• Facebook
  • Twitter
  • Google Plus
  • RSS
  • Mapa strony
Lakiernik

Z karetki kamper, czyli ekipy z Płocka podróż na Gibraltar

Z karetki kamper, czyli ekipy z Płocka podróż na Gibraltar

Są dwudziestoparolatkami z Płocka. Jest ich czworo i wyznaczyli sobie plan: spotkać małpy na Gibraltarze. Chcą tam dotrzeć  przerobionym na kamper 19 – letnim Fordem Transitem, jeszcze do niedawna szpitalną karetką. Jej niezakończona jeszcze metamorfoza to ich dzieło, mimo, że są absolutnymi amatorami. – Pewnie, że chodziło o oszczędności – przyznają. – Ale przede wszystkim zależy nam na satysfakcji, że damy radę.

To dwie pary. Jedną tworzą Magdalena Fuz.i Krzysztof Kowalewski.  Drugą: Klaudia Sobczak i Piotr Fuz. Magdalena i Piotr to rodzeństwo. – Fajnie podróżować, gdy nic nas nie trzyma – mówi Krzysztof. – Kiedyś zgadaliśmy się z Piotrem, że oglądamy tego samego Vloga o podróżach busem przerobionym na kampera. Jakiś rok temu narodził się pomysł – czemu by też nie spróbować? Rozpoczęliśmy poszukiwania.

Najpierw szukali  kampera. Ale albo były za drogie, albo kompletnie nie pasowały do wymagań czwórki przyjaciół. Jeśli nie kamper, to niech będzie jakiś van. No ale w busie , kamperowe wyposażenie trzeba tworzyć praktycznie od zera. Przeszukując kolejne, popularne, internetowe  platformy handlowe, trafili w końcu na stronę z przetargami, a tam wystawiony na sprzedaż ambulans. Pozbywał się go szpital oddalony raptem 50 km od Płocka. Następnego dnia pojechali go obejrzeć.

– Ford Transit, rocznik  2000, 2.4,  silnik Diesla. Stan taki sobie – wspomina  Krzysztof. – Za to cena wywoławcza zachęcająca – 3, 5 tys. zł. Zainteresowanych było włącznie z nami czterech, ale dając 4 tys. zł wygraliśmy.

np1

Dwaj dwudziestoparolatkowie kupujący 18 – letnią wtedy, wysłużoną erkę, zaintrygowali sprzedających. Tym bardziej, że młodzi ludzie więcej czasu poświęcali oglądaniu wnętrza niż badaniu stanu technicznego forda. – A my wtedy naiwnie sądziliśmy, że skoro to karetka, pojazd ratujący życie, to technicznie będzie w co najmniej  dobrym stanie – śmieje się dziś Krzysztof. – Miał badania techniczne, dojechaliśmy nim do domu. Wyglądało na to, że jest OK.

„Po co wam ten samochód ?” – pytali ich podpisujący papiery pracownicy szpitala. Gdy usłyszeli o planie wyprawy przez Europę, wyraźnie się ucieszyli: – Zwłaszcza jeden mężczyzn, który przyznał nam, że 20 lat był kierowcą tej karetki.  Teraz jest spedytorem, czy kimś w tym rodzaju, ale został mu sentyment do tego auta. Cieszył się, że jego erka zyska nowe życie – słyszymy od naszego rozmówcy. – Pozostajemy w kontakcie. Dzwoni do nas, pytą, jak idzie przemiana. Prosi o zdjęcia.

W erce było sporo schowków, szafek: – Mimo, że trzeba było je poprzestawiać, o to nam właśnie chodziło – opowiada dalej Krzysztof. – Było też  trochę zbędnego już wyposażenia. Choćby łóżko – nosze. Chcieli je zostawić w szpitalu, ale zainteresowania nie było. Trochę z ciekawości wrzucili je na OLX -a i ku ich zaskoczeniu rozdzwoniły się telefony. Nosze poszły za okrągły tysiąc złotych. Za te pieniądze kupili migomat  i sami zabrali się za spawanie skorodowanych blach.

– We wrześniu była nasza. Pozostało przekonać dziewczyny do zaakceptowania karetki, jako naszego wakacyjnego domu. No bo wiadomo, jak to z erkami bywa. Ale sprzedający od razu nam ładowali do głów: „wy się nie zastanawiajcie ile osób mogło zejść w niej z tego świata, tylko ile dzieci tu się narodziło! A było ich przez te lata mnóstwo” Nikt komu mówiliśmy o wyprawie w następne wakacje nie wierzył, że nam się uda – słyszymy. – Tym bardziej nas to wkręcało. Uda się! I to bez mechaników, blacharzy, lakierników. Bez pomocy z zewnątrz.

np5

 

