Przy pierwszym spotkaniu na twarzy klienta nadal często maluje się wyraz zaskoczenia. W końcu pada pytanie: To Pani ma się zajmować moim samochodem?
O pasji i radości, którą daje jej praca, opowiada nam Katarzyna Olszewska, właścicielka „Studia Pielęgnacji Samochodów Olszewska”, które prowadzi w rodzinnym Grudziądzu
Jeszcze do niedawna zaskoczenie widokiem pani Kasi było normą. „Sama będzie Pani to robić?” – dopytywał klient zaraz po tym, gdy cierpliwie potwierdzała, że owszem, to w Jej ręce trafia jego auto, które ma lśnić jakby właśnie wyjechało z salonu. Dziś, gdy poczta pantoflowa niezawodnie działa, a i prezentacje na facebooku robią swoje, Studiu Pielęgnacji Samochodów Olszewska przybywa klientów, których nie dziwi już, że to ta filigranowa, śliczna kobieta zakasuje rękawy, sięga po profesjonalny sprzęt, odpowiednie specyfiki i zaszywa się w Studiu na kilka godzin, czasem przez kilka dni skupiając się na jednym powierzonym jej aucie.
Na pytanie skąd wzięła się w samochodowym biznesie, śmieje się, że nie miała wyjścia. Pasją do motoryzacji zarazili Ją starsi bracia: Maciej i Tomasz: – Od najmłodszych lat wolałam budować parkingi dla resoraków niż bawić się lalkami – mówi. – I to wcale nie z klocków lego, a z tego co było pod ręką, choćby z kawałka kartonu.
Był czas gdy wydawało się, że wciągnie Ją świat modelingu, fotomodelingu, może nawet showbiznesu. Bo urodę Kasi zaczęła doceniać nie tylko dumna rodzina. – Średni brat zgłaszał mnie do startu w konkursach piękności. Byłam druga w wyborach Miss Twojego Miasta w Grudziądzu, startowałam w konkursie Miss Polonia na szczeblu grudziądzkim, potem w Miss Polski. W tym ostatnim konkursie dostałam się do grona 30 najpiękniejszych Polek. Było miło, ale jednak to nie było to czego szukałam w życiu.
Kocha zwierzęta. Dlatego po ukończeniu liceum wybrała technikum weterynarii. – Jednak nic na to nie poradzę, że w moich żyłach chyba jednak płynie benzyna – tłumaczy ze śmiechem. – W końcu do mnie dotarło, że moje życie to samochody. Na pewno duży wpływ miał na to starszy brat, z zawodu mechanik. Pomyślałam, że potrzeba mi innej szkoły i zapisałam się do toruńskiego technikum. Zostałam technikiem pojazdów samochodowych. Skończyłam obie szkoły. Mogę więc pomagać zwierzakom i ratować samochody. W tej chwili moją pasją i źródłem dochodu stało się to drugie.
Swoją firmę założyła krótko po zakończeniu szkoły. – Urząd Pracy nie miał mi niczego do zaoferowania. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Zainwestowałam wszystkie oszczędności. Pomyślałam: uda się, albo nie. Spróbuję.
Nie chodziło o zwykłą myjnię. – Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Bardzo lubię skupiać się na detalach. Może to jakieś skrzywienie, ale tak mam. Uwielbiam gdy zaczyna lśnić każda kratka, każde niklowanie, każdy detal samochodu. Gdy skórzana, odbarwiona tapicerka zaczyna wyglądać jak w aucie, które właśnie wyjechało z salonu – rozmarza się pani Kasia. – Fajnie gdy auto wygląda świetnie z zewnątrz, ale przecież to w jego wnętrzu spędzamy najwięcej czasu. Warto więc o nie zadbać. Po co irytować się jakimś porysowanym panelem, zadrapanym boczkiem, czy zszarganym podłokietnikiem. Jeśli zareagujemy w odpowiedniej chwili, da się wrócić do fabrycznego wyglądu. Potrafię się w to nieźle wkręcić. Robię wszystko żeby osiągnąć idealny efekt końcowy. No i mam wyjątkową satysfakcję gdy po auto przyjeżdża klient, podchodzi do swojego auta z buzią otwartą z niedowierzania. „To naprawdę mój samochód? No, no… Nie wierzę…” – mówi. To jest dopiero frajda!
Czy w życiu też jest pedantką? Pani Kasia chwilę się zastanawia: -Na pewno jeżeli się za coś biorę, to angażuję się na 100 procent. No bo po co w ogóle cokolwiek zaczynać, jeśli nie mamy zamiaru włożyć w to maksimum energii?
Jej salon działa od 2,5 roku przy ul. Chełmińskiej 206 w Grudziądzu. Od początku pracuje w nim sama. Jej klienci rzadko przyjeżdżają umorusanymi autami. To raczej ludzie, którzy chcą dopieścić swoje cztery kółka. Nowe i używane. Czasem zabytkowe. – Uwielbiam stare samochody. Ale moi klienci przyjeżdżają też nowymi, prosto z salonu. Zawsze proszę wcześniej żeby nie korzystali z jakiejkolwiek myjni! Sama się wszystkim zajmę. Wyczyszczę, dopucuję, zabezpieczę powłoką ochronną tak, żeby klient długo mógł się cieszyć widokiem wypielęgnowanego samochodu. Nawet i pięć lat . Wszystko zależy oczywiście od użytych środków. Z przyjemnością podbiję takiemu nowemu autu jego „look”.
