Czy tylko stare i zabytkowe motocykle mają dusze? Oczywiście, że nie. Dobrym przykładem mogą być pojazdy, które lakieruje Piotr Gulczyński wraz z całą ekipą. To prawdziwe perełki, coś oryginalnego, czego wcześniej na ulicach nie można było zobaczyć. Pasjonaci lakiernictwa byli ostatnio na największej imprezie customowej w Europie, a ich dzieło zdobyło nagrodę.
Customowe lakierowanie to nic innego jak malowanie motocykli w niestandardowy sposób, dostosowany do wymagań lub preferencji klienta. Chodzi oczywiście o to, żeby stworzyć personalizowany wygląd motocykla. Specjaliści dbają o każdy detal pojazdu. Ma być po prostu oryginalnie. Tak jest właśnie w warsztacie u Piotra Gulczyńskiego.
Zacznijmy jednak od początku. Pan Piotr opowiedział nam, jak zaczęła się u niego przygoda z lakierowaniem motocykli.
– Miałem 14-15 lat, mój tata prowadził lakiernię i pamiętam, jak w wakacje często przebywałem w warsztacie i podpatrywałem jego pracę. W pewnym momencie stwierdziłem, że będę lakierować rowery. I tak to się zaczęło, na początek lakierowałem swój rower, później rowery kolegów…
Gdy byłem w technikum samochodowym, co prawda mechanicznym, cały czas mnie do tego lakierowania coś ciągnęło. Skoro tata miał możliwości, to próbowałem pierwsze kilka złotych zarobić. Któregoś razu zostawił mi motocykl i powiedział, żebym sobie z nim podziałał. Tak to się zaczęło – wspomina Piotr Gulczyński. Jak zaznacza, kiedyś mało osób podejmowało się lakierowania, robiło to niechętnie, on natomiast był bardzo tym zainteresowany. Dzięki temu rozwiną swoją pasję.
– Życie szybko zweryfikowało, że prowadzenie lakierni w wieku 20 lat, to nie jest łatwe przedsięwzięcie. I tak po trudach dogadałem się z moim tatą, wynajęliśmy dużo większą halę niż miał wcześniej. Tak też powstała jedna większa firma, gdzie w sumie działamy razem, ale tak naprawdę pod różnymi markami. On lakieruje swoje samochody, a ja skupiłem się na motocyklach. W międzyczasie przyszedł do pracy Marcin i jeszcze dwóch chłopaków. W czwórkę pracujemy tylko i wyłącznie na motocyklach – opowiada. Firma się rozwinęła do tego stopnia, że były sytuacje, kiedy w jednym czasie mieli 72 motocykle do zrobienia.
To, co napędza Piotra i całą ekipę do działania to oryginalność, chęć tworzenia czegoś zupełnie nowego.
– Obecnie jest ten moment, gdzie wszyscy z motocykli zsiedli i zaczynają sobie dłubać i przerabiać. Szykują motocykle na imprezy customowe lub po prostu na sezon. W tym roku będzie u nas tego typu zleceń naprawdę sporo. Mniej jest natomiast robót typowo handlarskich, po jakichś szlifach, gdzie trzeba je poprawić, więcej jest zleceń, w których ktoś chce sobie mocno personifikować motocykle.
Najważniejsze, żeby pokazać coś, czego jeszcze wcześniej nikt nie miał. To jest dla mnie najciekawsze w pracy. Zawsze na końcu można coś dać od siebie, a stworzyć coś oryginalnego – mówi nasz rozmówca.
Coraz więcej osób chce mieć motocykl ze swoim oryginalnym lakierowaniem. Do firmy Guli Customs przychodzą klienci, którzy wcześniej np. podpatrują inne zrealizowane przez Piotrka i ekipę projekty i chcą czegoś podobnego.
