Gdy w gdańskiej stoczni Conrad Shipyard zbliża się czas malowania 44 – metrowego jachtu, wiadomo, że nad tym procesem, czuwać będzie certyfikowana inspektor, Dominika Werdecka – Latarska. Dziś jest jedną z zaledwie kilku kobiet w Europie , które zakotwiczyły w branży jachtowej na tak zdawałoby się mało „żeńskim” stanowisku.
Gdy na niedawnych targach Monaco Yacht Show zameldowała się na stoisku swojego pracodawcy, gdańskiej stoczni Conrad Shipyard, najpierw zaskoczyła swoich kolegów z pracy: – Zwykle widzą mnie w kombinezonie, często w masce. A tu nagle pojawiłam się „w cywilu”, w eleganckim ubraniu – opowiada rozbawiona. – Wszyscy się dziwili, że mogę też tak „normalnie” wyglądać. Tam też odnalazł ją menadżer działu sprzedaży u głównego dostawcy farb, które Dominika zamawia dla stoczni. – Powiedział: przyszedłem cię poznać, bo słyszałem od kolegów, że jest tu pani inspektor, która wszystkich trzyma za … (śmiech) twarz i świetnie sobie radzi. To było i zabawne, i bardzo miłe.
Stocznia, w której pracuje zatrudnia ok. 120 osób, nie licząc podwykonawców. Specjalizuje się w budowie jachtów i ma się czym pochwalić – w 2022 roku zbudowała największy dotąd w Polsce jacht motorowy. – Byłam odpowiedzialna za cały proces malowania od gruntowania po lakier finalny, który w przypadku jachtów uchodzi za prawdziwą wisienkę na torcie – mówi. – Bo to coś, co natychmiast rzuca się w oczy – zarówno zaprawionym żeglarzom, jak i laikom, podziwiającym piękno tych łodzi. Tak, lakier finalny, to wizytówka armatora.
Zdjęcie: Dominika Werdecka-Latarska w trakcie szkolenia w dziale jachtowym firmy Troton
Podkreśla, że stocznia z którą się związała, ma ambicje realizować jeszcze większe projekty – jachty mierzące nawet 65 m długości. – Będzie nowe wyzwanie – zaznacza.
Na pytanie, jak opisać funkcję, którą pełni w firmie, odpowiada: – Technolog do spraw malowania. Albo raczej koordynatorka procesu malowania i izolacji, bo tym tematem też się zajmuję.
Gdy rozmawiamy, opowiada, że za kilka dni leci do Włoch, do La Spezia, na kurs kończący się egzaminem i certyfikatem, dającym jej uprawnienia inspektorki mogącej dokonywać odbiorów malowania jachtów. – Nie będzie potrzeby zatrudniania firmy zewnętrznej – mówi. Niewykluczone, że będzie jedną z pierwszych osób w kraju z takimi uprawnieniami, a już na pewno pierwszą kobietą. Dokument dołączy do kolekcji innych – np. certyfikatu inspektorki zabezpieczeń antykorozyjnych FROSIO.
Jak wygląda taki odbiór prac malarskich na jachcie? – To sprawdzanie wielu czynników – mówi. – Mierzymy połysk lakieru finalnego, sprawdzamy czy nie ma tzw. „skórki pomarańczy”, badamy poziom wtrąceń, czy kolor zgadza się z tym wybranym przez klienta, czy powierzchnia jest idealnie prosta, czy nie ma niedoskonałości na szpachlówce. To wszystko trzeba sprawdzić, by klient mógł spać spokojnie, a właściciel stoczni miał pewność, że malowanie wykonano na najwyższym poziomie.
