– Cześć, ja nazywam się Tomasz Wenta i witam was na kanale Autoaktywni… – tymi słowami ponad cztery lata temu rozpoczął zwiastun serii filmów, dzięki którym stworzył największy, poświęcony lakiernictwu kanał na polskim Youtube. A nasza redakcja pęka z dumy gdy z uśmiechem przyznaje, że już ponad 20 lat temu, marzyło mu się by zostać bohaterem Lakiernika. Z największą przyjemnością to życzenie spełniamy.
Tomek Wenta nie lubi gdy nazywa się go influencerem. – OK, jestem twórcą internetowym – przyznaje. – Ale przede wszystkim doświadczonym, czynnym lakiernikiem, współwłaścicielem warsztatu blacharsko – lakierniczego Hawes sp. z o. o. i sklepu ATKOLOR.PL, który postanowił dzielić się swoją wiedzą.
Jednak ta wiedza i umiejętności oraz talent do ich przekazywania, w połączeniu z pozytywną energią, poczuciem humoru i profesjonalną produkcją autorskich filmów sprawiają, że liczba jego odbiorców stale rośnie, a kolejne marki proponują udział w swoich kampaniach reklamowych.
Kanał Autoaktywni na Youtube ma 70 tys. subskrybentów. Na Facebooku Tomek przykuwa uwagę 25 tys. obserwatorów. Do tego Tik Tok z 27,9 tys. widzów i Instagram z kolejnymi 3 tysiącami. Przez cztery lata komunikował się z nimi tylko za pośrednictwem kamery. W tym roku po raz pierwszy miał okazję do spotkania na żywo. Wystawił stoisko z pistoletami lakierniczymi Meiji na Poznań Motor Show. I przeżył szok: – Dotąd widziałem tylko liczby – opowiada. – Na przykład cieszyłem się, że któryś z odcinków ma ponad milion wyświetleń. Ale nie wyobrażałem sobie konkretnych ludzi. Nigdy nie brałem udziału w żadnych motoryzacyjnych zlotach, imprezach. A tu nagle okazało się, że na targach ustawia się do mnie długa kolejka, Podchodzili, żeby przybić „piątkę”, niektórzy żeby podziękować, bo w czymś im pomogłem, inni chcieli zamienić słowo. To zamieszanie absolutnie mnie przerosło. Wielokrotnie ze wzruszenia byłem bliski płaczu. W końcu nie wytrzymałem gdy podszedł do mnie starszy pan i powiedział, że jest moim wielkim fanem. Podsunął bilet żebym na nim złożył autograf. Wtedy już było po mnie – wspomina z uśmiechem zakłopotania.
Poznań Motor Show. Widzowie czekający w kolejce do stoiska
Czym zdobył sobie tyle uznania i sympatii? „Kanał ten pokaże wam jak działają procesy napraw blacharsko – lakierniczych tak od kuchni, z najdrobniejszymi szczegółami, bez fantazji i żadnej ściemy” – zapowiadał we wspomnianym już zwiastunie. – Porozmawiamy o najsłabszych punktach technologii napraw, sztuczkach stosowanych przez blacharzy i lakierników. Dla widzów, którzy znają temat, weźmiemy pod lupę wybrane materiały lakiernicze i sprawdzimy czy działają tak, jak jest to opisane w kartach technicznych
– Myślę, że ludzie doceniają, że nie boję się mówić prawdy i poruszam niekiedy bardzo kontrowersyjne tematy – mówi Tomasz. – Naprawa to naprawa. Osiągniemy doskonały połysk, dobre zabezpieczenie korozyjne na lata, ale nigdy nie będzie to efekt auta prosto z fabryki. Gdy złamiesz sobie jedynkę, to super dentysta doklei ci ten ząb, ale z bardzo bliska i tak zobaczysz, że było coś z nim robione. Ja jestem perfekcjonistą. Kiedyś, gdy na masce miałem trzy wtrącenia, powtarzałem lakierowanie.