– Wcześniej miałem zawsze problem, żeby przekonać klienta aby zrobić coś innego. Żeby nie kopiować tego, co już powstało. To wszystko zaczęło działać, ludzie zaczęli coraz bardziej ufać, w tym momencie mam wielu klientów, którzy przyjeżdżają, albo wysyłają elementy, i jest hasło: słuchaj zrób mi coś czarnego z szarym i rzuć jakiś mały czerwony akcent. Czyli czarny z szarościami i małym czerwonym akcentem. Dla mnie to wtedy rewelacja, wiadomo, że musimy sobie ustalić budżet, żebym wiedział na co mogę sobie pozwolić. Tak się teraz często zdarza. Jest też grupa klientów, która ma totalnie swoje wymagania. Motocykl ma mieć konkretne wytyczne. Wtedy trzeba coś zmieniać w trakcie.
Jak podkreśla, z motocykla, który jest standardowy i niczym się nie wyróżniający, tworzą coś oryginalnego – nie chcą bawić aerografem, malować jakieś widoki, czy twarze. – Fajnie jak w tym lakierowaniu jest jakaś historia danego właściciela motocykla, to jest mega dobre, robimy coś czego nie było dotąd, lakierujemy i mamy pewność, że drugiego takiego motocykla nie będzie na ulicy. Być może stanie się też inspiracją dla innych – tłumaczy.
Aktualnie Piotr z ekipą przygotowuje motocykl w stylu chicano, który jest robiony na brokacie – wykorzystany będzie tu lakier, wyklejane płatki srebra.
– Chciałbym postawić swoją małą lakiernię, taką żeby mieć strefę przygotowawczą i jedną kabinę, do tego jakieś miejsce na wypolerowanie, trochę większe biuro, i ograniczyć się z lakierowania wszystkich motocykli, zrezygnować z powypadków, jednak skupić się tylko na customowych lakierowaniach, bo to mnie gdzieś dużo bardziej kręci – zaznacza.
Piotr nie zapomina także o swoim motocyklu, który od pewnego czasu składa. – To dość mocno przerobiony Harley Street Bob, w stylu, który nazywa się club style.
– To styl, który jest bardzo popularny w Stanach Zjednoczonych wśród 30-latków, a w Polsce, żeby się to przyjęło potrzebna jest jeszcze chwila. W moim Harleyu grafika będzie bardzo mocna, wszystkie elementy plastikowe i stalowe są zamieniane na karbonowe. Na karbonie będę próbował stworzyć grafikę, gdzie będzie widać częściowo karbon, częściowo będzie on przykryty lakierami candy, a częściowo jeszcze nie wiem co, do ustalenia. Pojadę nim do pracy, wyskoczę do miasta, będę go traktował jako rewelacyjny środek transportu, być może w sezonie przejadę się czasami gdzieś dalej – planuje Piotr Gulczyński.
Custombike-Show to impreza, na które ekipa z Guli Customs była ostatnio obecna i zdobyła wspólnie z Vhard Motorworks wicemistrza Europy w budowaniu customowych motocykli! To ogromny sukces ekipy z Polski. W imprezie wzięło udział setki customowych wystawców, było sporo pokazów. Polska drużyna miała za zadanie zbudować motocykl od zera w ciągu 48 godzin. Lakierowanie konkursowego Harleya kończyli na scenie.
– Poziom tego wydarzenia był na bardzo wysokim poziomie. Nasz motocykl był rozłożony na czynnik pierwsze, czyli rama była osobno, zawieszenie osobno, instalacja elektryczna, paliwowa i hamulcowa – to wszystko było luzem, łącznie z silnikiem, a sam silnik rozdzielony ze skrzynią biegów. Zaczęliśmy w piątek, a skończyliśmy w niedzielę. Bardzo fajna rywalizacja. Byliśmy z ekipą mechaników, którzy tak naprawdę zakwalifikowali się do tego konkursu, a my z Marcinem odpowiadaliśmy za wygląd – podsumowuje udział w imprezie Piotr Gulczyński.
Tekst: Wojciech Kulig Zdjęcia: Guli Customs
Kask rajdowy to coś więcej niż ochrona – to część wizerunku kierowcy i zespołu. Malowanie …
O tym wyjątkowym motocyklu, który powstał w firmie G.O.C., można by napisać wiele – wiele …
Jak sam mówi jest w stanie namalować wszystko, od figur geometrycznych po czaszki i płomienie. …