Będę oceanicznym rozbitkiem

Będę oceanicznym rozbitkiem

Słysząc o tym jak niewyobrażalne postawił Pan sobie zadanie, nam, zwykłym zjadaczom chleba skóra cierpnie. Co będzie dla Pana większym wyzwaniem – opanowanie słabości ciała, czy psychiki?

– Myślę, że zdecydowanie psychiki. Zakładam, że wysiłek fizyczny będzie do zniesienia. Najgorzej będzie z psychiką. Chodzi o świadomość pewnej nieuchronności. Polega ona  na tym, że tam będę napotykał sytuacje, w których po prostu nie da się nic zrobić. No bo jeśli lecę samolotem i napotykam burzę, to mogę zawrócić, mogę ją ominąć, mogę wylądować. Wchodząc na szczyty, jeśli warunki pogodowe się popsują, mogę rozbić namiot i przeczekać, albo po prostu zejść. Ale tu nie będę przecież mógł powiedzieć oceanowi: ucisz sztorm. To nieuchronność tego co nastąpi. A co nastąpi, tego nikt nie wie.

Pokazał Pan już wielokrotnie, że potrafi Pan zwalczyć fizyczną słabość. Jest Pan bardzo wytrzymałym, wytrwałym, konsekwentnym człowiekiem. Czy kiedykolwiek, podczas kolejnych wyzwań, których się Pan podejmował, choć zbliżył się Pan do tego, na co może być narażona na oceanie Pana psychika? Sam Pan mówi, że nie ma innego miejsca na Ziemi, w którym człowiek czułby się tak samotny jak właśnie tam.

– Nie. Nigdy nie byłem w takich warunkach, które mógłbym uznać za zbliżone. Nawet gdy pół roku byłem sam w syberyjskiej Tajdze miałem więcej bodźców. Były drzewa, ptaki, był pies. Też było smutno, strasznie i samotnie, ale to i tak nieporównywalne. Była twarda ziemia, schronienie, piec. Wiem, że mam przed sobą naprawdę spore wyzwanie, ale też możliwe do zrealizowania. W tej chwili oceniam swoje szanse 50 na 50. Zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić żeby się przygotować. Oczywiście mam braki, nie znalazłem głównego sponsora, który dałby mi to czego zechcę. Nie mniej udało mi się przez te dwa lata wybudować łódkę i zebrać podstawowe rzeczy, niezbędne w tej eskapadzie.

Pana łódka, mimo zastosowania w jej konstrukcji nowoczesnych technologii, to nadal niewielka łupinka, nie mówiąc o tym, że napędzana siłą Pana mięśni. Czy będzie Pan mógł w niej schronić się i np. spać?

– Tak. Jest w niej miejsce żeby wyciągnąć nogi „pod dachem”. Trochę mi pomoże prąd, trochę wiatr,  ale sami państwo zobaczycie, jeśli oczywiście zechcecie go państwo obserwować, że ten rejs będzie jednym wielkim zmaganiem się. Większość wioślarzy oceanicznych pływa w pasatach, czyli ma stały wiatr, który na przestrzeni tysięcy kilometrów niesie ich. Ja tego nie będę miał. Moja równowaga będzie bardzo  chwiejna. Jednego dnia będę popychany do przodu, drugiego w bok, trzeciego jeszcze inaczej. To też może niekorzystnie działać na psychikę. Człowiek ucieszy się, że pokonał spory odcinek, a potem się okaże, że znów się cofnął. No ale cóż, sam wybrałem ten najtrudniejszy odcinek.

Płynie Pan bez asekuracji, ale rozumiem, że będzie Pan wyposażony w jakiś sprzęt służący do zachowania łączności? Będziemy też mogli Pana łódkę obserwować w Internecie. Zabiera Pan np. telefon satelitarny?

– Tak. Będę miał telefon satelitarny, który będę włączał co sześć godzin. Właśnie za pomocą tego telefonu będę wysyłał swoją pozycję na stronę internetową. Co sześć godzin będzie więc można zobaczyć gdzie w tej chwili jestem. Będę mógł też odbierać sms-y. Może zabiorę MP3. Nie wiem jeszcze, bo będę musiał bardzo oszczędzać energię. Będzie mi potrzebna do zasilania baterii do GPS-a, nawigacji, do świateł pozycyjnych, do urządzeń, które będą pokazywać innym, że jestem na tym oceanie i dzięki którym ja będę wiedział, że ktoś się do mnie zbliża.

Co z jedzeniem? Jak załadować na taką łupinkę jedzenie na pół roku?