Pani chemiczka poszła do Urzędu Pracy
Skąd właściwie ta młoda kobieta wzięła się w jeszcze mało sfeminizowanej branży? Śmieje się, że z Urzędu Pracy. Bo to tam skierowano ją do polskiego oddziału niemieckiej firmy Muehlhan, zajmującej się antykorozją. Poprawia też, że zwłaszcza wśród lakierników stoczniowych powoli przybywa kobiet. Przybyło ich sporo po wybuchu wojny w Ukrainie. Sprawdzają się świetnie np. przy malowaniu mebli na jachcie, elementów wyposażenia itd. Czy Dominika kiedykolwiek na studiach myślała o pracy choć zbliżonej do obecnego zajęcia? – Absolutnie nie – znów się uśmiecha. – Od zawsze chciałam studiować medycynę. Próbowałam kilka razy, ale się nie dostałam. Chemia stała się więc tematem zastępczym. Zdobyłam tytuł inżyniera, a magistra zrobiłam z biotechnologii. Dopiero podczas tego stażu, na który wysłał mnie Urząd Pracy, odkryłam jaki potencjał ma ta branża na Pomorzu. Zanim trafiłam do Conrad Shipyard zdążyłam jeszcze przez dwa lata pracować w firmie specjalizującej się w budowie części do platform wiertniczych. Tam też zajmowałam się malowaniem oraz stoczni budującej bloki wielkich wycieczkowców.
W stoczni ciąży na niej ogromna odpowiedzialność: – Po pierwsze odpowiadam za termin realizacji – opowiada. – W tej sprawie spowiadam się przed samym prezesem. Po drugie odpowiadam za jakość wykonania powłok malarskich, z tą najważniejszą wisienką na torcie na czele, czyli warstwą finalną. No a poza tym jestem odpowiedzialna za koordynację pracy całego zespołu.
Na pytanie czy malowanie jachtu można porównać z lakiernictwem samochodowym, przy uwzględnieniu większych gabarytów, nasza rozmówczyni tłumaczy: – Mniej więcej tak, choć samochody zazwyczaj są polerowane, a w przypadku jachtów, najlepszym i najbardziej lubianym produktem jest farba, której po aplikacji nie wolno polerować. To poliuretan, który podczas polerowania traci właściwości. Farba jest super trwała, ma wysoki połysk, więc klienci chętnie się na nią decydują. Ale na produkcji może przysporzyć problemu, bo jeśli w trakcie pracy pojawią się jakieś niedoskonałości czy wtrącenia, trzeba przemalować cały rejon. Ostatnio gdy rozmawiałam z inspektorami branży jachtowej i mówiłam: Boże, muszę przemalować cały rejon, bo pojawiło się jakieś wtrącenie, powiedzieli mi: Dominika, na 100 rejonów, gdy trzy nie są przemalowywane kolejny raz, to to jest sukces.
A co może wpłynąć na pojawienie się niedoskonałości? – Wszystko, Tu jest mnóstwo czynników, tyle zmiennych… Na przykład aplikator będzie miał gorszy dzień, zmieni się odrobinę powietrze w sieci, warunki. Naprawdę wiele rzeczy może pójść nie tak. Osiągnięcie efektu finalnego zadowalającego zarówno nas, jak i klienta, to duże wyzwanie.
Malowanie odbywa się w hali, właśnie z podziałem na poszczególne rejony: – Nie bylibyśmy w stanie pomalować całego jachtu na raz – wyjaśnia Dominika. – Ta praca trwa kilka miesięcy. Gdy my pracujemy na zewnątrz, zwykle wewnątrz trwa wyposażanie jednostki. A co do systemu, który stosujemy, to oczywiście nasi podwykonawcy zaczynają od warstwy szpachlówki. Gdy zaczynamy pracę, zamawiamy jej na jacht kilka ton. Jest kładziona warstwami od 500 mikronów do kilku czy nawet kilkunastu milimetrów, w zależności do wymaganego kształtów. Potem w skrócie aplikacja szpachlówki wypełniającej, podkład pod lakier i lakier.
Jacht w kolorze lakieru do paznokci
A jak wygląda wybieranie koloru? Klient po prostu wskazuje go palcem w katalogu?
– Mniej więcej tak to się dzieje – słyszymy. – W zależności od tego czy to kolor biały, jego odcienie, ciemny, metalik czy perłowy – stosujemy odpowiedni system. Jeśli klient wybiera ciemny lakier, trzeba się zastanowić czy dana szpachlówka jest do tego odpowiednia. Bo ciemny lakier nagrzewa się bardziej niż jasny, a to ma ogromne znaczenie.
