Kochani Czytelnicy, na takie spotkanie czekaliśmy od dawna: 31 – letnia Maja Gerasymyuk z Bydgoszczy, to pierwsza kobieta lakiernik, z którą mieliśmy przyjemność porozmawiać. Filigranowa, długowłosa, kobieca, nie wyobraża już sobie innego zajęcia. – Lakiernictwo to całe moje życie – mówi z pasją. Lubi udowadniać, że kobieta może być lepsza od mężczyzny lakiernika. Problem ma z … kombinezonem lakierniczym. – Producenci najwyraźniej nie przewidzieli, że tym fachem zajmie się kobieta o rozmiarze 36 – mówi śmiejąc się lakierniczka Maja.
Pani Maju, skąd się Pani wzięła w tej lakierni?
– Zaczęło się od taty. Gdy tata robił coś przy samochodzie, już jako kilkulatka zawsze się gdzieś przy nim kręciłam. Starałam się pomagać, coś podać, przynieść. I oczywiście podglądałam, co tata majstruje przy aucie. Potem miałam chłopaka pracującego w wulkanizacji. Też mnie to wciągnęło. Przesiadywałam u niego na okrągło. Szybko nauczyłam się wulkanizować i wyważać opony. Potem miejsce wulkanizatora zajął w moim sercu lakiernik (śmiech). Podzielił się ze mną swoją wiedzą. No i przepadłam. Okazało się, że lakiernictwo to jest właśnie to! Teraz nie wyobrażam sobie, żebym mogła zajmować się czymkolwiek innym.
Czy Pani ojciec był świadom tego, że to właśnie on zaszczepił w Pani motoryzacyjną pasję?
– Taty już z nami nie ma, zmarł. Ale myślę, że wiedział co mu zawdzięczam. Choć w domu moje plany, że po szkole podstawowej pójdę do technikum mechanicznego, zostały przyjęte jednoznacznie. Ojciec pukał się w czoło i mówił: „dziewczyno, praca w warsztacie nie jest dla kobiet. Dźwiganie, ciągle brudno. Po co ci to?” Posłuchałam. Wybrałam Technikum Ekonomiczne, ale nie czułam się w nim najlepiej. Oczywiście skończyłam, ale już wiedziałam, że nie chcę pracować w wyuczonym zawodzie. Tak się też stało.
Wspólnie z narzeczonym, Arturem Dymańskim, prowadzicie Państwo Warsztat Blacharsko – Lakierniczy Auto – Dymek, Od kiedy pracujecie razem?
– Jesteśmy współwłaścicielami warsztatu. Prowadzimy go w przystosowanej, wynajętej hali. Znajduje się niedaleko domu. Partner jest lakiernikiem z wykształcenia. Prowadzi warsztat od 9 lat, ja od prawie czterech robię wszystko to co należy do obowiązków lakiernika.
Co takiego zainteresowało Panią w lakiernictwie?
– Nie interesuje mnie mechaniczna strona samochodu. Nie interesuje mnie ile „wyciąga”, ile pali itd. Nawet marka nie ma dla mnie wielkiego znaczenia. Owszem, mam słabość do Alfa Romeo, bo właśnie takie auto było w domu. Uwielbiam jego sylwetkę, kształt przodu. Ale zwykle wychodzę z założenia, że samochód ma mnie po prostu przenieść z punktu A do punktu B. Z drugiej strony, jako kobieta, zwracam uwagę na detale, szczególiki, które jak zauważyłam, często umykają mężczyznom. Samochód musi być po prostu piękny. Nawet jeśli ma już swoje lata. Ważna jest dla mnie estetyka auta, jego wygląd. Lubię gdy jest czysty, zadbany. Musi pachnieć w środku. No i uwielbiam sprawiać, że właśnie taki się staje, gdy wyjdzie spod mojej ręki.
Jak reagują klienci widząc Panią w warsztacie?
– Fajnie (śmiech). Ja zawsze byłam ambitna. Od początku podobał mi się ten moment zaskoczenia u mężczyzn, którzy zostawiali w warsztacie swoje auto. Patrzyli na mnie i pytali niepewnie: „ale to pani będzie to robić…? A zna się pani na tym…?” To zaskoczenie, zwykle zresztą przeradzało się w sympatyczną rozmowę. Im wątpliwości klienta były większe, tym bardziej chciałam mu udowodnić, że zrobię jego auto najlepiej jak to możliwe. Pokażę, że kobieta lakiernik może być nawet lepsza od mężczyzny. Tak jest do dziś. Gdy mi się coś szczególnie uda, czuję się świetnie, bo pokazuję, że mimo niekobiecego zajęcia, jestem w stanie mu sprostać. Fajnie się tak pokazać w męskim gronie, udowadniając, że kobieta też potrafi być dobrym lakiernikiem. Do dziś wygląda to tak, że gdy przyjeżdża klient, który mnie nie zna, to najpierw widzę pojawiający się na jego twarzy wyraz konsternacji (śmiech). Rozgląda się nerwowo, ale zwykle uspokaja widząc, że w warsztacie są też mężczyźni i w końcu zostawia mi samochód.
