Firma istnieje 40 lat, Ryszard Pawlikiewicz prowadzi ją od 1997 roku. O przeszłość, teraźniejszość i perspektywy firmy, ale i całej branży lakierniczej pytał Mirosław Rutkowski.
Mirosław Rutkowski: Firmę Pawlikiewicz i synowie prowadzi Pan samodzielnie, a gdzie synowie?
Ryszard Pawlikiewicz: Ojciec prowadził zakład od 1983 roku, w 1997 zmarł. Dwa lata wcześniej była zmiana nazwy. No i kiedy przejąłem firmę, żeby podtrzymać tradycję, nazwa pozostała do dziś. Jest nas trzech braci, nie pracujemy wszyscy, jeden w ogóle zrezygnował z zawodu, drugi przeszedł na swoje i robi mechanikę a ja prowadzę naprawy blacharsko-lakiernicze.
Brat ma swój warsztat?
Tak, tu obok, w tym samym miejscu. Podzieliliśmy się
Czyli wspólnie oferujecie praktycznie cały zakres usług?
Robimy wszystko. To, co przy samochodzie jest do zrobienia…
Zdjęcie: Firma istnieje 40 lat, Ryszard Pawlikiewicz prowadzi ją od 1997 roku
Ile osób pracuje u Pana?
W tej chwili cztery osoby i mam czterech uczniów, plus biuro. Mieliśmy w firmie dwadzieścia ileś osób z uczniami, ale teraz koszt utrzymania pracownika jest zbyt duży. Trzeba zatrudniać mniej pracowników i patrzeć gdzie można znaleźć oszczędności. Wszystko trzeba kontrolować, sprawdzać, liczyć, bo na koniec coś musi zostać.
Jakie jest Pana przygotowanie zawodowe?
Blacharz-lakiernik i mechanik na poziomie mistrz. Skończyłem szkołę zawodową.
W jaki sposób motywuje Pan swoją kadrę?.
To jest trudna sprawa. Na rynku jest coraz mniej fachowców, nie ma szkół. Dużo młodych ludzi nie chce fizycznie pracować, tylko woli być na przykład influencererm…
Tyle, że jak się pospawa blachy, poszlifuje i pomaluje, to jest coś konkretnego, materialnego, a w komputerze mamy jedynie zapis cyfrowy…
Dokładnie.
Ludzie od Pana nie uciekają?
Większość czasu spędzamy w pracy, trzeba się czuć jak w rodzinie… Trzeba się szanować, no i… być człowiekiem.
Co to znaczy – być człowiekiem?
To musi działać, jak to się mówi, w dwie strony. Pracownik musi podchodzić pozytywnie i szef tak samo. Muszą być relacje wzajemne, trzeba mieć do siebie zaufanie. A w dzisiejszych czasach nie ma tak, że pracownik się przyzwyczaja do stanowiska, do zakładu. Ludzie migrują. Tym bardziej, że jest coraz mniej fachowców i ludzie szukają lepszych miejsc.
Jak się sprawdza nauka i poznawanie tajników zawodu pod okiem mistrza?
Coraz mniej. My wyszkoliliśmy wielu uczniów, wielu z nich pracuje w zawodach, ale od pięciu lat jest coraz trudniej wypuścić fachowca. Młodzi ludzie przychodzą odbębnić swoje… nie wiem o co im chodzi, nie chcą, nie interesują się… Przecież szkoda czasu, jeżeli ktoś ma trzy lata na naukę zawodu, to powinien się tego zawodu nauczyć, a nie po trzech latach opowiadać, że się do tego nie nadaje.
Czy nie ma znaczenia satysfakcja z wykonywanej pracy, z dobrze naprawionego samochodu?
Ciężko mi jest powiedzieć. Ja od piętnastego roku życia przychodziłem do ojca, bardzo mi się to podobało. Pomagałem ojcu, poznawałem warsztat, narzędzia, chciałem się nauczyć… Kiedyś była nauka zawodu, za którą się płaciło, potem była bezpłatna, a teraz jest tak, że uczniowi się płaci. Moim zdaniem jakby praktyka była płacona przez ucznia, to może większe serce w naukę by wkładał i może skutek byłby lepszy.
Pana zakład ma certyfikat, co on daje? Czy wymusił jakieś zmiany w firmie, może powiększyły się przychody, jest więcej klientów?
