
Kiedyś ścigał się na krętych trasach Gór Wałbrzyskich i Karkonoszy, dziś projektuje działy napraw powypadkowych dla całej Europy Środkowej. Mieczysław Sieczkowski – rajdowiec, mechanik, inżynier i współautor dziesiątek artykułów o technologii lakierniczej – opowiada nam o latach spędzonych w sporcie, o rewolucjach w lakiernictwie i o tym, dlaczego sztuczna inteligencja to nie zagrożenie, a narzędzie efektywności.
Od rajdów do lakierni
Choć wielu kojarzy jego nazwisko z wynikami w Rajdowych Mistrzostwach Polski od 1984 roku, gdy startował m.in. z Adamem Polakiem, przygoda Mieczysława Sieczkowskiego ze sportem zaczęła się znacznie wcześniej.
– Licencję zrobiłem w 1974 roku. Pierwszy rajd to był taki okręgowy, w rejonie Gór Wałbrzyskich – wspomina Mieczysław Sieczkowski, który swoją przygodę ze sportem samochodowym rozpoczął jeszcze w latach 70.

Mieczysław Sieczkowski i Krzysztof Winkowski
zdjęcie : Robert Szpunar
W 1976 roku porzucił studia, by trafić do działu sportu FSO jako mechanik. Tam, jak mówi, spędził kolejne sześć lat, jeżdżąc po Europie, gdzie dowiedział się, że im trudniejszy rajd, tym człowiek bardziej doświadczony. Jego Mentorem był doświadczony mechanik Andrzej Skibiński, z którym tworzyli zgrany duet w serwisowym busie Fiat 242.
Sieczkowski był jednym z tych, którzy przyczyniali się do sukcesów i promocji Polskich Fiatów 125p oraz Polonezów. Doświadczenie zdobyte na najtrudniejszych trasach procentowało.
– W Finlandii, jak jedzie samochód po tych twardych, szutrowych drogach, patrząc z góry przypomina się jakby to motorówka płynęła w kanale. Gdy ustawia się bokiem, traci prędkość. W ogóle jeżdżenie na szutrze to jest bardziej związane z pływaniem po luźnej nawierzchni lub jazdą na kopnym śniegu – zaznacza.

Rajd MANX oklejanie rajdówki
Jego kariera pilota obfitowała w starty u boku znanych kierowców, takich jak Tadeusz Buksowicz, Krzysztof Winkowski czy Ryszard Granica. Wspomina zarówno spektakularne sukcesy – jak 3. miejsce w klasyfikacji generalnej z Adamem Polakiem w 1984 roku Polonezem grupy B, czy powtórzenie tego wyniku Toyotą na Barbórce w 1999 roku, jak i dramatyczne momenty.
– Z Tadeuszem mieliśmy bardzo smutną przygodę. Prowadziliśmy wtedy w Rajdzie Warszawskim i nagle stuk puk nad ranem, pękł wał w silniku i się skończyły marzenia o wygranej. (…) Nie stać nas było wtedy na dobre samochody. W FSO start, tą grupą B, a to był bardzo fajny samochód. Ale to ostatni moment, gdzie mogliśmy się liczyć jeszcze w Europie, bo Maciej Stawowiak zajął dziesiąte miejsce w rajdzie portugalskim. Jeden z cięższych rajdów na Polonezie grupy B – wspomina Mieczysław Sieczkowski.
Ta dbałość o organizację i eliminowanie zbędnych ruchów przekładała się na niewiarygodne wyniki. Jako mechanik rajdowy najbardziej cenił szybkość działania i szybkość podejmowania decyzji. Pamięta sytuacje, gdy podczas Rajdu Monte Carlo w 1979 zespół podjął decyzję o przewiezieniu natychmiastowym części zawieszenia z jednej strony góry na drugą, by Andrzej Jaroszewicz mógł ukończyć rajd. Kluczem jest współpraca.
– Zespół, współpraca ze wszystkimi, to jest naprawdę bardzo fajna rzecz. Każdy potrafi robić wszystko w danym momencie i podejmować właściwe decyzje – podkreśla.
Równolegle do pasji sportowej, od 1982 roku Mieczysław Sieczkowski budował swoją karierę w branży lakierniczej. Dziś, jako wciąż kontraktowy pracownik Akzo Nobel, jest skarbnicą wiedzy o ewolucji rynku. Wiedzą tą dzielił się m.in. w około 100 artykułach o technologii lakierniczej, napisanych wspólnie z Mirosławem Rutkowskim.
Skąd czerpał inspiracje? – Z praktyki. Od 1982 roku pracuję z lakierami samochodowymi – kwituje.
Doskonale pamięta czasy, gdy technologia wyglądała zupełnie inaczej.
– Do momentu, gdy pracowaliśmy na lakierach produkcji polskiej, to było mniej więcej do roku 1980 roku. (…) nie mieliśmy zbyt dużo kontaktów z zachodem i ideałem był lakier kupowany w DDR, w puszkach – wspomina.

