Specjalista od lśniących aut

Specjalista od lśniących aut

Andrzej Mućko, współtwórca  formuły serii produktów Brayt do konserwacji i regeneracji powierzchni lakierowanych, nie tylko samochodowych.

Kim Pan jest?

Filozoficznie? Przede wszystkim człowiekiem ze wszystkimi tego konsekwencjami. A to nie zawsze jest łatwe patrząc na to co nas otacza ostatnio.  Życiowo – zawsze pociągała mnie motoryzacja. Odkąd pamiętam, już od przedszkola były samochody. Pierwsza kierownica, to pokrywka od garnka i zabawa w prowadzenie.

Pierwszy samochód?

Pierwszy, z którym miałem bliższe spotkanie to chyba był Opel, stary samochód, jeszcze przedwojenny. Mógł to być Opel P4. Potem, oczywiście, Warszawa, na niej się uczyłem jeździć, chociaż ledwie sięgałem do pedałów, była też Syrena, „kurołapka”… Wtedy na tak drogie samochody nie było mnie stać, nie tylko ze względu na wiek.

No i potem szkoła…

Szkoła samochodowa?

Tak, oczywiście, w Warszawie na ulicy Hożej. Jak na ówczesne czasy dość dobrze przygotowywała do pracy, podobnie jak szkoła „konkurentka” na Marchlewskiego (obecnie Jana Pawła II – red.). No i tak to trwa…

Stworzenie od zera całej serii produktów dla specjalistów wymaga ogromnej wiedzy, w jakiej uczelni można ją posiąść?

Najlepszą uczelnią jest doświadczenie poparte wiedzą teoretyczną. U mnie tą uczelnią było… życie, mam charakter buntownika, i nie bardzo chciałem podporządkować się dyscyplinie regularnej nauki. Skutek jest taki, że edukację skończyłem na poziomie szkoły średniej. Do opracowania linii produktów Brayt potrzebna była nie tylko wiedza praktyczna, oraz znajomość rynku, ale też materiałoznawstwo, znajomość technologii produkcji i mnóstwo innych rzeczy. Staram się wyciągać wnioski z wcześniejszych doświadczeń, błędów i pomyłek. Wiedza, którą nabywam w tej branży od początku lat 90-tych jak na razie nie ulatuje.

Trochę na zasadzie „Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”?

To stara prawda wiecznie aktualna. Najgorsza jest rutyna, prowadzi przede wszystkim do takiego stanu, że już wszystko wiesz, do przekonania o własnej nieomylności. Życie, na całe szczęście, pokazuje, że wiesz niewiele i musisz się uczyć, uczyć, i jeszcze raz uczyć.

Najlepiej jest to widoczne w sytuacjach tak zwanych produkcyjnych, gdzie ludzie pracujący codziennie po kilka godzin twoimi produktami, są mistrzami w posługiwaniu się nimi.

Wymiana informacji i ich spostrzeżenia w procesie udoskonalania produktów są nie do przecenienia.

A skąd się wziął epizod lotniczy w Pana zawodowym życiorysie samochodziarza?

To wynik zaangażowania w procesy polerowania, związane z mechaniką i specyfiką zastosowań powłok lakierniczych i ochronnych.

A ile lakieru potrzeba na średni samolot?

Jak najmniej, ważny jest każdy kilogram. Kiedy przygotowałem ofertę dla naszego przewoźnika lotniczego, długo musiałem technologów przekonywać do zastosowania past polerskich. Dopiero przy okazji przylotu Jana Pawła II zdecydowali się spróbować, bo potrzebowali szybko przygotować samolot. No i dopiero wtedy dotarło do decydentów, że zamiast kłaść kolejną warstwę lakieru, bardziej opłaca się to miejsce spolerować. Pokazałem co można zrobić, jak usunąć zanieczyszczenia eksploatacyjne i mogę powiedzieć, że to był jakiś niewielki, ale mój sukces.

W pewnym momencie zaczął Pan jakby od początku wymyślając własne produkty?

Przez lata korzystałem z gotowych produktów różnych firm. Dopiero po 2010 roku zacząłem tworzyć zupełnie nową linię produktów. W firmie Troton, dzięki jej właścicielowi, podjąłem się stworzenia nowej serii produktów, które mieliśmy od początku do końca produkować w Polsce. Dzięki zaufaniu, którym mnie obdarzono wraz zespołem ludzi pracujących w laboratorium firmy, mamy polskie pasty polerskie, którymi chcemy konkurować z najlepszymi w tej branży.