Certyfikat mamy od trzech lat. Przy kontroli było coś 200 punktów; sprawdzali wszystko, jakość, zarządzanie, technologie, obsługę klienta, kosztorysowanie… No i dostaliśmy ten certyfikat i mamy potwierdzenie, że naprawy od nas wychodzą na poziomie najwyższej jakości. Ale praktycznie certyfikat nie ma znaczenia, tyle że mam satysfakcję. Prowadzimy warsztat tak, jak wcześniej, klientów mamy tyle samo. Dla ubezpieczycieli też nie ma to znaczenia. Firmy ubezpieczeniowe chcą żeby samochód naprawić jak najtaniej, a nie jak najlepiej. Dlatego nie mamy z żadną z firm podpisanej umowy, ubezpieczyciele chcą jak najmniej zapłacić, a klientów mamy nie z powodu podpisanych umów, a jakości wykonywanych napraw. Jak rozmawiam z kolegami z innych warsztatów, to boją się, że bez takiej umowy nie będą mieli pracy. No a dlaczego nie mają pracy?
A Pan ma pracę, co należy chyba uznać za sukces. Gdzie tkwi przyczyna?
Mnie się wydaje, że to efekt ciężkiej pracy. No i nieustannego uczenia się. Trzeba się rozwijać. W 2007 roku podjęliśmy decyzję o wyburzeniu obiektu starego, który założył ojciec i zbudowaliśmy wszystko od nowa. Skorzystaliśmy z dofinansowania unijnego, było ciężko, ale daliśmy radę.
A jaka największa klęska?
Najbardziej człowieka gnębi to, że firmy ubezpieczeniowe nie rozumieją tego, że firmę prowadzi się po to, aby na niej zarobić. Nie chcą podnosić stawek, nie chcą płacić, dużo spraw mamy w sądach. Przykładowo PZU; oczekiwanie na zapłatę za naprawę siedmiu tysięcy, oni sobie obcinają dwa i musimy się sądzić. Dużo zakładów blacharsko-lakierniczych nie wie na przykład, że jak firma ubezpieczeniowa nie chce uregulować swojego zobowiązania, to trzeba informować takie instytucje, jak KNF (Komisja Nadzoru Finansowego) czy UOKiK (Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów). W czasie konferencji Spectralizm biegły sądowy się wypowiadał, że są dziesiątki tysięcy spraw sądowych z ubezpieczycielami, a KNF otrzymał informacje jedynie o około 2 tysiącach faktów, gdy ubezpieczyciele nie płacą należnych pieniędzy. Instytucja nie widzi za dużego problemu, bo nie zna jego skali.
Jakie technologie Pan pamięta?
Pracowaliśmy na lakierach renowacyjnych, nitro, polerowało się samochód ręcznie „komendantem”…
Komendantem? Co to takiego?
Pasta polerska. Jest do dnia dzisiejszego, tylko mało kto tego używa… Polerowało się ręcznie, dziś są maszyny, różne środki polerskie, wygląda to zupełnie inaczej. Przejście na nowsze technologie, to właściwie była kwestia przyzwyczajenia się. Lakiery nitro czy renowacyjne musiały długo schnąć, dopiero później pojawiły się lakiery chemoutwardzalne. Lakiery wodne, to tak naprawdę jedynie baza, lakier bezbarwny jest nadal z chemią. Podobnie szpachle, były kiedyś nitro, robiło się na talku samemu, się mieszało, dopasowywało gęstość… A teraz samochód może dziś wjechać, a jutro wyjechać. Kiedyś to trwało tyle, ile suszenie i utwardzanie kolejnych warstw. Dziś mamy szpachle, które po pięciu minutach nadają się do obróbki.
Ale takie materiały są wyraźnie droższe…
Są droższe, ale przy dzisiejszych cenach gazu czy cenach prądu, musimy materiały zmieniać na takie produkty, które szybko schną. Ponieważ chodzi o jak najmniejsze zużycie energii. Wiadomo, że są droższe, tylko że więcej się robi. Sprawdza się system Spectral firmy Novol. Na przykład współczesne lakiery bezbarwne szybko schną w temperaturze 20º C. Nie trzeba kabiny nagrzewać, wystarczy utrzymać temperaturę, zostawić samochód na dwie godziny, lakier jest utwardzony i można polerować. Są też takie materiały, gdzie suszenie trwa 30 minut w temperaturze 60º C, ale energia do takiego nagrzania kosztuje drożej niż to, o ile więcej zapłacę za energooszczędne materiały.
Niskie temperatury utwardzania są wymagane przy naprawach hybryd czy elektryków. Naprawiacie już takie auta?
Naprawiamy, ale tak naprawdę to są dopiero początki. Nie mamy jeszcze specjalnego stanowiska przygotowanego do napraw elektrycznych samochodów, jeżeli naprawiamy, to tylko wtedy, kiedy prace nie wymagają spawania czy zgrzewania. Bez wysokich temperatur.