Najtrudniejsze oczywiście są metaliki, bo jak mówi Dominika: – Ciężko uzyskać ten sam efekt w każdym rejonie i trudno wykonywać jakieś naprawy, bo bywają widoczne.
Co ciekawe, wśród najnowszych trendów da się zaobserwować ciemne maszty, ciemne anteny i całą galanterię. – A zazwyczaj maszty bywają białe i wszystkie gadżety również, z powodu elektroniki, która nie może się nagrzewać. A co do kadłuba, to słyszałam ostatnio, że klient zażyczył sobie jachtu pod kolor swojego Range Rovera. Inna historia dotyczy wybrania jako wzór koloru lakieru do paznokci właścicielki jachtu. Cóż, w tej kwestii panuje absolutna dowolność.
Nie mogliśmy nie zapytać Dominiki Werdeckiej – Latarskiej o to, jak jest postrzegana przez znajomych – w końcu wykonuje zawód mało kojarzący się z płcią piękną: – Wszyscy zawsze reagują z podziwem – uśmiecha się pani inspektor. – Mówią: Dominika, przynajmniej robisz jakieś konkretne, fizyczne rzeczy, a nie jak my klikamy w klawiaturę komputera – śmije się młoda kobieta. – Ze strony rodziny też absolutna aprobata i wsparcie. A w świecie jachtowym na podobnych stanowiskach rzeczywiście wiele kobiet nie ma. Ostatnio rozmawiałam z dostawcami, powiedzieli, że podobno jestem trzecią kobietą w Europie – podobne zadania wykonują dwie dziewczyny: w Niemczech i w Holandii. Ale też ta branża robi się wśród pań coraz popularniejsza. Na Politechnice Gdańskiej od dawna jest specjalizacja antykorozyjna, także popularna wśród kobiet. Pań przybywa. Sama angażuję się w projekt o nazwie: „Kobiety też budują statki”. To projekt mentoringowy. Jestem w nim mentorką doradzającą dziewczynom, które dopiero rozpoczynają karierę. Próbujemy razem znaleźć ich właściwy tor. Dzielę się doświadczeniami, mówię o swojej pracy, bardzo ciekawej, ale też wymagającej, również z tego powodu, że 20 procent czasu spędzam za biurkiem, a pozostały czas to bieganie po jachcie i rusztowaniach (śmiech). Gdy po całym dniu pracy porównujemy z koleżanką z działu rekrutacji ile zrobiłyśmy kroków, to w jej aplikacji widnieje np. tysiąc, a u mnie przez ten czas 10 tysięcy kroków.
Zaciekawiło nas, jak bohaterka naszej rozmowy spędza wolny czas. Zaryzykowaliśmy … żeglarstwo. – A tak! – śmieje się Dominika. – Mój mąż jest zapalonym żeglarzem, więc pływamy razem. Pracuje w branży informatycznej, a mnie dla odmiany bardzo interesuje IT, więc naprawdę pasujemy do siebie. Lubimy też podróżować. A poza tym, na co dzień z przyjemnością odpoczywam przy dobrej książce. Muszę też dbać o kondycję – w końcu skaczę po rusztowaniach, wchodzę w trudno dostępne miejsca, muszę być sprawna fizycznie.
Rozbawiona, na koniec zaskakuje nas wyznaniem: – Jeszcze jednym plusem tej pracy jest to, że nie wydaję dużo pieniędzy na ubrania. Przecież pracuję w kombinezonie. Swetry, spodnie noszę po kilka lat. Nie zdążą się zniszczyć.
Tradycyjnie zapytaliśmy czego jej życzyć, odpowiedziała krótko: – Tylko zdrowia. Dla najbliższych i dla mnie. Resztę sama sobie ogarnę. No i jeszcze żeby klienci byli zadowoleni.
W świecie motoryzacji każdy detal ma znaczenie, zwłaszcza gdy chodzi o estetykę i trwałość karoserii. …
Innowacyjne rozwiązanie pomaga klientom zwiększyć produktywność, zoptymalizować pracę i ograniczyć ilość odpadów, zapewniając jednocześnie dokładne …
Serwisy lakiernicze zmagają się z brakiem młodych, utalentowanych specjalistów. Bart De Groof, Senior Global Marketing …