Praca nad odcinkiem „Garażowa naprawa”
Dwie noce poprawiałem. Przerodziło się to w obsesję, odbiło na zdrowiu. Aż powiedziałem sobie: jesteś bardzo dobry, ale już nie, więcej tym pistoletem nie zwojujesz, bo w fabryce tę pracę wykonywał robot. Powłoka w refiniszu nigdy nie dorówna tej fabrycznej. Bo nie wdrożymy wielu procesów, choćby aplikacji z elektrostatyką ,fosforowania cynkowego, kataforezy która wejdzie w każdy zakamarek, a już nie wspomnę o cynku. Mówię o tym otwarcie i czasami dostaję za to po głowie. Trudno.
Ale jest coś jeszcze. Jego filmy są bardzo dopracowane. Minutowy zwiastun, do którego znów wracamy, powstawał … 3,5 godziny. Tego samego dnia został nakręcony pierwszy, ponad 13 – minutowy odcinek, pt. „Zakup samochodu okiem lakiernika”. Praca nad nim zajęła … 12 godzin. – Przygotowałem scenariusz, wiedziałem czego chcę. Do kręcenia materiału i montażu zatrudniłem profesjonalistów. Ale przed kamerą byłem potwornie spięty, jąkałem się, byłem pewien, że się ośmieszam. Gdyby Marco, z którym współpracuję do dziś, albo asystująca mu Emilia, skwitowali moje działania choćby cieniem uśmieszku, powiedziałbym: „dobra, to nieporozumienie, kończymy”. Zapłaciłbym i tak skończyłaby się moja nie rozpoczęta „filmowa kariera”. Ale ci ludzie to profesjonaliści w każdym calu. Uspokajali, podpowiadali jak oddychać, zapewniali, że mogą powtarzać zdjęcia jak długo będzie trzeba. W końcu powiedziałem: „Jest OK”. Moi filmowcy zaczęli klaskać, a Marco ogłosił: Właśnie nagrałeś swój pierwszy film. Zobaczysz, gdy go zmontujemy, będziesz miał łzy w oczach.
Sklep ATKolor.pl
I tak też było. Każdy następny odcinek, mający średnio po ok. 50 minut, powstaje przez blisko 80 godzin. – Podczas kręcenia staram się dać z siebie maksimum. Gdy robimy materiał ilustrujący np. proces lakierowania całego samochodu, nagranie trwa nawet kilka dni.
Po trzecim odcinku, kupił sobie własny sprzęt i odtąd nagrywa sam. Ale nadal materiał oddaje w ręce Marco, do zmontowania. – Facebook, Instagram i Tik Tok, to mój poligon ćwiczebny – mówi. – Tam pokazuję życie codzienne warsztatu i poruszam codzienne problemy. Tam też uczyłem się swobodnie mówić, opanowywać, być na luzie. I to zaczęło przynosić rezultaty. Jednak początek był tragiczny. Jakbym połknął kij. Chętnie wyrzuciłbym te pierwsze filmy, ale nie mogę, bo algorytmy się posypią – śmieje się dziś Tomek Wenta.
Historia nagrywania pierwszych filmów, świetnie oddaje jego upór. Ten sam, który gdy uczył się w technikum ekonomicznym by zaspokoić ambicje rodziców, kazał mu tuż po lekcjach uciekać do przydomowego garażu, gdzie lakierował jak umiał, albo raczej nie umiał. No ale przecież tak bardzo chciał zostać lakiernikiem. Po ukończeniu technikum ekonomicznego i zdaniu egzaminu zawodowego ,uciekając przed wojskiem, najpierw skończył 2 – letnią szkołę policealną o profilu inspektor BHP, a następnie, zrobił licencjat z administracji publicznej: – Egzamin z zamówień publicznych zdawałem goniąc Panią profesor na Uniwersytecie Gdańskim z ufajdanymi farbą rękami – śmieje się Tomasz. – Stanąłem w kolejce z gorliwie uczącymi się studentami i myślałem: co ja tu robię? Tam jest tyle samochodów do lakierowania! Błagałem żeby mnie przepuścili, zdawałem i wracałem do pracy. Jakoś ostatecznie ten licencjat zrobiłem.