Sprawa nie była prosta, bo jak przyznają, w kwestiach warsztatowych, to absolutni amatorzy. Co prawda zaglądali pod maski swoich samochodów, w dzieciństwie pomagali ojcom, czy wujkom, ale na tym koniec. Krzysztof to z wykształcenia chemik, Piotr studiował odnawialne źródła energii. Ale od czego internet? Całą zimę oglądali filmiki o spawaniu, potem lakierowaniu. A od jesieni ubiegłego roku, każdą wolną chwilę spędzali przy Fordzie. Ściślej mówiąc, pod nim. – Dopiero po położeniu się pod ten samochód, dotarło do nas, że spod niego nie wyjdziemy – przyznaje Krzysztof. –  Wszystko się sypało! Do dziś więcej leżymy pod nim, niż nim jeździmy – macha ręką ze śmiechem. – Cały czas coś. Znamy go już na pamięć. Mam wrażenie, że możemy rozkładać i składać z zamkniętymi oczami.

Najpoważniejszy kryzys przeżyli, gdy okazało się, że wał i tylny most są do wymiany. Zanim do tego doszli, ich przyszły kamper nieustająco wył przy próbnych jazdach, mimo wielokrotnego tropienia usterki. – Byliśmy biscy załamania. Przepytaliśmy tego dobrze już nam znanego, poprzedniego kierowcę karetki i przypomniał sobie, że jakiś mechanik poskładał ten wał z dwóch różnych. Nie było wyjścia, postanowiliśmy go wymienić. Ale nowy – za drogi. Regeneracja – bez sensu. Znów z pomocą przyszedł nam internet. Znaleźliśmy człowieka zakręconego na punkcie Fordów, który słysząc naszą historię zaoferował nam  most ze swojego starego Transita. Za 400 zł. „Jak sobie sami wyjmiecie, będzie 350” powiedział. Dorzucił jeszcze za darmo trochę części. Wał musieliśmy jednak kupić nowy.. Do tego trzeba było dospawać flansze aby była możliwość montażu.  Sami zrobili instalację elektryczną. Planują montaż paneli słonecznych. Wyposażyli swojego Forda w duży akumulator z ciężarówki. Jeśli nie da się podłączyć prądu, do zagotowania wody, do laptopa czy ładowania telefonu, wystarczy.

– Podczas kolejnych etapów prac zdarzało się nam popełniać  błędy, za które trzeba było płacić – wzdycha Krzysztof. –  Nie dało się też uniknąć sięgania po rady  profesjonalistów. Nawet oddaliśmy naszą karetkę do przeglądu, ale usłyszeliśmy to samo, do czego już doszliśmy sami. Teraz powtarzamy sobie, że gdybyśmy jeszcze raz przerabiali karetkę na kamper, byłoby zupełnie inaczej – dodaje z uśmiechem.

Zakup karetki wiązał się z koniecznością usunięcia urządzeń i oznakowania, które posiadają wyłącznie pojazdy uprzywilejowane. Niezbędne było usunięcie napisów, demontaż niebieskich kogutów itd. Trzeba było też przerejestrować auto. W dowodzie rejestracyjnym figurowało jako „samochód specjalny sanitarny”. Po przerejestrowaniu został „samochodem specjalnym kempingowym”.

Wiosną dawny ambulans był już gotowy do lakierowania. – Też chcieliśmy to zrobić sami – mówi Krzysztof. – Nawet ryzykując, że nie wyjdzie, a wyszło chyba całkiem nieźle.

Wybrali lakier firmy TROTON, TROTON RANGERS. – Z Magdą, też chemiczką, rozgryzaliśmy jakiego użyć podkładu epoksydowego, jak dobrać proporcje. Oglądaliśmy filmiki, kombinowaliśmy. Początkowo chcieliśmy pomalować naszą byłą już karetkę tak, by budziła skojarzenia z kultowym Volkswagenem „ogórkiem”. Jasny błękit chcieliśmy odciąć bielą góry. Ale lakiernik,  z którym konsultowaliśmy ten pomysł sugerował ciemniejszy kolor. A z bieli sami zrezygnowaliśmy. Ostatecznie postawiliśmy na żółć. Wyszła wpadająca w pomarańczowy. Nam się podoba.

np8

Wnętrze urządzali oczywiście z udziałem Magdy i Klaudii. Miało być jak najbardziej funkcjonalnie, ale i sympatycznie, domowo. Musieli pogłówkować nad zorganizowaniem miejsca do spania. Powstało coś na kształt piętrowego łóżka. Na dole, na materacu – gąbce (który w ciągu dnia staje się kanapą), śpi jedna para. Miejsce dla drugiej powstało na specjalnym stelażu, wyżej. Tam ląduje materac dmuchany przy pomocy kompresora pozostałego z karetki. Sprawili już sobie prysznic solarny, ale zaznaczają, że będą przecież korzystać z wyposażonych w prysznice toalet przy głównych drogach.

W maju po raz pierwszy wyjechali na dwa dni, z noclegiem. Przezornie wybrali jezioro oddalone 15 km od Płocka. To było jeszcze przed lakierowaniem. – Na karoserii pozostały jeszcze czerwono – niebieskie pasy – słyszymy. – Jakieś dziecko przechodząc obok dopytywało mamę „karetka! Mamo, co tu robi karetka?”