Jak wygląda Pani dzień? Co należy do Pani obowiązków?
– Generalnie wszystko, bo dzielimy się obowiązkami. Artur ma swój samochód, ja swój.
Przychodzi Pani do pracy i co? Wciąga Pani ciuchy lakiernika i…
– A nie. W ciuchach roboczych idę już do pracy (śmiech). Bo z domu do warsztatu mam kawałeczek. Pojawiam się więc w pracy od razu w „stroju organizacyjnym”. Potem, jeżeli klient zostawił już auto, zabieram się do roboty. Jeżeli to jakaś drobnostka, to może rozebranie auta nie będzie potrzebne. A jeśli sprawa jest poważniejsza, to oczywiście rozbieram karoserię. Dalej znów wszystko zależy od mojego zadania. Albo matowię element czy też elementy i przelakierowuję, albo najpierw naprawiam jakieś uszkodzenia. Szlifuję, szpachluję, znów szlifuję, nakładam podkład, „zjeżdżam” go papierem i zabieram się za lakierowanie.
Wszystkie czynności wykonuje Pani sama?
– Tak, choć oczywiście do demontażu niektórych ciężkich elementów potrzebuję pomocy. Sama nie ściągnę przecież np. dużej maski samochodu sam , ale tego przecież i mężczyzna nie zrobi. Wtedy pomaga nasz pracownik .
Pamięta Pani pierwszego klienta, który oddał w Pani ręce swój samochód?
– Oczywiście. Pamiętam chyba wszystkich klientów. Wtedy to była czerwona skoda. Zderzak, tylne drzwi, na których musiałam zrobić trudne przejście. Oj, byłam przestraszona. Ale i maksymalnie zmobilizowana. I wyszło pięknie! Byłam bardzo z siebie dumna. Usłyszałam od tego klienta wiele pochwał. Potem, gdy widziałam gdzieś w mieście to auto, pękałam z dumy: to moje dzieło!
.
Ma pani portfolio z efektami Pani pracy?
– Mogę pokazać w komputerze efekty mojej pracy. Ale coraz rzadziej muszę cokolwiek udowadniać. Grono ludzi, którzy mają przeze mnie zrobione auta i to zrobione dobrze, jest już tak duże, że czuję efekty takiej szeptanej reklamy. Ktoś mnie poleca komuś, ten następnej osobie itd. To dla mnie najlepsza reklama.
To może teraz, po latach klienci chętniej przychodzą do Pani?
– Czasem zdarza się, że faktycznie ktoś szuka właśnie mnie, ale kto inny pyta o narzeczonego. Jakoś to się wyrównuje. Wszystko zależy od tego ile mamy aut, jaka jest kolejka, jakie terminy. Choć kiedyś faktycznie zdarzył mi się klient, który zdecydował się czekać, aż pokończę wszystkie swoje prace.
Klienci chwalą sobie „kobiecą rękę”?
– Zwłaszcza, gdy odbierają lśniący nowym lakierem, nawoskowany samochód, który lśni również w środku. Zdarza się, że klienci przyjeżdżają tylko na woskowanie. Wtedy też często słyszę zadowolone: „od razu widać, że robiła to kobieta”. Coś w tym jest, że rzeczywiście kobiety przykładają większą uwagę do detali. drobnostek, Mężczyźnie wydaje się, że wszystko już w porządku, a ja jeszcze widzę coś, co mi przeszkadza.
Koledzy lakiernicy nie patrzą kosym okiem na taką konkurencję?
– Nie słyszę niechętnych komentarzy. Ale wychodzę z założenia, że mężczyzna i tak zawsze będzie myślał o sobie, że jest lepszy. mnie, że i tek jest lepszy. Zdarzało się, że przyjeżdżał kolega lakiernik przyjeżdżał i – wiadomo, jak to bywa – musiał kolegę podejrzeć, rzucić okiem na efekty pracy konkurencji. Nieraz słyszałam: „no, ładnie, to Artura?” „A nie , to ja lakierowałam” odpowiadałam. „No popatrz, nawet ci wyszło…” (śmiech)
Jaka praca była najtrudniejsza?