Wykorzystał Pan gromadzoną przez lata wiedzę …

Oczywiście. Bardzo przydało się doświadczenie zebrane w branży samochodowej, wiedza  dotycząca łodzi i jachtów. To główne branże. W procesie polerskim chodzi o to, aby powierzchnia była idealna.

Czyli jest Pan ekspertem od polerowania?

Wiem o co w tym wszystkim chodzi. Znam się na tym i mogę na ten temat dyskutować w sposób bardzo szczegółowy.

Czym różnią się lakiery samochodowe na samochodach współczesnych od tych sprzed dwudziestu, trzydziestu lat?

Inne produkty wykorzystywane w procesach, często bardziej ekologiczne. Co najważniejsze

powłoka lakieru wraz ze wszystkimi warstwami pośrednimi jest coraz cieńsza.

Chodzi o grubość powłok?

Przede wszystkim. Jeszcze kilkanaście lat temu powłoki fabryczne w samochodach – podkład, warstwa koloru i ochronna – miały minimum 120 mikronów, taka też była Polska Norma. Nie myślę tu o małym Fiacie, w którym wszystkie warstwy miały 80 mikronów. W tej chwili sądzę, że 90% to są powłoki  tak zwane dwuwarstwowe: kolor i lakier bezbarwny nie licząc podładu.. Grubość średnia to 80-90 mikronów. Jest to naprawdę mało. Trzeba bardzo uważać, jeśli chodzi o proces przygotowawczy i polerski, bo niezmiernie łatwo można spowodować niezamierzone uszkodzenia.

Czy to jeden ze sposobów, w jaki producenci chronią środowisko?

Przede wszystkim ograniczają własne koszty. Oczywiście ekologia ma coraz większe znaczenie i zmniejszanie emisji temu służy, ale przede wszystkim chodzi o minimalizowanie kosztów produkcji. Zmniejszenie ilości lakieru potrzebnego na jeden samochód o 250 ml, w skali produkcji kilkuset tysięcy daje potężne oszczędności. Gdy się przyjrzymy taki miejscom samochodu, których nie widać na zewnątrz, to tam lakieru jest jeszcze mniej.

Współczesne lakiery powinny być równie trwałe, jak te, które stosowano na klasycznych dziś autach?

Skończyły się czasy, kiedy pralka służyła dziesięć lat, a samochód jeździł lat dwadzieścia. W tej chwili trwałość jest obliczona na okres gwarancji z małym marginesem czasowym na plus.

Długość tego okresu będzie uzależniona od tego jak właściciel dbał o swój pojazd. Ja się nie dziwię, bo firmy są zainteresowane sprzedażą nowych, a nie produkowaniem długowiecznych samochodów, które przejadą 800 tysięcy czy milion kilometrów. A to przecież, przy właściwej dbałości, nie było niczym niezwykłym. To jest poważny problem, bo koszty takiej nowej filozofii ponosi klient, a za zwiększanie produkcji nietrwałych rzeczy płaci środowisko.

Czy do powłok lakierniczych youngtimerów należy stosować inne środki niż do współczesnych?

Generalnie jesteśmy zmuszeni do tego, aby używać produktów współczesnych. Powodem jest ekologia. Ale naprawy klasyków trzeba robić zgodnie ze sztuką, zatem wszelkie naprawy, w tym lakiernicze, staramy się odbudować w takiej formie, w jakiej zostały stworzone. I tu jedno z drugim trudno pogodzić. Pozmieniały się procesy technologiczne, pozmieniały się narzędzia, to jest inny świat. Znalezienie fachowców, blacharza, który potrafi wyklepać kawałek blachy w odpowiednim kształcie – utopia. Z lakiernikami podobnie. Naprawdę to jest duży problem. Znalezienie kogoś, kto fachowo cynuje jest niemal niemożliwe. Na szczęście są w Polsce firmy, które mają przygotowane linie produktów skierowane do tak specjalistycznych napraw.

A samo zabezpieczanie lakieru powinno być inne w przypadku klasyków?