Potem był Kraków. Przerwa w podróży i znów problem. Samochód nie chciał zapalić. Rozrusznik. Poluzował się przewód. – Dziewczyny śmiały się, że dając nura pod auto, naprawiliśmy je szybciej niż zdążyły wybrać numer do najbliższego mechanika.

Planując wyprawę początkowo myśleli o Bałkanach – bo spotkali tam fantastycznych, życzliwych i gościnnych ludzi. Ale przeważyła chęć wyruszenia w miejsca, w których jeszcze nie byli.. Najpierw dotrzemy do Portugali i Faro (Algavre)  później Gibraltar, potem Hiszpania – koniecznie Barcelona – potem Francja ki Lazurowe Wybrzeże, Włochy itd.  Data wyjazdu wstępnie ustalona – druga połowa sierpnia. Powrót po trzech tygodniach.

59

Magda i Klaudia planują trasę, szukają atrakcji, miejsc do zwiedzania, kempingów i darmowych parkingów tuż przy plaży, rekomendowanych przez miłośników kamperów. Spisują namiary polecanych knajpek z regionalnym jedzeniem. Efektem tych poszukiwań jest około 40 – stronicowy, własnej produkcji przewodnik.

– Cały czas mamy świadomość, że nie możemy się rozstawać z naszą skrzynką na narzędzia – śmieje się Krzysztof. – Wiemy też , że pojedziemy takim tempem, na jaki nam pozwoli nam nasze auto, no i nasza wytrzymałość. Mamy plan, ale podchodzimy do niego na luzie. Czasem śmiejemy się, że jeśli coś stanie nam na przeszkodzie, zawsze możemy po prostu skoczyć nad nasze jezioro. eby

Czego im życzyć? – Żeby w końcu nic nam się nie psuło – słyszymy. – No i żebyśmy się nie pozabijali po drodze (śmiech). W końcu w podróży będziemy przebywać ze sobą na bardzo małej przestrzeni.

Historię pojawienia się dawnej karetki w życiu czwórki przyjaciół i postępy w realizacji wakacyjnego planu,  można śledzić na facebooku, na profilu Nieziemskie podróże.

Iwona Kalinowska

 

 

 

 

 

Zobacz również
  • Jeździ MZ ES 250 Trophy już od ponad 50 lat. Filmowy motocykl wpisał się w krajobraz Sławna

    Ten motocykl to prawdziwa legenda. Chyba wszyscy kojarzą go ze słynnej komedii „Nie lubię poniedziałku”. MZ ES 250 Trophy w latach 70-tych królował na polskich drogach. Pojazd, który dziś wzbudza niemałe zainteresowanie wśród miłośników motoryzacji …

    Jeździ MZ ES 250 Trophy już od ponad 50 lat. Filmowy motocykl wpisał się w krajobraz Sławna
  • Suzuki „Eljot”, czyli miniaturowa wersja jeepa. Za tym autem do dziś oglądają się dziewczyny

    Suzuki LJ 80 (eljot) to samochód legenda. Kultowa terenówka produkowana w latach 1977-1983 kojarzona z wakacyjnym autem zapisała się w historii i do dziś budzi wśród wielu osób sentyment. Tak jest w przypadku Piotra Gacia …

    Suzuki „Eljot”, czyli miniaturowa wersja jeepa. Za tym autem do dziś oglądają się dziewczyny
  • Przygoda z aerografią zaczęła się od Harleya-Davidsona. Płomienie zachwyciły znajomych

      Jak sam mówi jest w stanie namalować wszystko, od figur geometrycznych po czaszki i płomienie. Swoją pasję do aerografii nieustannie rozwija i cały czas eksperymentuje. Marcin Tatar Tatarczuk daje drugie życie motocyklom, a jego …

    Przygoda z aerografią zaczęła się od Harleya-Davidsona. Płomienie zachwyciły znajomych
  • Kaski – malowanie postaci

    Malowanie kasku może być dość proste, ale dające satysfakcję lecz możemy też mieć bardziej skomplikowany wzór. Malujemy kask na kolor, dookoła szparunek, obwódka w postaci jednej lub dwóch linii, do tego logo i mamy naprawdę …

    Kaski – malowanie postaci
  • Kolejne Retro Motor Show za nami

    Tegoroczna edycja ugruntowała poznańskie wydarzenie jako największe w Polsce targi pojazdów zabytkowych. Na rekordowej powierzchni – w 5 halach na niemal 35 000 m2 – znalazło się 948 pojazdów. Zobaczyło je 26 742 zwiedzających. W …

    Kolejne Retro Motor Show za nami

Dodaj ogłoszenie

Dodaj ogłoszenie

Newsletter
Bądźmy w kontakcie
Zapisz się do naszego Newslettera
Zapisz się
x