Macie mieszalnie?
Kolorystyką zajmuje się kolega i ja. Spektrofotometr jest bardzo fajnym urządzeniem, tylko często kolory w 100% nie wychodzą, bo samochody są w większości niedolakierowane, do tego jeszcze czynniki atmosferyczne powodują zmiany odcieni… Wtedy jeździmy do zaprzyjaźnionego miejsca, gdzie specjalizujący się w tym ludzie precyzyjnie dobarwią nam kolor. My nie bardzo mamy czas na to.
Jak bardzo różni się lakiernictwo sprzed trzydziestu lat od współczesnego?
Jak pamiętam lata dziewięćdziesiąte to pracując u ojca na procencie zarabiałem bardzo duże pieniądze. W porównaniu do dzisiejszych czasów to jest przepaść. Pod koniec lat 90′ mieliśmy 80, 90 złotych stawkę za godzinę, dziś w najniższych stawkach jest 110 – 120 złotych. Tata jak jeszcze żył, to rozliczał się na podstawie karty podatkowej, płacił 250 złotych i ile zarobił nikogo nie obchodziło. A dzisiaj rozliczenia pochłaniają dużo czasu i płacę dużo więcej niż tata. Ciągle pojawiają się nowe koszty, podobno myślą na temat podatku od deszczu.
Dziś mamy kabinę, markowe pistolety SATA, trzy strefy przygotowawcze, trzy ramiona lakiernicze, zgrzewarki, spawarki, trzy podnośniki, mieszalnię lakieru…Pamiętam, jak tata brał cztery, pięć czy dziesięć klapek i do Warszawy jechał lakiery dorobić. Najmniejsza ilość to było pół litra, a dzisiaj to można i pięćdziesiątkę zrobić. Bardzo wzrosły koszty, materiał dzisiaj jest kolosalnie drogi. A do tego rosną płace, dużo kosztuje serwis i utrzymanie całego zakładu, o gazie i elektryczności wspominałem, obciążenia podatkowe też całkiem inne. Trzydzieści lat temu a dziś, to różne światy.
Czy wymagania klientów się też zmieniły?
Oczekiwania klientów urosły, ludzie są bardziej wymagający. I są nieufni. Klient nie wierzy, że samochód będzie zrobiony tak, jak trzeba. Szczęśliwie tak zwanych ciężkich klientów nie mamy wielu.
Jak Pan ocenia obecny statystyczny stan samochodów?
Samochody są coraz nowsze, coraz młodsze. Sporo jest w wynajmie długoterminowym, leasingu… Ostatnio ceny się pozmieniały, poszło wszystko do góry, samochody jeszcze dwa lata temu były tańsze i były dużo ciekawsze warunki. Dzisiaj to są już duże koszta w firmie. W większości naprawimy samochody, które są jeszcze na gwarancji. A starszych, powyżej dziesięciu lat to przyjeżdża do nas może 10%… Mieliśmy ostatnio klientkę z Mondeo, dwutysięczny rok, nie było czego naprawiać, jeszcze jej ktoś pomagał, podłożył lewarek nie tak, jak trzeba i wpadł w podłogę…
Jak Pana zdaniem będzie wyglądała przyszłość branży?
Czasy są takie, że lepiej zrobić mechanikę, na przykład wymienić tarcze i klocki niż przykładowo zrobić cieniowanie drzwi. W mechanice potrzeba podnośnika i paru kluczy żeby naprawiać, a tu cały proces lakierniczy, wszystko po kolei, koszty są kolosalne. Nie wygląda to zbyt dobrze, coraz więcej firm się zamyka. Jeśli ubezpieczyciele nie zmienią polityki i nie zaczną płacić zgodnie z realiami, no to zostanie garstka firm, które będą wykonywały naprawy blacharsko-lakiernicze. Jak rynek będzie wyglądał? Trudno powiedzieć… W życiu najważniejsze jest samozaparcie i patrzenie do przodu. Dlatego jestem optymistą.
Dziękuję za rozmowę.
Wykończenie karoserii samochodowej lakierem bezbarwnym upowszechniło się w motoryzacji pod koniec ubiegłego wieku. Zastosowanie tej …
Cromax ponownie dowodzi innowacyjności za sprawą pigmentu ChromaHybrid do lakierów bazowych Cromax® Pro Basecoat. To …
Z ogromnym entuzjazmem ogłoszono zwycięzców tegorocznej, jubileuszowej X edycji Ogólnopolskiego Turnieju Młodych Lakierników. Wydarzenie, które …