– Jest trudno. Zabiorę żywność liofilizowaną. Mam jej spory zapas. Nie jest zbyt smaczna, ani kaloryczna, ale to najlepsze rozwiązanie. Wodę będę raczej gotował raz dziennie.

Będzie Pan wspomagał się oceanicznymi rybami?

– Oczywiście. Będę próbował. Tu, na północnym Pacyfiku, na terenie który jest najbardziej szkwałowy, sztormowy, gdzie przetaczają się fronty wyżowe, niżowe, powodując sztormy, każdy wioślarz od początku do końca jest rozbitkiem. Tu trzeba wieść życie rozbitka, nie wymagając zbyt wiele. Każdy dzień jest dniem podarowanym. Trzeba być dobrej myśli i liczyć na szczęście, bo ono będzie bardzo pomocne. Nie da się wiosłować tą łodzią pod silny wiatr, ani gdy dmie z boku. Przydałoby się szczęście, by wiatr jak najmniej przeszkadzał. No i oczywiście żeby zdrowie dopisało i psychika, o której już mówiliśmy. Człowiek potrafi przywyknąć do różnych ekstremalnych warunków. Przecież ludzie przeżywali nawet obozy koncentracyjne. Byleby tylko nie nastąpiły w psychice zmiany, które nie pozwolą się odnaleźć po powrocie.

Zastanawiam się jak trudno musiało być Pana najbliższym, zaakceptować tak niezwykły plan. Muszą Pana bardzo kochać pozwalając na spełnianie tak ryzykownych marzeń.

– Myślę, że tak. Ale też będzie wiadomo gdzie jestem, będzie ze mną kontakt. Nie będzie tak źle.

Słyszałam, że na oceanie będzie z Panam obecna muzyka, bo zabiera Pan ze sobą wodoodporną klawiaturę. A czy zabierze Pan też jakąś ulubioną książkę?

– Właśnie się zastanawiam nad tytułem. Na pewno będę musiał ją wziąć w wersji elektronicznej. Jestem przekonany, że tam dobra będzie każda literatura. Człowiek może wybrzydzać tutaj, gdy ma wybór. Tam będzie się chłonąć wszystko po to, żeby przenieść się w świat trochę innych doznań. Z drugiej strony, czuję się wyróżniony, że będę mógł „dotknąć” tego oceanu tak, jak nie zrobi tego żaden marynarz, ani nawet żaden żeglarz. Będę miał największy kontakt z tą ogromną przestrzenią, z mieszkańcami jej głębi. Wiem na pewno, że wokół mojej łodzi powstanie jakieś środowisko, jakiś mini ekosystem, bo przecież wszystko co pływa, momentalnie bywa zagospodarowywane. Wiem, że w cieniu łodzi będą się chroniły różne ryby, mam nadzieję nawet na jakieś  przyjaźnie. Myślałem przez chwilę, żeby zabrać ze sobą w podróż szczura. Byłoby to bardzo fajne, ale doszedłem do wniosku, że  mógłby mi poprzegryzać jakieś kable i dopiero miałbym kłopot. A gdybym dla odmiany chciał wziąć ze sobą kota, musiałbym zabrać dla niego żywność, wiec też ta koncepcja też odpada.

 Wyobraża Pan sobie swój powrót, moment gdy zobaczy Pan ląd?

– Myślę, że muszę tym żyć.  To będzie moje wielkie, towarzyszące mi nieustannie wyobrażenie. Wizualizacja, która będzie mnie podtrzymywać na duchu.

Czego można Panu życzyć na dobrą i szczęśliwie zakończoną drogę?

– No właśnie nie wiem. Życzenie stopy wody pod kilem byłoby kpiną skoro tam głębokości będą sięgać 8-9 kilometrów. Pewnie tradycyjnie – połamania wioseł! A ja nie będę dziękował.

W takim razie: połamania wioseł! Będziemy na Pana czekać z niecierpliwością. Tak jak na kolejną, pasjonującą książkę z Pana niezwykłej, najtrudniejszej dotąd wyprawy.

– Do zobaczenia. Zapraszam do śledzenia losów oceanicznego rozbitka.

Bardzo dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Iwona Kalinowska

  • OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • Oceaniczny Rozbitek
  • Oceaniczny Rozbitek
  • Oceaniczny Rozbitek

Zobacz również inne wątki z tej kategorii

Najnowszy numer czasopisma Lakiernik
Newsletter

Bądźmy w kontakcie Zapisz się do naszego Newslettera

Newsletter
Copyright (C) lakiernik.com.pl
Realizacja strony: Estymo
Wyjście
Przeiń na górę