– Najtrudniejsze było zrobienie przejścia ksyralikiem na tylnych drzwiach samochodu dostawczego, białą perłą, którą bardzo trudno się rozkłada. Żeby zrobić przejście, trzeba było coś potrafić. Oczywiście nie dałam sobie pomóc, bo jestem uparta. Muszę sama. Powiedziałam sobie: trudno, jak nie wyjdzie za pierwszym razem, będą poprawiać i ze 100 razy, aż będzie jak trzeba. Ale wyszło super już za pierwszym razem. Okazało się to prostsze niż myślałam.
Myślała Pani o spróbowaniu swoich sił w pracy z aerografem?
– Ależ tak! Mam za sobą próby z aerografem, z carbonem. Chcę się rozwijać. Bardzo interesuje mnie grafika 3D na samochodzie. Przymierzam się do zrobienia w tej technice mojego prywatnego forda pumy. To bardzo czasochłonne, wiec potrzebuję jakieś pół roku. Uczę się sama. Grafik, wizualizacji, podpowiedzi jak łączyć kolory, szukam w Internecie. Chyba mam zdolności manualne, bo nieźle mi wychodzi. A jak koledzy reagują?
Nie znudzi się Pani to lakierowanie?
– A skąd! Lakiernictwo to jest to co chcę robić! Siedzę przecież w warsztacie od rana do wieczora. Właściwie nie mam innego życia. Pracujemy nawet w sobotę, do godziny 17, 18. A potem, wiadomo: żeby dokądkolwiek wyjść, potrzebowałabym ze dwóch godzin żeby pozbyć się tych wszystkich kurzy i lakierów, które na mnie osiadły i żeby zrobić się na bóstwo. Najczęściej więc macham ręką i zostajemy w domu (śmiech)
Proszę tylko nie mówić, że i po pracy też rozmawiacie Państwo o lakierach…
– Ależ tak! (śmiech) Potrafimy tak rozprawiać do pierwszej, drugiej w nocy. Teściowie, u których mieszkamy śmieją się, że nie mogliśmy się lepiej dobrać. Na szczęście nie spieramy się na temat pracy, bo każdy jest skupiony na swojej.
Nie rywalizujecie ze sobą?
– Nie. Nigdy nie było między nami rywalizacji. Choć mi zdarzało mi się, że koniecznie chciałam pokazać, że mogę być lepsza. Narzeczony mnie bardzo wspiera, choć czasami mówi, że chciałby zobaczyć swoją narzeczoną ubraną niekoniecznie ciągle „warsztatowo”, ale w kobiecym wydaniu.
No ale nie da rady chodzić w stroju lakiernika i szpilkach…
– No nie. Z drugiej strony, mam problem z odzieżą roboczą, bo to taki fach , w którym kobiet się nie uwzględnia. Ogrodniczki, bluzę roboczą itd. Mam uszyte na specjalne zamówienie, bo damskiego rozmiaru 36 nie przewidziano (śmiech). W najmniejszym z możliwych kombinezonów lakierniczych wyglądam z kolei jakby mnie mieli wziąć do NASA. Prawdziwy kosmonauta! (śmiech) Za to pod większym kapturem mogę schować włosy, a mam prawie do pasa. Zawsze marzyłam o długich włosach, a teraz trochę mam z nimi problem. Bo lakierniczce trudno utrzymać je w dobrej kondycji. Bez lakieru do włosów, zawsze i tak są sztywne (śmiech). Zawsze mówię koleżankom: „dziewczyny, przed imprezą zapraszam do mnie. Prysnę jakimś klarem, i będziecie mogły w tańcu szaleć, a fryzura nie drgnie”(śmiech).
Widzę, że naprawdę ma Pani szczęście robić to, co sprawia Pani frajdę…
– Tak. To wielkie szczęście robić to co się kocha i jeszcze dostawać za to pieniądze.
Bardzo dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Iwona Kalinowska
Firma TROTON po raz 21. z rzędu została wyróżniona prestiżowym tytułem „Przedsiębiorstwo Fair Play”. To …
Targi SEMA 2024, które odbyły się w dniach 5–8 listopada w Las Vegas, po raz …
Zakończyła się 27. edycja programu Przedsiębiorstwo Fair Play. Podczas Wielkiej Gali Finałowej 29 listopada br. …