Kompletna korekta lakieru z nakładaniem powłoki ceramicznej oraz wypielęgnowaniem wnętrza może pochłonąć nawet dwa lub trzy dni. – Zdarza mi się pracować tak zapamiętale, że przepadam na wiele godzin. Traci na tym życie towarzyskie, traci narzeczony, którego niestety nie ma na miejscu, w Grudziądzu. Ale ja jestem w swoim żywiole. Niedawno przydarzyła mi się śmieszna historia. Jechałam do pracy w Pruszczu Gdańskim. Przygotowywałam się , pakowałam sprzęt. Zerkam na odkurzacz i widzę, że jego czarny dekiel jest porysowany. Ten widok wręcz nie dawał mi spokoju. Zaczęłam więc go polerować. Potem zastanawiałam się czy to normalne (śmiech). Możliwe, że to już choroba zawodowa.
Umiejętności zyskiwała na kolejnych szkoleniach i kursach. Doskonale wie jak osiągnąć pożądany efekt. Niedawno przyjechał do Niej klient z samochodem porysowanym przez pazury zwierzaka. Ot, pies pogonił kota, który czmychnął przeskakując przez auto: – To wcale nie takie rzadkie przypadki – podkreśla Pani Kasia. – Spokojnie, z większości da się wybrnąć bez oddawania auta do lakiernika. Miałam też niedawno klienta, którego samochód padł ofiarą złośliwego sąsiada. Porysował karoserię gwoździem albo kluczem. Pomogły odpowiednie systemy polerskie. Samochód znów wygląda pięknie.
Pani Kasia nie boi się też wielkich samochodowych gabarytów. Niedawno dopieszczała ciężarową Scanię po nałogowym palaczu. – Palił mnóstwo. Fabrycznie kremowe plastiki pod wpływem dymu tytoniowego zrobiły się beżowe itd. O zapachu nie wspomnę. 5 – letni samochód wyglądał na 10 lat starszy. Udało się wszystko zniwelować. Pan, który odbierał Scanię był bardzo zadowolony.
Na detailing u Pani Kasi decydują się często osoby chcące dobrze sprzedać swoje auto: – Gdy jest warte kilkadziesiąt tysięcy, klient kalkuluje, że wydając u mnie kilkaset złotych może oczekiwać od nabywcy nawet kilku tysięcy więcej – mówi nasza rozmówczyni. Bywa, że klientów mobilizuje do wizyty w Studiu sentyment: – Bo na przykład wnuk odziedziczył samochód po dziadku i chce by pamiątka po nim lśniła. Świetnie to rozumiem. Sama mam lekkiego bzika na punkcie samochodów z duszą. W garażu pracuję nad swoim wymarzonym samochodzikiem sprzed lat – Golfem I z 1979 roku. Ile tylko mogę, robię samodzielnie.
Co najbardziej lubi w swojej pracy? – Chyba to, że „każdy pacjent jest inny” – znów słyszymy jej śmiech. – W mojej pracy nie ma monotonii, nie ma nudy. I fajnie jest słyszeć od klienta: „Wow! Tego się nie spodziewałem! Naprawdę odmieniła mi Pani moje auto!”
Aż trudno nam uwierzyć, że Pani Kasia potrafi znajdować czas na jeszcze inne pasje. – Od dobrych 6 lat zajmuje się czymś co z angielska nazywa się cardmakingiem – mówi. – To rodzaj rękodzieła. Tworzenie kartek urodzinowych, trójwymiarowych, czasem w kształcie pudełek, małych boxów. Na Boże Narodzenie, urodziny czy chrzciny. Widać mam słabość do takich prac precyzyjnych. Uwielbiam to. Oprócz kartek tworzę też m.in. bombki 3D i wiele innych ozdób świątecznych. Przygotowuje je dla znajomych, przyjaciół oraz wystawiam na okolicznościowych jarmarkach. Moje prace można obejrzeć na Facebookowej stronie „KasiArt”.
Na pytanie kiedy znajduje czas na sen, znów się śmieje: – Nie uwierzycie państwo jak często słyszę to pytanie. Faktycznie śpię mało, a odpoczywam w pracy. Bo mam szczęście robić to, co naprawdę lubię.
Iwona Kalinowska
BigFoot prezentuje LHR15V oraz LHR21V – polerki stworzone z myślą o perfekcji i wydajności. Nowe …
Polerki RUPES BigFoot Mark V to prawdziwy przełom w branży profesjonalnego polerowania. Dzięki zaawansowanej technologii …
Glinka samochodowa, znana również jako clay bar, to jedno z najskuteczniejszych narzędzi stosowanych w detailingu …