Co ciekawe, choć jak przyznaje, najpierw pochłonęły go motocykle. Przerabiał motorynki, WS-ki, MZ-ki, itd. Przy każdym coś majstrował. Gdy powstał polski Youtube, z kumplami tak samo jak on zakręconymi na punkcie motoryzacji, postanowili nakręcić filmik, pokazujący jak ryzykownie wchodzą w zakręt na drodze nad Jeziorem Otominskim. – Oczywiście chciałem być najlepszy, więc poprawiłem swój pierwszy przejazd jadąc z 80-tką na liczniku. Milimetry zdecydowały o tym, że dziś rozmawiamy. Motor uderzył w środek drzewa, a ja poleciałem kilkanaście metrów dalej. Film kończy się na uderzeniu. Taki oto miałem prawdziwy debiut na Youtube – puszcza oko.
Tomek Wenta i słynny bak przerobionej WSK 125, lakierowany sprayem
Opowieść o tym, jak desperacko starał się docierać do nieobecnej wtedy jeszcze w Internecie wiedzy na temat lakiernictwa, budzi nasz szczery podziw: – Gdzieś w latach 1997-1998, starszy brat reanimował starą Lancie Delta HF z rajdową tradycją. Wygrzebał ją z krzaków i jeździł do blacharza. Jeździłem z nim tam niemal codziennie i męczyłem tego człowieka o wszystko. Z dzisiejszej perspektywy podziwiam, że to znosił. Zajmował się też lakierowaniem. Podglądałem każdy jego ruch. W końcu pojechałem do mieszalni w Żukowie i kupiłem spray. Z zerową wiedzą pomalowałem bak w moim motorku i doznałem olśnienia. Dumny pobiegłem do kuzyna: – Czym ty się jarasz? – zapytał. – Przecież to się nie błyszczy. Miał rację, bo to był lakier bazowy. Ale wtedy wyrzucałem mu, że mi po prostu zazdrości. Dziś się z tego śmiejemy.
Jeszcze w technikum brat załatwił mu fuchę: za 1200 zł miał pospawać i polakierować całego poloneza. Kabinę lakierniczą zbudował przy domu, pod lasem. Zrobił to tak: rozstawił 4 modrzewiowe bale, owinął je stretchem, zostawiając trochę wolnej przestrzeni na dole, żeby zapewnić wentylację. Progi i przednie błotniki pospawał używając blachy od starej pralki. Nie mając podnośnika, przechylił auto na bok, opierając tym razem o stertę bale. Podniósł Poloneza o jakiś metr. – Na szczęście auto było na kołach, bo oczywiście zsunęło się z bali, gdy szlifowałem te moje spawy. Runęło mi na kolana, ale koła uratowały mnie przed ich roztrzaskaniem – opowiada. – Najgorsze było to, że gdy właściciel Poloneza przyjechał i zobaczył tę moją „kabinę”, zabrał mi auto. Był przekonany, że lakierowaniem zajmie się profesjonalny lakiernik – Tomek śmieje się, ale zaraz uprzedza, że to tylko jedna z podobnych przygód. – Ten mój „klient” od poloneza mieszka teraz w Kanadzie. Kiedyś zostawił mi pod filmem komentarz: a pochwal się widzom swoją pierwszą furą…
Nasz rozmówca sypie podobnymi historiami jak z rękawa. Na przykład dodatkowym kryterium atrakcyjności poznanej dziewczyny, było dla Tomka, ucznia średniej szkoły, posiadanie przez jej rodziców garażu: – Co oczywiste, ojciec mojej ukochanej żony też oczywiście miał garaż – śmieje się Tomasz. – Dwa tygodnie po zapoznaniu się, już coś w tym garażu lakierowałem. Czasem załamując się, że moją coraz lepszą pracę załatwiły komary,lub wieczorna wilgoć.
