząć. I to tam, gdzie przyjdzie mu na to ochota, zmieniając plany nawet w ostatniej chwili. Tak, dzięki nasze Westfalii zdecydowanie poczułem co znaczy być wolnym człowiekiem.
Tak było gdy planowali wyjazd do Chorwacji, ale na postoju w malowniczym miejscu sprawdzili pogodę w internecie i okazało się, że Chorwacja będzie tonąć w deszczu. Albo gdy nie przypadła im do gustu Grecja. Po prostu jechali dalej. W ich Westfalii jest wszystko, co potrzebne w dalekiej drodze: lodówka, kuchenka gazowa, zlewozmywak, wygodne łóżko, obrotowe fotele, pojemniki na czystą i brudną wodę, podnoszony dach…- Zjeździliśmy już kilkanaście krajów. Żona, ja i nasza Rutka, suczka rasy Jack Russel, nazywana też przez nas Prezesową, bo codziennie jest z nami w pracy.
Tomasz Golba godzinami może opowiadać o fenomenie kamperowej przygody: – Gdy spotykam kogokolwiek w podobnym samochodzie, z miejsca jesteśmy kolegami. Poza tym, to kamper kultowy. Ludzie nas pozdrawiają, proszą czy mogą zajrzeć, powspominać młodość, bo kiedyś takim autem jeździli. Jest taka wioska w Rumunii, nad Morzem Czarnym. Nazywa się Vama Veche. Jest tam niezwykły camping, taka taka hipisowska oaza, całkowity luz. Byłem tam 35 lat temu, niedawno wróciliśmy. Proszę mi wierzyć, gdy tam wjechaliśmy, witały nas setki ludzi, jak długo oczekiwanych przyjaciół. Najnowszy model jakiegokolwiek kampera nie wywołałby takiej reakcji. Zresztą to też warte wspomnienia, że na campingu, nie ważne kto jakim i jak drogim przyjechał kamperem. I tak najczęściej wszyscy bawią się w tej samej winiarni, zaprzyjaźniają się, umawiają na kolejne spotkania.
Na pytanie czego możemy życzyć naszemu rozmówcy odpowiada bez zastanowienia: – Zdrowia! Tylko zdrowia. Bo czuję spełniony. A wielkie pieniądze naprawdę wcale szczęścia nie dają. Znacznie cenniejsza jest umiejętność cieszenia się życiem.
Firma Tomix państwa Małgorzaty i Tomasza Golbów mieści się w Dobczycach, pod adresem Witosa 6. Telefon 515 684 666.
Z ogromnym entuzjazmem ogłoszono zwycięzców tegorocznej, jubileuszowej X edycji Ogólnopolskiego Turnieju Młodych Lakierników. Wydarzenie, które …
Firma TROTON po raz 21. z rzędu została wyróżniona prestiżowym tytułem „Przedsiębiorstwo Fair Play”. To …
Targi SEMA 2024, które odbyły się w dniach 5–8 listopada w Las Vegas, po raz …