Nie, tu wiek samochodu nie ma takiego znaczenia. Kiedyś do tego służyły twarde woski, ale są dość trudne w nakładaniu i trzeba się na tym znać. Obecnie stosuje się inne preparaty, używa się „ceramiki” i innych substancji syntetycznych, wykorzystując nanotechnologię, które pozwalają stworzyć powłokę chroniącą powierzchnie przed chemią i delikatnymi uszkodzeniami mechanicznymi przez dłuższy czas co nie znaczy, że twarde woski poszły w „odstawkę”.

I takie właśnie produkty stworzyliście w firmie Troton?

My wykorzystujemy Poli(tetrafluoroetylen). Produkty polerskie marki Brayt to faktycznie dobry światowy poziom, i wcale nie mówię tego na wyrost.

Czy ich stosowanie wymaga tajemnej wiedzy?

No właśnie nie. Cała ta linia została tak stworzona, aby nawet laik mógł się posługiwać poszczególnymi produktami, żeby to nie było zbyt skomplikowane.

Niepotrzebne są specjalistyczne narzędzia?

Nie, do nałożenia warstwy zabezpieczającej potrzebna jest ściereczka z mikrofibry.

Polerowanie też będzie bezpieczne.

Domyślam się, że swoje produkty stosuje Pan na swoim samochodzie.

Oczywiście, jest to jeden ze sprawdzianów. Mój samochód jest pokryty różnymi preparatami, lakier ma taki, jak większość samochodów, czyli odporność mechaniczna i chemiczna nie  jest za wysoka. Jeśli chcemy utrzymać lakier w dobrej kondycji, a w szczególności myjąc auto na myjniach samoobsługowych, to nie mamy wyjścia, musimy używać dobrych produktów chroniących.

Myjnie samoobsługowe są wygodne, zwłaszcza, że na posesjach, ulicach czy parkingach myć samochodów nie wolno.

Myjnie samoobsługowe są wygodne, ale jest tam wykorzystywana „szybko” działająca chemia, która nie jest obojętna dla naszego pojazdu. Jeżeli kochamy swój samochód i  chcemy go sami umyć możemy to zrobić bez użycia wody stosując preparat o nazwie Brayt T3.

Jest to specyficzny preparat działający jak detergent i wosk w jednym. Potrzebne są nam tylko dwie ściereczki jedna do brudu druga do polerowania. Możemy stosować go na lakier, szyby, plastiki, zewnętrzne i wewnętrzne, a wszystko z bardzo dobrym efektem końcowym. Lakier  będzie lśniący oczywiście jeżeli nie jest matowy… Jeżeli samochód mamy oklejony folią to też bez problemu możemy wykorzystywać preparat T3.

Ale smarowanie zapiaszczonego lakieru ściereczką nie bardzo mu służy…

Dlatego potrzebne są dwie ściereczki. Spryskujemy element tym preparatem, nawet jeśli jest zapiaszczony, i jedną ściereczką zbieramy drobiny sklejone przez preparat. Drugą ściereczką  polerujemy i delikatnie zabezpieczamy lakier.

Ma Pan swoje samochodowe marzenie?

Generalnie lubię duże samochody. I jeżdżę albo SUV-ami, albo VAN-ami. Moje samochodowe marzenie w zasadzie mam spełnione, bo jeżdżę tym, czym lubię. Chyba, żeby to był jakiś stary amerykański „tapczan” z lat 60 tych.

A super samochody, ekskluzywne limuzyny…

Nie, nie, ale lubię dźwięk. Niekoniecznie Lamborghini czy Ferrari, najpiękniejszy dźwięk mają duże, ośmiocylindrowe samochody amerykańskie, oczywiście te sprzed kryzysu paliwowego. Dźwięk silnika Subaru też jest świetny.

Może umówmy się na wspólne posłuchanie amerykańskich silników?

Z przyjemnością. Ma Pan jakiś pomysł?

Jeszcze nie, ale coś wymyślę, dam znać. Dziękuję za rozmowę.

Ps. Dziękujemy tygodnikowi iAuto za udostępnienie rozmowy

Zobacz również inne wątki z tej kategorii

Najnowszy numer czasopisma Lakiernik
Newsletter

Bądźmy w kontakcie Zapisz się do naszego Newslettera

Newsletter
Copyright (C) lakiernik.com.pl
Realizacja strony: Estymo
Wyjście
Przeiń na górę