Spektakularnie poległ też na pierwszym lakierze metalicznym. – Do dziś przy wódeczce, brat wypomina mi tę maskę Nissana – wzdycha Tomek i dopowiada, jak tuż po technikum zatrudnił się w mieszalni, naprzeciw swojej szkoły. – Ni w ząb nie kumałem tych kolorów, a tam po wejściu do Unii Europejskiej, był taki ruch w biznesie, że po prostu z niczym nie nadążałem. Podziękowano mi, na szczęście dość delikatnie. Ludzie z tej mieszalni oglądają mnie teraz i pytają: pamiętasz jakim byłeś cieniasem?
Praca nad BMW w 2012 roku
Gdy na chwile zatrudnił się w stoczni, zarobił na swój pierwszy migomat Bestera i pierwszą ramę Celettte, którą ma do dziś.
Jednak nadal jego głównym problemem, był brak chęci dzielenia się wiedzą przez tych, którzy ten zawód praktykowali od lat. Zatrudniał się w kolejnych warsztatach i nic. – Jeśli coś potrafiłeś, mogłeś zostać. Niczego nie uczyli, bali się że uczeń odejdzie i otworzy swój warsztat. Kiedyś zobaczyłem jak lakiernik wylewa jakiś żółty płyn na stal. Dziś wiem, że to był reaktywny podkład. Ale wtedy usłyszałem: to taki wynalazek z Niemiec. W Polsce go nie ma. Kolega mi go załatwia.
W końcu w jednej z lakierni trafił na 10 – lat starszego Wojtka, który „sprzedał” mu całą swoją wiedzę. Potem Wojtek pracował u Tomasza. – Powiedział mi: będę dumny jeśli kiedyś opowiesz, że uczyłeś się ode mnie. Nie mamy już dziś kontaktu i nie wiem czy śledzi moje poczynania. W jednym z filmów mu za wszystko podziękowałem.
Gdy rozbudował garaż w rodzinnym Sulminie, jeździł rano na 9 godzin do pracy, by wieczorem zaszywać się w swoim garażu. – To było jakby równoległe życie. Kończyłem o godz. 2-3 nad ranem – przyznaje. – Bardzo dużo psułem. Naprawiałem tak długo, dopóki nie uznałem, że jest idealnie. Czułem się jak artysta malujący piękne obrazy. Absolutna zajawka. Ale to była chemia, brak wyciągu, 2 etaty. Ta obsesja pracy zakończyła się na OIOM-ie pod aparaturą. Organizm nie wytrzymał. Zdiagnozowano mi uszkodzenie mięśnia sercowego. A miałem tylko 26 lat.
Po wyjściu ze szpitala kupił ze złomu agregat starej kabiny Saimy- Zrezygnowałem z drugiej pracy, bo już nie dawałem rady – opowiada. – Ale miałem już tyle zleceń, że mogłem pójść na swoje. Z czasem reprezentowałem już taki poziom, że zwracały się do mnie duże firmy, w tym nieistniejący już dealer BMW z Gdańska, w latach 2010 – 2016 lakierowałem praktycznie same Bem-ki często indywidual za grubo ponad milion złotych. Moja robota polegała na lakierowaniu pod miernik do tzw. krawędzi pod odpowiedni kolor, bez cieniowania. To tu opanowałem wiele sztuczek i trick-ów.
Świetne zlecenie cieszyło, ale zmartwieniem okazała się konieczność szukania nowego miejsca na warsztat. – Życzliwość ludzka nie zna granic, warsztat zaczął kłuć w oko. Zaczęły się donosy itd. Postanowiłem rozpuścić wici wśród klientów, dzwoniąc gdzie się da. Gdy załamany pojechałem na urlop, odebrałem telefon od znajomego, którego kolega postanowił zmienić swoje życie, przebranżowił się i wynajął w pełni wyposażoną i legalną lakiernię. I tak spotkałem mojego obecnego wspólnika, Artura Hadrysia. Od tego momentu działamy już razem.