Prawdziwa rewolucja nadeszła po 1990 roku, gdy na rynek weszły zachodnie firmy. – Dopiero wtedy okazało się, co potrafimy, a czego nie potrafimy. Na szczęście każda z firm, wprowadzając swój materiał, również ściągała trenerów z zachodu – przypomina. Zmienił się nie tylko produkt, ale i całe podejście do edukacji lakierników. Kiedyś, jak wspomina Sieczkowski, technik uczył się fachu, przechodząc z warsztatu do warsztatu.
Na zdjęciu: Mieczysław Sieczkowski oraz Andrzej Skibiński przed warsztatem w Henrykowie
. Dziś dostawcy prowadzą szkolenia, ale o dobrego pracownika wcale nie jest łatwiej.
– Zdobycie dobrego lakiernika na etat jest dużym problemem. Zazwyczaj są to ludzie wychowani w danej firmie – mówi Mieczysław Sieczkowski.
Przyszłość to UV, AI i efektywność
Dziś Mieczysław Sieczkowski nie zajmuje się już eksperymentowaniem przy mieszalniku. Jego rola jest strategiczna.
– Zajmuję się wyliczaniem efektywności, czyli porównuję zużycie materiałów, czas nakładania, czas schnięcia materiałów po to, żeby móc określić (…) ile się na to zużyje materiałów lakierniczych – mówi nasz rozmówca.
Co więcej, jego rola wykracza daleko poza Polskę. – W tej chwili projektuję działy napraw powypadkowych. Na centralną Europę, czyli Polska, państwa nadbałtyckie i do Grecji włącznie – przyznaje.
Zapytany o najważniejsze trendy, wskazuje na technologię i ekonomię, którą sterują firmy ubezpieczeniowe. Kluczem staje się technologia UV, która radykalnie skraca czas pracy. Kiedyś przygotowanie elementu trwało od 3,5 do 5 godzin.
– Teraz, posiadając promieniowanie ultrafioletowe, nie ma problemu, bo trwa to tak jak u dentysty, zakłada plombę, świeci fioletem i już. Mamy i działamy – zaznacza.
A co ze sztuczną inteligencją? Czy AI jest zagrożeniem? Jako inżynier po Politechnice Warszawskiej, Sieczkowski widzi ją przede wszystkim jako narzędzie do optymalizacji.
– Sztuczna inteligencja jest znakomita do zbierania informacji i zestawiania ich ze sobą. Trudno jednak, żeby tworzyła nowe produkty, natomiast może się przydać do zwiększania efektywności produkcji – odpowiada.

Mimo upływu lat, pasja do motoryzacji nie gaśnie. Mieczysław Sieczkowski wciąż podróżuje swoim terenowym Mitsubishi Pajero, którym dotarł m.in. do Rumunii i na Nordkapp, pokonując 7200 km.
Co jednak sprawia mu dziś największą radość? – To jest kontakt z ludźmi. Miło jest, jak ktoś słucha, jak ja – za przeproszeniem – się wymądrzam, a potem jak zastosuje te moje rady (…) i potem dzwoni, dziękuje, bo mu to pomogło. To jest ta przyjemność – podkreśla na koniec.
Autor: Waldemar Radziewicz Zdjęcia przekazał Mieczysław Sieczkowski

Bezpieczne przechowywanie chemikaliów i materiałów łatwopalnych – o czym musi pamiętać każdy warsztat Bezpieczne przechowywanie …

2 grudnia 2025 r. odbędzie się jedno z najważniejszych wydarzeń w branży motoryzacyjnej w Polsce …

Nie każdy, kto z pasją prowadzi warsztat lakierniczy, miał za sobą lata szkolenia w zawodzie. …