Wojtek przy pracy nad Chevrolet Apache dla Billy’s Restaurant
Pod filmami Tomasza Wenty widnieją nawet tysiące komentarzy: „Ty masz taki pozytywny bajer w głosie i taką wiedzę, że jak odpalę Twój film to muszę oglądać do końca – a przecież jestem elektronikiem i nie mam z tym nic wspólnego”, „Świetny materiał szkoleniowy- dobra jakość, duża wiedza połączona z doświadczeniem i to wszystko przekazane z humorem. Uwielbiam kanał”, „Łebski Gościu jesteś 🙂 I najważniejsze -żyjesz tym, co robisz .Mało jest Ludzi, którzy robią coś z pasją i umieją ją w normalny, bez przemądrzania się sposób przekazać .A Ty tak właśnie przekazujesz swoją wiedzę ,takim ludziom jak ja. Pozdrawiam”. „nie przejmuj się trollami!” – pewnie, że zdarza się hejt – potwierdza bohater naszej rozmowy. – Może na początku jakoś mnie to dotykało. Teraz kompletnie nie rusza. Robię swoje i czuję, że robię to bardzo dobrze. Może jestem trochę narcyzem? – śmieje się Tomasz Wenta.
Robiąc filmy, bazuje na swoich pomysłach. Czasem inspiruje się prośbami w komentarzach. Dopracował się takiej pozycji na Youtube, że spokojnie mógłby z tego żyć. Robi też kampanie reklamowe. Na przykład 3M. – Jestem z tego taki dumny! – podkreśla. – No bo gdy walczyłem po tych pierwszych garażach, zawsze chciałem mieć coś z 3M. A tu nagle z USA nadeszła propozycja. Robili kampanię Cubitron II w wielu krajach, w każdym wybierając jedną, firmującą ich twarz. I jak tu się nie cieszyć?
Kampania dla 3M
Mimo czasochłonnych nagrań, Tomek Wenta nadal jest czynnym lakiernikiem. W ubiegłym roku w warsztacie, który prowadzi ze wspólnikiem, zatrudniał wraz z młodocianymi 16 osób. W tym roku odczuł kryzys na lakierniczym rynku pracy, zostało mu 10 osób. – Tym bardziej chcę się dzielić swoją wiedzą. Wiem, że oglądają mnie też młodzi ludzie. Chcę im pokazać, jaki to dobry fach. Pod warunkiem, że naprawdę będą chcieli się mocno zaangażować. Ja oddałem lakiernictwu serce. Zważywszy na jego stan, wręcz dosłownie. Ale akurat pod tym względem, nie powinien być dla nikogo wzorem – uśmiecha się znacząco. Gdy pytamy o czas wolny, wzdycha: – Jestem pracoholikiem. Żadna inna kobieta niż moja Karolina, nie wytrzymałaby z kimś takim jak ja. Ale faktycznie, zdarza mi się oderwać od lakierowania. Wtedy wędkuję, o czym też informuję na przykład na FB.
Nieoczekiwanie nasz rozmówca zrobił nam ogromną niespodziankę. Okazało się, że do dziś przechowuje prawie wszystkie numery naszego Lakiernika! Tuż po technikum dopytywał o Lakiernika w kiosku, nie mając pojęcia jak go zdobyć. – A w 2010 roku, gdy robiłem te tysiące BMW, moim marzeniem było znaleźć się w waszym piśmie. Co więcej, gdy zajrzałem do kartonu i sięgnąłem po pierwszy z brzegu, stary numer, zobaczyłem napisane przeze mnie markerem na okładce: Tomasz Wenta – Lakiernik Roku 2010. I wiecie co? Skojarzyłem jeszcze jedną fajną historię, która uzupełnia to moje marzenie sprzed lat. Usłyszałem, że ta nasza rozmowa znajdzie się w 85 numerze Lakiernika, a ja jestem rocznik ’85 – zakończył z szerokim uśmiechem.
Wydawca magazynu KAROSERIA przygotował okazjonalną, anglojęzyczną publikację dotyczącą rynku serwisowania i napraw pojazdów użytkowych. TRUCK …
Jubileuszowa 10. edycja, konferencji TOP automotive, odbyła się w dniach 25-27 września 2024 roku w …
Wykończenie karoserii samochodowej lakierem bezbarwnym upowszechniło się w motoryzacji pod koniec ubiegłego wieku. Zastosowanie tej …